UWAGA: Mogą wystąpić spoilery!
Z racji nadmiaru czasu i wrodzonej pasji do filmów, skusiłem się na seans w pobliskim kinie. Moją uwagę przykuły dwie produkcje, o których słyszałem lepsze i gorsze rzeczy - Babylon AD i Rocknrolla.
Babylon AD to produkcja francuskiego reżysera Mathieu Kassovitza znanego wcześniej z reżyserii takich filmów jak "La Haine" ("Nienawiść") oraz "Gothika"; produkcja ta powstała na podstawie opowiadania "Dzieci Babilonu". Na ten właśnie film studio FOX wydało lekką ręką 60 milionów dolarów. Film mega hitem kasowym nie został - w pierwszy weekend wyświetlania zarobił jedynie 12mln dolarów. W dodatku nad produkcją zawisło mroczne widmo - w postaci mądrych głów ze studia Fox, którym finalny wygląd filmu nie bardzo się spodobał i które w związku z tym, kazały Kassovitz'owi przerobić i przemontować cały film. I to właśnie niestety, bardzo rzuca się w oczy, już od pierwszych sekund filmu, gdzie praktycznie wszystko co widzimy, zostało już zawarte w zwiastunie! Idąc dalej za tym stwierdzeniem, muszę przyznać, że w momencie w którym obejrzycie zwiastun, możecie darować sobie cały film.
Coś o treści filmu...
Starzejący się najmenik - Toorop, grany przez Vin Diesel'a dostaje za zadanie eskortowanie tajemniczej dziewczyny - Aurory (Mélanie Thierry), z klasztoru w Kazakhstanie do Nowego Yorku. I większość filmu to właśnie owa podróż Toorop'a, Aurory i jej opiekunki - siostry Rebeki, granej przez Michelle Yeoh. Co chwilę jesteśmy karmieni wystrzałami, wybuchami, praniem po mordach, przeplatanymi wraz z efektownymi pościgami na wszystkim co ma koła lub płozy. A to tylko po to, aby na koniec z przykrością stwierdzić, że gdzieś umknęło nam zakończenie.
Podczas oglądania filmu miałem nieodparte wrażenie, że ja już to wszystko gdzieś widziałem, tylko w lepszym wykonaniu. I faktycznie, film momentami przypomina "Johnny'ego Mnemonica" z Keanu Reeves'em. W obu filmach występują podobne motywy - kurier z "towarem", na który wszyscy polują, gangi renegatów walczących w podziemiu i obłąkani przedstawiciele nowej wiary.
Gra aktorów stoi na przyzwoitym poziomie, Diesel perfekcyjnie wczuł się w starego, zabijającego bez skrupułów, wyjadacza. Piękna jest scena w której służby specjalne przychodzą do jego mieszkania, podczas wieczornej kolacji i pierwsze słowa, które wypowiada Toorop do jednego z żołnierzy to "Pamiętasz, kiedy ostatnim razem powiedziałem tobie, że jeśli jeszcze raz wycelujesz we mnie broń, to cię zabiję?". Widz od razu dostaje do zrozumienia, że Toorop nigdy nie żartuje, a gdy przemówi, każde jego słowo niesie ze sobą ciężar przeżytych chwil. Vin Diesel, którego widzimy, to już nie ten sam Diesel co w "Pitch Black", czy "Fast & Furious", w Babylon AD jest po prostu zmęczonym mordercą, z bagażem doświadczeń i podwójnym podbródkiem, porusza się mozolnie, ale widząc go, wiesz, że w każdej chwili może zrobić coś nieprzewidywalnego, jest trochę jak uśpiona kobra.
Babylon AD to film posklejany z różnych elementów, niekoniecznie współgrających ze sobą, czasami bardzo kontrastujących ze sobą scen, w którym zostawiono sporo niewyjaśnionych wątków, napchano na siłę efektami i scenami akcji, dorobiono zakończenie, wycięto sceny "zadawania bólu" i wysłano do kin na pożarcie masom z plakietką "od 13 lat".
Idąc na seans nie oczekiwałem niczego innego jak nieskomplikowanej fabuły, która pozwoli mi się rozerwać przed główną perełką wieczoru. Rozrywkę otrzymałem, tylko że ostatnim razem gdy mi ją zaserwowano w podobny sposób, często wychodziłem do kuchni przygotowując obiad i sporo straciłem z fabuły, tym razem, choć siedziałem w kinie przez cały film, nie zasypiając ani na chwilkę, wrażenie było identyczne.
Podsumowując, muszę wyrazić szczerą chęć zakupu wersji reżyserskiej tego filmu, z nadzieją że nadrobię wszystko to, co straciłem podczas seansu, oczywiście o ile mądre głowy ze studia, kiedykolwiek na taką wersję zezwolą, po tym jak sam reżyser obrzucił swoje dzieło błotem, wyrażając niepochlebne opinie o wytwórni FOX...
Drugi Film, który był główną atrakcją mojego wieczoru, to "RocknRolla".
Jest to kolejny film Guy'a Ritchiego, reżysera takich filmów jak "Lock, Stock and Two Smoking Barrels" ("Porachunki") i "Snatch" ("Przekręt"). Wzorem swych poprzednich filmów, Guy przedstawia nam historię cwaniaczków, większych cwaniaczków, bossów owych cwaniaczków i wszystkich innych, którzy są z "kantem" przewodnim filmu jakoś związani. W filmie występuje kilka znanych z poprzednich części i lubianych przez widownię motywów. Ci którzy pamiętają ze "Snatch" - nieśmiertelnego ruska - Boris'a the Blade (Borysa Brzytwę), nie zawiodą się i tym razem :) Guy zadbał o siepaczy ze wschodu w swoim filmie ;)
Główny motyw filmu to sprzedaż kawałka ziemi w Londynie, który nagle nabrał olbrzymiej wartości rynkowej, skupiając na sobie uwagę wszystkich ciemnych typów, oraz pewnego rosyjskiego biznesmana. Biznesman ma swój szczęśliwy obraz, który pożycza swemu angielskiemu wspólnikowi do czasu zawarcia umowy, który z kolei ów obraz gubi i tutaj zaczyna się jazda. Każdy za czymś goni: jedni za obrazem, jedni za 7mln euro, jedni za miłością, a jedni za tajemniczym kapusiem, który co rusz wydaje swoich kumpli z półświatka. Nie chcę ujawniać treści filmu, więc powiem tylko, że wszystko się w miarę dobrze kończy, jak na prawdziwy film gangsterski przystało.
Film jest świetny, o niebo lepszy od fatalnego "Revolveru". W "RocknRolla" w przeciwieństwie np. do "Snatch", nie ma głównego bohatera, tutaj wszyscy odgrywają ważne role, każdy ma swoją historię, która układa się w jeden wielki obrazek. Oryginalnie film miał być pierwszą częścią trylogii, jednak na razie nie wiadomo czy pomysł wypali - wszystko jest uzależnione od tego czy i ile kasy film zarobi (sam budżet filmu wynosił 20mln dolarów).
A kim jest tytułowy RocknRolla? To człowiek, który trzyma wszystko w garści, boss bossów, capo di tutti capi. To jest prawdziwy RocknRolla, ktoś kto wie co, jak i gdzie jest grane. Polecam ten film wszystkim którzy lubią dobrą muzykę, tym którym podobał się "Snatch", "Lock, Stock and Two Smoking Barrels" i tym którzy sromotnie zawiedli się na "Revolver", lub odczuli niedosyt/niesmak oglądając podobny gatunkowo "Smokin' Aces" ("As w rękawie").
Prawdziwy Guy Ritchie wrócił do formy!
Niech żyje Guy Ritchie!
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat