Thor: miłość i grom w miniony piątek zadebiutował w rodzimych kinach. Wiemy już, że Polacy są naprawdę ciekawi najnowszej odsłony MCU; w ostatni weekend w naszym kraju sprzedano na nią 266 182 biletów. Z Waszych komentarzy wnioskujemy również, że chcecie dowiedzieć się, jak film Marvel Studios został oceniony przez redakcję naEKRANIE.pl - na tym polu spieszymy z pomocą.  Postanowiliśmy zrezygnować z tradycyjnej recenzji spoilerowej (w ostatnim czasie nie cieszyły się one wśród Was dużą popularnością), by w jej miejsce podzielić się z Wami krótkimi opiniami tych redaktorek i redaktorów, którzy zdążyli już obejrzeć Thora 4. Wygląda na to, że produkcja Domu Pomysłów budzi wśród nas mieszane uczucia; choć nie brakuje pochwał, pojawia się też kilka naprawdę gorzkich wniosków... Dajcie nam w komentarzach znać, jak Wy przyjęliście najnowszą odsłonę ekranowych przygód boga burzy. Będziemy również wdzięczni za Waszą opinię w zasadniczej kwestii: czy chcielibyście na naszej stronie w dalszym ciągu czytać recenzje spoilerowe, czy też forma, którą dziś się z Wami dzielimy, może być dla Was ciekawsza? Zapraszamy do spoilerowej dyskusji!

Thor: miłość i grom - opinie redakcji naEKRANIE.pl

  • Michał Kujawiński - ocena 8/10

Humor nie działa tak samo dobrze jak w Ragnaroku, ale produkcja ma zdecydowanie lepsze wątki dramatyczne, które doskonale przeplatane są ze scenami odpowiedzialnymi za wywoływanie śmiechu. Historie Odinsona, Thora i Gorra wybrzmiewają, chwytają za serce i są wiarygodne od pierwszej do ostatniej minuty. Niestety, Miłość i grom to film mniej spójny od  Thor: Ragnarok. Wkrada się tu chaos. Postacie powinny dostać więcej przestrzeni niezbędnej do tego, żeby podnieść całość na jeszcze wyższy poziom. Podobnie jest ze stroną wizualną, która jest bardzo nierówna. Jednak to nie zmienia faktu, że reżyser ma oko do postaci i potrafi kręcić je w sposób widowiskowy i bardzo komiksowy. Ostatecznie uwielbiam pracę wykonaną przez Waititiego, bo utkana w tym filmie treść podnosi na duchu i wzrusza. Nie mam wątpliwości, że będę do tego widowiska wracał wielokrotnie w przyszłości.
  • Piotr Piskozub - ocena 6,5/10

Po seansie dochodzę do kilku gorzkich wniosków. Po pierwsze, Taika Waititi niekoniecznie musi być cudownym dzieckiem Nowej Zelandii, które dokonało artystycznej inwazji na Hollywood – to raczej kuglarz, który wyjątkowo dobrze poczuł się z łatką jednego z najoryginalniejszych reżyserów. Mam wrażenie, że twórca jest niebezpiecznie blisko stanu wystrzelania się ze świeżych pomysłów, co stara się kamuflować przez wszędobylski w jego dziełach humor. Po drugie, skoro już o żartach mowa, granica między inteligentną ironią a poczuciem zażenowania bywa niebezpieczna – miejcie na uwadze te słowa, gdy zastanawiacie się nad tym, które ze scen filmu Thor: miłość i grom faktycznie powstały dla kolokwialnej „beki”. W moim przekonaniu było ich zbyt dużo. Po trzecie, wędrówka boga burzy po MCU przypomina podróż po labiryncie, w którym zawsze trafiasz do punktu początkowego. Kolejna śmierć bliskiej postaci, kolejna trauma, kolejna terapia, kolejne próby igrania z emocjami widza, który ma współczuć bohaterowi. Można raz, góra dwa, lecz filmowy bóg burzy jest na tym etapie przejścia od dobrych kilku lat. Po czwarte, Kevin Feige kłamie. Całkiem niedawno przekonywał on, że Miłość i grom w żaden sposób nie jest kontynuacją Ragnaroku. Niestety, jest zgoła inaczej. Thor 4 na poziomie struktury narracyjnej i rozwiązań fabularnych w zaskakująco wielu momentach przywodzi na myśli zaktualizowaną wersję Thora 3. Po piąte, Christian Bale jest doskonały w roli Gorra, lecz do tego stopnia doskonałości w ekspozycji złoczyńcy nie doskakują sami twórcy – ewolucja mentalna antagonisty przebiega na ekranie skrótowo. Po szóste, jest coś przedziwnego w fakcie, że jednym z najlepszych wątków produkcji jest potraktowana subtelnie i nienachalnie historia rozwoju relacji Thora i Jane. Rzućcie kamieniem, jeśli tego wątku nie baliście się najbardziej. Po siódme, Miłość i grom wciąż jest produkcją „niezłą”. Tylko tyle. Aż tyle. „Fajniuchna” część MCU potrafi wlać się do serduszka. Serce może jednak nie wytrzymać, jeśli Marvel oczekuje od nas nieustannie tego samego rytmu.
  • Wiktor Fisz - ocena 8/10

Chyba żaden film MCU nie był tak blisko cringe’u jak Thor: Miłość i grom. Z drugiej strony żaden w tak bezpretensjonalny i radosny sposób nie dostarczał energii i tzw. momentów „fu... yeah!!”. To wielce niedoskonały obraz pełen fabularnych mielizn, chaotycznego montażu i kiepskiego CGI. Jakie to jednak ma znaczenie, gdy bohaterowie wjeżdżają na pełnej petardzie przy dźwiękach Guns’n’Roses? Film dostarcza, co trzeba, choć Waititi, jadąc po bandzie, prawie wypada z toru. I jeszcze jedno: w odróżnieniu od większości widzów jestem #teamGorr.
  • Paulina Guz - ocena 6,5/10

Thor: Ragnarok to dla wielu ulubiony film Marvela, który postawił wysoką poprzeczkę swojemu następcy. Niestety, Thor: miłość i grom niekoniecznie sprostał tym oczekiwaniom. Film jest dobry, jednak nie jest wybitny. Niektóre żarty nie trafiają, ponieważ pojawiają się zbyt często i z czasem robią się męczące. Choć dramat przetykany śmiechem to specjalność Taiki Waititiego, to w tym wypadku coś poszło nie tak. Elementy komediowe przyćmiewają poważne wątki, zamiast pomóc im wybrzmieć. Jednak to wciąż kawał dobrej rozrywki. Relacja Jane i Thora wreszcie została pokazana tak, że jesteśmy w stanie uwierzyć w to wielkie uczucie. Christian Bale naprawdę odnalazł się w roli marvelowskiego złoczyńcy. Dobre aktorstwo, energia i chemia pomiędzy bohaterami to mocne punkty filmu. Dla mnie największym plusem było zakończenie.
  • Tymoteusz Wronka - ocena 6/10

Thor w MCU przechodzi przedziwną ewolucję. Pompatyczne widowiska, które zamęczały widza patosem, zostały odmienione przez Taikę Waititiego w Ragnaroku, gdzie dostaliśmy akcyjniaka pełnego humoru. Nowozelandzki twórca jednakże nie mógł się powstrzymać przed jeszcze mocniejszym przestawieniem wajchy. W efekcie Miłość i grom potrafi rozbawić, choć czasem jest to humor mocno wymuszony, ale jednocześnie potrafi też nudzić, gdy na jaw wychodzą braki fabularne, płaskość postaci i wymuszone budowanie melodramatycznej relacji między Thorem i Jane Foster. Bywa śmiesznie, bywa widowiskowo, ale też męcząco. Po seansie pozostaje wrażenie zlepka gagów, bijatyk i rzewnych scen jako tako posklejanych ze sobą.
  • Dawid Muszyński - ocena 9/10

Thor: Miłość i Grom to moim zdaniem najlepsza część serii i świetny prognostyk na dalszy rozwój tego bohatera. Do tego jest to najlepszy film 4. fazy MCU. Udowadnia, że można napisać fajną historię bez korzystania z fanserwisu, który mocno obecny był w produkcjach Spider-Man: Bez drogi do domu czy Doktor Strange w multiwersum obłędu. Gdzieś tam w siedzibie Disneya powinien powstać zapis w kontrakcie, że solowe filmy o Thorze może kręcić tylko Taika Waititi. Fani z pewnością by nie protestowali. Oczywiście, znajdą się osoby, które będą twierdziły, że potencjał Gorra został tutaj zmarnowany i że należało nakręcić opowieść mocniej angażującą i eksploatującą ten czarny charakter. Jednak moim zdaniem Taika wyciągnął z niego, ile się dało. W konwencji, jaką sobie wymyślił, mroczniejsza historia by się po prostu nie sprawdziła.

Thor: miłość i grom - lista gościnnych występów

materiały prasowe
+9 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj