W ostatnich latach przy okazji różnych filmów i seriali zdecydowanie nadużywa się słowa "kultowy". Czasem usiłuje się nam wręcz wmówić, że film jest kultowy jeszcze zanim go ktokolwiek zobaczy. Niestety w ten sposób słowo to traci na znaczeniu i coraz ciężej rozróżnić i pokazać tytuły naprawdę zasługujące na to wyróżnienie. To jeden z nich.
Wszystko zaczęło się na antenie ABC i potrwało zaledwie jeden sezon. Tak, tak to taki Firefly lat siedemdziesiątych – jeden sezon a potem legenda, książki, komiksy, próby reaktywacji. Ale najpierw był pan Glen A. Larson i jego pomysł skonsumowania mody na fantastykę przygodową, którą rok wcześniej wywołały kinowe "Gwiezdne Wojny". Glen, doświadczony telewizyjny producent natychmiast przystąpił do pracy i stworzył Battlestar Galacticę - opowieść, która zaczyna się od zniszczenia ziemskiej cywilizacji (dwunastu kolonii) przez złych Cylonów. Zagłady unika jedynie garstka statków, które pod przewodnictwem tytułowej Battlestar Galactiki podróżują przez kosmos w poszukiwaniu domu. Sami widzicie – trochę "Gwiezdnych Wojen", trochę "Star Treka", parę idei od mormonów, wymieszać i na antenę.
Pełnometrażowy pilot, który wyemitowano 17 września 1978 r. był wówczas najdroższym telewizyjnym pilotem w historii (kosztował 7 milionów dolarów). Niestety po początkowym sukcesie oglądalność szybko zaczęła spadać i z końcem sezonu serial anulowano. I tu właśnie zaczyna się opowieść o kultowości tego tytułu, bo rok na jednej z wielkich amerykańskich anten wystarczył, by powstała spora (choć niewystarczająca do utrzymania emisji) grupa fanów. By nie powiedzieć fanatyków. Do tego stopnia zakochanych w produkcji Larsona, że jeden z nich, piętnastolatek z Minnessoty popełnił samobójstwo na wieść o skasowaniu serialu.
Co było tak fascynującego w tej produkcji? Z dzisiejszej perspektywy wygląda to przede wszystkim na słabą podróbkę "Star Wars" (twórcy BSG zostali zresztą za to podani do sądu), pełną tekturowych stateczków kosmicznych, śmiesznych kosmitów, a nawet psa-robota (którego z kolei podpatrzono w Doktorze Who). Jedno co moim zdaniem broni się do dziś, to nieźle wymyślone postaci – od komandora Adamy przez Apollo, Starbucka, Boomera po Serinę. Ale to nie był serial dla dziewczynek, więc Serina (grana przez Jane Seymour) po pierwszych kilku odcinkach znika z opowieści, pozostawiając więcej miejsca na męskie strzelaniny i kosmiczne pojedynki.
To urocza telewizyjna ramotka, której nie polecam serialowym drapieżnikom, chcącym tylko by było nowocześnie, szybko, ostro i wyraziście. Żaden z nich nie wysiedzi nawet kwadransa przed telewizorem. Ten serial przerażająco się zestarzał – znacznie gorzej i bardziej niż klasyczny "Star Trek" czy pierwsze sezony Doktora Who. Jest w nim jednak jakiś nieprzemijający urok. To on spowodował, że do dziś powstają literackie i komiksowe kontynuacje klasycznej BSG, że trzy lata później powstał serial "Galactica 1980", w której ci sami bohaterowie po latach podróży odnajdują Ziemię... i który skasowano jeszcze szybciej (po dziesięciu odcinkach i w połowie opowieści). To w końcu dzięki niemu dostaliśmy w 2003 nową Battlestar Galacticę - remake, a jednocześnie serial nowoczesny, wyśmienity i absolutnie godny uwagi. Ale to już zupełnie inna historia.
"Battlestar Galactica" | |
Gatunek: science fiction | W rolach głównych: Richard Hatch, Dirk Benedict, Lorne Greene, John Colicos, Maren Jensen, Noah Hathaway, Jane Seymour |
Twórca: Glen A. Larson | |
Liczba sezonów/odcinków: 1/24 |
Odcinki polecane: "Saga of a Star World" (1-3), "Lost Planet of the Gods" (4-5), "The Living Legend" (12-13) |
Lata emisji: 1978-1979 | |
Dostępność: DVD (bez polskich napisów) | |
czytaj o serialu w naszej bazie |