Supergirl to popularna bohaterka z komiksów, która niedawno powróciła na ekrany telewizorów w nowym serialu. Jak wygląda historia tej postaci na przestrzeni lat i jak się kształtowała?
Twórcy alternatywnych wariantów powieści graficznych od dawna eksperymentują z postacią Supergirl. Mamy więc Power Girl (i to od roku 1976) – teoretycznie tę samą biologiczną postać co Kara, ale bardziej dojrzałą, przebiegłą i sprowadzającą do parteru za pomocą agresywniejszego stylu walki; jest Supergirl (Matrix), która nie wiedzieć czemu bardzo lubi, gdy wpisuje się ją w refleksję religijną: a to jest „zrodzonym na Ziemi aniołem”, a to w niektórych komiksach teleportuje się do piekła; Cir-El to z kolei domniemana córka Supermana; wreszcie Ariella Kent to też superdziewczę, tyle że z… 853. wieku. Dla kanonu postaci Supergirl najistotniejszymi wydarzeniami były te związane z serią Kryzys na nieskończonych Ziemiach. Jej scenarzysta, Marv Wolfman, również odkrył przytoczoną wyżej tajemnicę poliszynela: niby Superman to ostatni ocalały z Kryptona, a jednak dookoła niego pałęta się cała zgraja tych, których dowody osobiste także były wyrobione na planecie Kal-Ela. Chcąc nadać Człowiekowi ze stali aurę wyjątkowości, którą przez lata systematycznie tracił, kryptońskie niedobitki zaczęły padać jak kaczki – nie inaczej było z postacią Supergirl. Początkowo Kara przeniosła się na tamten świat (choć z tym kolokwialnym określeniem trzeba uważać, przykładając je do opisu powieści graficznych, no bo który świat to w nich „tamten”?) tak dobitnie, że bez większego znaczenia mogła pojawiać się w komiksach niekiedy tylko jako zjawa, ewentualnie ktoś, kogo można nazwać „aniołem stróżem”. Od 2001 roku podnosiły się jednak głosy o ponowne tchnięcie życia w postać Supergirl, co trzy lata później w końcu nastąpiło. Ba, Kara stała się nie tylko supernastolatką, ale w ogóle spadł na nią jakże znamienny tytuł „Dziewczyny ze stali”. W odsłonie New 52 jej kosmiczny statek nie zatrzymał się nawet w Kansas - uderzył z taką siłą, że przebił ziemską skorupę i nasza bohaterka wyszła z pojazdu… na Syberii. Można bardziej? Można. Można na ekranie? Niekoniecznie.
W animowanym świecie DC, jeśli postać Supergirl już się pojawiała (np. w Superman: The Animated Series czy w Superman/Batman: Apokalipsa), była traktowana przez twórców w ogromnej większości po macoszemu, pełniąc jedynie rolę ozdobnika lub przystawki dla znacznie bardziej wprawionych w bojach herosów. Nieco lepiej poszło w aktorskim świecie: telewizyjne Smallville ukazywały jej nastoletnie przygody i zmagania z własnym brzemieniem od 7. sezonu (w rolę Kary wcieliła się Laura Vandervoort), jednak serial powodował w umyśle widzów pewną konfuzję, gdyż już 4 lata wcześniej dosłownie na moment pojawiła się w nim dziewczyna, która twierdziła, że pochodzi z Kryptona (w tej roli… Adrianne Palicki). Na dużym ekranie Supergirl debiutowała w 1984 roku w solowym filmie, a w rolę tytułowej bohaterki wcieliła się Helen Slater. Choć w obsadzie można napotkać gwiazdy dużego kalibru (Peter O’Toole, Faye Dunaway, Mia Farrow), to obraz został jednak katastrofalnie przyjęty przez krytyków, publikę i – zwłaszcza – box office. W Superman III Kara miała pojawić się jako… zrodzona z surogatki córka Brainiaca, która swego ojca i kuzyna popchałaby w absurdalny trójkąt miłosny, jednak na szczęście zrezygnowano z tych planów. A niedawno widzowie poznali nową serialową Supergirl w osobie Melissy Benoist.
Gdy przychodzi do analizy wizerunku Supergirl, uderza przede wszystkim jej dziewczęco-kobiecy seksapil. Przepiękna blondynka o delikatnych (jednak nie zawsze) rysach twarzy i przenikliwym spojrzeniu. Choć w kwestii doboru stroju nie była nazbyt kreatywna (kusa spódniczka zastępuje to coś, co ma na nogach jej kuzyn, nawet gdy widzimy tam tylko majtki nałożone na spodnie), to jednak mocno przestrzegałbym przed banalizowaniem emploi tej superbohaterki. Poza mocami latania, nadludzkiej siły, wzmocnionych zdolności sensorycznych i wzrokowych, wytężonego słuchu i wytrzymałości twórcy komiksowi przez lata uwypuklali także jej geniusz intelektualny i artystyczny oraz poliglotyzm. Nawet to zestawienie wpływa na odbiór Supergirl: w odróżnieniu od charyzmatycznego kuzyna Kara to amerykańska dziewczyna z sąsiedztwa, która zmaga się również z problemami typowymi dla współczesnych jej nastolatków. Bywa naiwna w wyborach emocjonalnych, kocha, cierpi, płacze, marzy i tęskni. Być może dlatego z biegiem lat włodarze DC widzieli (i nadal widzą, o czym przekonuje historia telewizyjno-filmowych adaptacji jej przygód) w niej przede wszystkim odpowiedź na bolączki dziewczyn w okresie dojrzewania. Raczej niesłusznie, gdyż równie silnie Kara może oddziaływać jako kobieta z krwi i kości. Zupełnie inną historią pozostaje sprawa, czy na żeńskim tronie w DC jest miejsce dla kogokolwiek innego niż dla Wonder Woman. Zanim bezrefleksyjnie odpowiemy, warto wbić sobie do głowy prawdę Maksa Paradysa o tym, że kobieta również potrafi bić. Bić i na trwale zapisywać się w popkulturze.