W ostatnich latach filmy komiksowe ugruntowały swoją pozycję jako odrębny gatunek kinowy, najpopularniejszy pośród hollywoodzkich widowisk wysokobudżetowych. Z tego też powodu oddzielnie i obszernie zapowiadamy je na 2017 rok.
Fabuła: Kilka miesięcy po wydarzeniach z Batman v Superman, zainspirowani poświęceniem Supermana dla ludzkości, Bruce Wayne i Diana Prince zbierają team metaludzi, który będzie musiał zmierzyć się z katastroficznym zagrożeniem ze strony Steppenwolfa i Parademonów. Ci zaś szukają na Ziemi trzech Mother Boxów.
Gwiazda:Chris Terrio
Pamiętacie jeszcze, jak na etapie kręcenia Batman v Superman ogłoszono, że poprawki w scenariuszu ma nanieść Chris Terrio? Artysta, który chwilę wcześniej zdobył Oscara za film Argo. Wtedy spekulowano, że do gatunku superbohaterskiego może wnieść coś nieoczekiwanego i głębszego. Po premierze nikt już o tym nie przypominał. Ostatecznie za oficjalnych scenarzystów wpisano Chrisa Terrio i znienawidzonego Davida S. Goyera. Jeśli się nad tym zastanowić, to dialogi w filmie prezentowały pewien dualizm. Były takie, które zapadały w pamięć i można je cytować, były też nieudane żarty, sztuczność i przesada. Kto odpowiadał za co? To już nieważne, bo pod kluczowym względem opowiadania historii zawalili grupowo, wespół z Zackiem Snyderem, który nie kontrolował pękającego w szwach materiału. Terrio już jednak zupełnie samodzielnie odpowiada za Justice League i tutaj może udowodnić jakim jest twórcą i co wnosi do gatunku. W wywiadach zapowiadał, że odrobił tytaniczną pracę, osadził film w kontekście mitologicznym i dla każdego bohatera znalazł odpowiednią, indywidualną perspektywę. Może to być unikalna historia, grunt, żeby była jednak spójna, klarowna i przemyślana. Wtedy wirtuoz wizualizacji, Zack Snyder, będzie mógł skupić się wyłącznie na tym co robi najlepiej. A wygramy wszyscy.
Przełom:Jason Momoa | Ezra Miller | Ray Fisher
W tym przypadku widzę kilku aktorów, którzy mają potencjał, aby jasno zabłysnąć. Przede wszystkim ogromna szansa na przełom rysuje się przed Rayem Fisherem, aktorem teatralnym, który debiutował na ekranach kin dopiero w Batman v Superman. Ktoś w końcu musi przejąć pałeczkę od Willa Smitha i Denzela Washingtona, a kandydatów nie jest tak wielu. Ezra Miller zjednał sobie krytyków rolą w filmie We Need to Talk About Kevin z 2011 roku, rok później potwierdził swój talent w The Perks of Being a Wallflower, ale od tego czasu słuch trochę o nim zaginął. Niedawno zagrał jednak w widowisku Fantastic Beasts and Where to Find Them i prawdopodobnie jeszcze pojawi się w tej serii. Dał też minimalną próbkę, jak wyglądał będzie Flash w jego wykonaniu. Doniesienia z planu sugerują, że Miller będzie komediową ozdobą Justice League. Przemyca w filmie naturalny humor, ekspresyjność i lekkość jakiej potrzebuje uniwersum, możliwe więc, że rola ta przypomni Hollywood jego postać. A może wcale aktorowi na tym nie zależy? Łatwo zauważyć bowiem, że to ekscentryk chadzający własnymi ścieżkami.
Podobnym charakterem jest też Jason Momoa, szalenie charyzmatyczny hawajski aktor, którego poznaliśmy w serialu Game of Thrones, gdzie wcielał się w Khala Drogo. Na swoim koncie ma kilka mniej znaczących ról w filmach (m.in. Conan the Barbarian) i innych serialach, takich jak niszowe The Red Road i niedawne Frontier. Jego ekranową estymą, wynikającą głównie z charakterystycznej aparycji, można by obdzielić obsadę samodzielnego filmu. Jest więc spora szansa, że wyróżni się na drugim planie nadchodzącej superbohaterskiej ekranizacji. Prognostykiem ku temu są też wypowiedzi Zacka Snydera, który nie może nachwalić się współpracy z Momoą.
Oczekiwania: Oczekiwania są ogromne, tego nie ma co ukrywać. Pierwsza kinowa ekranizacja Ligi Sprawiedliwośći, to potężny ciężar gatunkowy. Zwiastun z San Diego Comic-Con nastraja umiarkowanie pozytywnie. Nie ma żadnej potrzeby, żeby DC wzorowało się tutaj na filmach Marvela i powielało funkcjonującą tam tonację. Estetycznie film powinien zachować wypracowany standard uniwersum, rozwinąć go o indywidualną stylistykę nowych bohaterów i skupić się przede wszystkim na opowiedzeniu wartkiej historii. Z odpowiednią ekspozycją, budowaniem napięcia, rytmem i widowiskowym rozwiązaniem intrygi w trzecim akcie. Po chichu mam także nadzieję, że jednak więcej zobaczymy tu efektów praktycznych i pięknych krajobrazów, a mniej nachalnego green screenu i CGI. W najlepszym wypadku, to powinno być właśnie widowisko – skupione na interakcjach głównych bohaterów i nastawione na spektakularną akcję. Nie potrzeba tu łopatologicznych zapędów filozoficznych, ale przede wszystkim chodzi o – dojrzałą i możliwie poważną – ale jednak rozrywkę. Skłaniającą do myślenia, acz wciskającą w fotel. W najśmielszych snach byłby to więc Mad Max: Fury Road dla gatunku superbohaterskiego, ale na to przyjdzie chyba poczekać, póki sam George Miller nie zaangażuje się w ekranizowanie komiksów.
Scenariusz pesymistyczny: Podobnie jak w przypadku Wonder Woman, czarny scenariusz, to powtórka z Batman v Superman, a więc historia, która przemawia tylko do garstki widzów, skopana na dodatek pod względem uniwersalnych standardów prowadzenia opowieści. Pod tym kątem gorzej niż we wcześniejszym dziele Snydera już być raczej nie może, acz podobnie myślano o Suicide Squad. Wiele wskazuje (zmiany w strukturze Warner Bros, zatrudnienie Geoffa Johnsa) na to, że studio odrobiło jednak pracę domową i nie będzie już tak perfidnie ingerowało w proces artystyczny swoich twórców. Pastwienie się nad ekranizacjami DC stało się ostatnio dość powszechne i przesadne, a tak naprawdę jedyne co wymaga poprawy, to właśnie ów rdzeń – sztuka opowiadania historii. Cała obudowa prezentuje satysfakcjonujący poziom. To ogromny potencjał, któremu wcale nie potrzeba wiele, aby rozjaśnieć w pełnej krasie i nawiązać umowną walkę z Marvelem. Pesymistycznym scenariuszem byłby więc brak scenariusza, a na to się szczęśliwie nie zanosi. Zamiast więc wywoływać wilka z lasu, czekamy na przyjście Steppenwolfa.
Reżyser:Zack Snyder| scenariusz: Chris Terrio
Nie ma złudzeń, że twórczość/styl Zacka Snydera polaryzuje widzów i krytyków. W perspektywie czasu jego dzieła zwykle jednak zyskują, a nie tracą. W momencie premiery Watchmen nie spotkało się z szczególnie przychylnymi opiniami, a dziś uważane jest za jedną z najlepszych ekranizacji w historii. Niezwykle udane tytuły, to także: Dawn of the Dead i 300. Późniejsze Sucker Punch zostało już jednak zmieszane z błotem, a Man of Steel zebrał raczej przeciętne (i niezasłużone w moim mniemaniu) recenzje. Trzeba więc przyznać, że Snyder nie ma ostatnimi laty dobrej passy i Justice League będzie dla niego okazją do przywrócenia blasku i chwały. Co dość łatwo zauważyć, amerykańscy dziennikarze niespecjalnie lubią się z twórczością reżysera, ale ja sam uważam się za fana. Czasem wręcz akolitę, więc jestem dobrej myśli.
Obsada: Ben Affleck (Bruce Wayne / Batman), Henry Cavill (Clark Kent / Superman), Amy Adams (Lois Lane), Gal Gadot (Diana Prince / Wonder Woman), Jason Momoa (Arthur Curry / Aquaman), Ezra Miller (Barry Allen / The Flash), Ray Fisher (Victor Stone / Cyborg), Willem Dafoe (Nuidis Vulko), Jesse Eisenberg (Lex Luthor), Jeremy Irons (Alfred Pennyworth), Diane Lane (Martha Kent), Connie Nielsen (Królowa Hippolyta), J. K. Simmons (James Gordon), Ciarán Hinds (Steppenwolf), Amber Heard (Mera), Kiersey Clemons (Iris West)