Krajobraz po bitwie w obozie Lagerthy w pełni skupia się na nowej relacji Heahmunda z królową wikingów. Obopólna fascynacja jest sama w sobie intrygująca i z jakimś potencjałem na rozwój. Wygląda to inaczej, niż związek Heahmunda z Ivarem, który oparty był na innych zasadach. Jednocześnie odnoszę wrażenie, że podejście biskupa do Lagerthy kształtuje się zbyt szybko i za gwałtownie. Nagle ot tak deklaruje jej lojalność, która prawie wychodzi ponad jego wiarę. Ciut to naciągane i przyspieszone. Wręcz ta fascynacja, wchodząc na rejony pożądania i być może potencjalnego uczucia, jest motywem, który powinien rozwijać się kilka odcinków. Za bardzo to nagłe, choć w jakimś stopniu zrozumiałe. Kto, poznając Lagerthę, nie chciałby oddać jej miecza na usługi? Ma potencjał na dalszy rozwój, bo mimo pewnych naciągnięć, wygląda to naprawdę dobrze. Z każdym odcinkiem 5. sezonu serialu Vikings utwierdzam się w przekonaniu, że wątek Flokiego jest zbyteczny i pusty. Wszystko rozgrywa się torem oczywistości ukazanych w sposób mdły, ograny i nieciekawy. Nie czuję w tym nic atrakcyjnego, bo śmierć na rajskiej wyspie Flokiego była kwestią czasu. Twórcy nie kryli przewidywalności tego wątku od samego jego początku. A Floki pomimo dojrzewania w kogoś lepszego, w wizjonera, który chce zmienić świat, nie panuje nad tym, co się dzieje. Mam największy zarzut wobec jego zachowania, bo brak reakcji na wyraźne oznaki konfliktu doprowadził do tego, co widzimy na ekranie. Nie ma tu żadnego większego celu, który dałby satysfakcję i usprawiedliwiłby ten wątek. Zbyt to wszystko wymuszone. Ivar Irytujący powraca i podejmuje dość absurdalne decyzje. Cała scena rozmowy z Bjornem w siedzibie Haralda wydaje się nie tylko zbyteczna, ale też dziwaczna. Wiele razy już widzieliśmy, że nie da się mu przemówić do rozsądku, bo w istocie on szalony nie jest. To głupiec i jego bezsensowne próby pojmania Bjorna to potwierdzają. Ta decyzja jedynie zabiera Ivarowi ostatnie pokłady czegoś, co czyniło go wikingiem. To miała być zabawa? Czemu miała służyć taka akcja? Przecież wiemy, jak Harald jest honorowy, więc ta próba jedynie pogłębia problem Ivara, bo nie jest usprawiedliwiona fabularnie i nie jest wyjaśniona motywacjami bohatera. Jest kolejną karykaturalną wstawką mającą podkreślić jego nieprzewidywalność, ale ponownie jest to nieprzekonujące przedstawione. Najbardziej w tym odcinku dziwi mnie fakt, że Rollo ot tak decyduje się dać wojowników Hvitserkowi. Co jak co, ale sądziłem, że ten bohater będzie chciał chronić dziedzictwo brata pomimo wszelkich konfliktów, jakie pomiędzy nimi były. Formalność tej decyzji jest zaskakująco sztuczna i po prostu dziwaczna. O dziwo, najciekawiej jest w Wessex, gdzie Aethelwulf próbuje być królem i... kończy swoje panowanie. Zaskoczeniem jest, że ktoś tak silny i potężny umiera przez zwykłą reakcję alergiczną spowodowaną użądleniem osy. Jest to w pewien sposób symboliczne z uwagi na to, że sam mówił o wikingach jako o żądle, które atakuje ich całą Brytanię. Kwestia następcy dąży do oczywistego finału, ale przeprowadzono to całkiem nieźle. Zaskoczeniem jest momentalnie wyjście Judith z cienia, które pokazuje, jak te lata z Egbertem dały jej doświadczenia i wiedzę. Sporo w tym emocji, zwłaszcza w kwestii konfliktu z Aethelredem. Co prawda, nadal nie jestem przekonany do Alfreda jako króla, z uwagi na aktora bez charyzmy, ale cały wątek zdecydowanie na plus. Odcinek bardzo spokojny, bez większych emocji czy niespodzianek. Bardzo duże spowolnienie po dynamicznym 8. odcinku służy przygotowaniu fundamentów pod ostatni odcinek przed przerwą. Tytuł Prosta historia zobowiązuje. Solidnie, z kilkoma niedociągnięciami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj