Świat komiksu to odwieczna walka dobra ze złem, która stanowi podstawę nadzwyczajnych przygód superbohaterów. Może to przypominać założenia rodem z bajek, gdzie dobro zwycięża zło, ale komiksy mają to do siebie, że są nieprzewidywalne, a o utartym zakończeniu nie ma nawet mowy. Twórców jest cała masa, więc i historie obierają różny tor. I to jest ten moment, kiedy można spodziewać się dosłownie wszystkiego. Komiks to świat możliwości i postępu. Powstawanie coraz to nowszych serii o superbohaterach zapewnia wydawnictwom stały rozwój, utrzymywanie się na rynku i co więcej, niesłabnącą popularność. Gdzieś w tym całym szaleństwie jest jednak pewna reguła – w świecie komiksu to mężczyźni stoją na podium. Jest tak, że to kultowe postacie promują konkretną markę i zawsze przy tej okazji wymienia się Supermana, Batmana czy Spider-Mana. Nie jest to w żaden sposób rażące, bo z nimi kojarzone są największe komksiarskie stajnie – DC i Marvel – i nie ma w tym niczego złego. Są to bohaterowie z wypracowaną renomą, ale czy warto się do nich ograniczać? Jest przecież tak, że uniwersa obu wydawnictw zdają się nie mieć granic, dzięki czemu dają olbrzymie pole manewru. Postaci jest od groma, więc czemu ciągle słyszymy o jednych i tych samych bohaterach w popkulturowym zgiełku? I gdzie w tym wszystkim są panie, które dałyby radę niejednemu złoczyńcy? Żeby zrozumieć fenomen panów na komiksowych kartach trzeba się cofnąć wiele dekad wstecz, gdzie to mężczyźni byli uważni za silną płeć, której należy się władza i kontrola. Kobieta pełniła rolę ozdobnika czy właściwie pomocnika, który w jakiś sposób traktowany był jako dodatek. Nie było tak wszędzie i zawsze, ale ogólnie rzecz biorąc, tak wkradł się stereotyp do świata popkultury. Odbiło się to na komiksach, w których dominowała męska płeć, a kobiety zepchnięte były zaledwie do drugoplanowych lub nawet epizodycznych ról. Dopiero w latach 40. XX wieku w USA pojawiła się superbohaterka, która posiadała nadludzkie moce – Fantomah. Komiks, w którym wystąpiła osiągnął duży sukces i można uznać go za przełomowy tytuł dla kobiecych bohaterek. Przez kolejne lata powstawały nowe komiksy, w których role kobiece nie kojarzyły się już tylko z kochankami czy kurami domowymi, a z odwagą, siłą i charyzmą. Przykładem może być pierwsza marvelowska bohaterka, Black Widow, która, co może wydawać się teraz dziwne, była wszechstronnie obdarowana. Była supersilna, potrafiła latać i stawać się niewidzialną (a to i tak jeszcze nie koniec jej umiejętności!). Lata 40. to otwarcie się komiksu na kobiece superbohaterki, które szybko stawały się idolkami, mającymi z założenia służyć jako wzór do naśladowania. Warto wspomnieć, że w tamtych czasach jedyną kobietą tworzącą komiksy była June Tarpe Mills i było na to swój sposób krzywdzące. Bohaterki kreowane przez mężczyzn zdawały się być, po ściągnięciu ich superstrojów, stereotypowymi kobietami – siedzącymi w domu i troszczącymi się o obiad na stole. Kolejne dziesięciolecia to lata szukania nowych rozwiązań i tworzenia coraz to rozmaitszych komiksowych wariacji. Każda dekada okazywała się źródłem inspiracji dla fantastycznych postaci i miała swój odcisk na komiksowych wydarzeniach. Lata 50. to odstąpienie od kobiecych walorów i traktowania ich jako głównej atrakcji okładki. Kolejna dekada to okres walk o równouprawnienie kobiet, co nie pozostało bez wpływu na komiksowy świat. Dokładnie tego samego chciano dla superpań z komiksów. Przede wszystkim miało ich być więcej, chciano także, by były równie ważne, co męskie postacie. Tak też się stało – kobiety zyskały na sile, a ich znaczenie wreszcie urosło do rangi pełnoprawnych herosek, niezależnych i mających swoje zdanie.
fot. DC
Kultową postacią, debiutującą w 1941 roku w zeszycie "All-Star Comics vol. 1", była Wonder Woman. Komiks powstał dla All-American Publications, czyli dla wydawnictwa, które z czasem, wraz z dwoma innymi, zaczęło tworzyć DC Comics. Z tak charakterystyczną kobiecą bohaterką zaczęła się cała przygoda dla jednej z najlepszych komiksowych stajni. Amazońska księżniczka odegrała przełomową rolę nie tylko w świecie komiksu, bo oprócz tego, wpłynęła także na świat rzeczywisty, stając się wzorem do naśladowania dla młodych dziewczyn. Wonder Woman to niepodważalna kobieca potęga, która stała się symbolem siły i sprawiedliwości. Służyła za wzór dla wszystkich – i nie chodzi tu tylko o czytające komiks dziewczęta, ale także o samych superbohaterów, którzy nie mogli się równać z piękną Dianą. Powodzenie tej postaci okazało się kluczowe dla wszystkich kobiecych bohaterek, ponieważ dzięki Wonder Woman dostrzeżono jak jasnym punktem może się okazać oddanie głównej roli kobiecie. Diana funkcjonowała na komiksowym rynku jako w pełni indywidualna postać, której niepotrzebny był nikt inny do osiągnięcia sukcesu. Wonder Woman niejednokrotnie pojawiała się także na małym ekranie. Jej pierwsze wystąpienie w serialu Who's Afraid of Diana Prince? z 1967 roku z Lindą Harrison w roli głównej nie przyniosło jednak sławy pięknej Amazonce. Podobnie było z resztą z pełnometrażowym filmem z Cathy Lee Crosby z 1974 roku, gdzie główna bohaterka nie przypominała siebie z komiksowych opowieści. Dopiero serial z lat 70. o tym samym tytule okazał się prawdziwym sukcesem, który zapieczętował znaczenie Wonder Woman na całym świecie. Lynda Carter, odgrywająca główną rolę, wykreowała bohaterkę, która zapisała się w kartach historii na dobre. Wonder Woman to ucieleśnienie kobiecego piękna i podążania za miłością, ale w iście amazońskim stylu starożytnej wojowniczki. Nie od dziś przecież wiadomo, że Diana Prince to symbol feminizmu, która sama może zawalczyć o siebie i stanąć w obronie słabszych. A tego, że to także najważniejsza kobieta w uniwersum DC Comics, nie trzeba chyba dodawać.
Źródło: Warner Bros.
Warto w tym miejscu jednak przeskoczyć aż do lat 90. XX wieku, w których nastąpił swoisty przełom w kształtowaniu bohaterów. W tamtych czasach można mówić już o odważnych strojach i ryzykownych rozwiązaniach fabularnych. Było to spowodowane konserwatyzmem poprzednich lat, do których wkradał się pewien kanon, czy to męskich, czy kobiecych postaci. Chciano uwolnić ten świat od przyzwyczajeń i otworzyć go na zupełnie nowe podejście. Dla kobiet była to zmiana, która dotyczyła przede wszystkim ich wyglądu. Ich stroje raziły w niektórych zeszytach wulgaryzmem i aż emanowały seksapilem. Same nosicielki kusych strojów stały się odważniejsze, a ich moce potężniejsze niż kiedykolwiek. Komiks otworzył się na superbohaterki w każdym tego słowa znaczeniu. Przestały już być postrzegane jako słabe i kruche, a zaczęły budzić grozę i podziw wśród wielu – także męskich – osobników. Gdy nadszedł wreszcie czas na filmowe wersje komiksowych historii, świat znowu został uderzony męskim czynnikiem X. Na ekranach pojawiali się mężczyźni obsadzeni w głównych rolach, a kobiety pozostawione były gdzieś z boku. To wygodne podejście spowodowane było przeliczeniem szansy na odniesienie sukcesu poszczególnych filmów. O wiele łatwiej postawić przecież na klasyczne męskie postacie –  takie jak Batman czy Superman – które w świecie komiksu są bardziej rozpoznawalne od swoich koleżanek. Przewaga mężczyzn na ekranie z jednej strony jest oczywistym zabiegiem, ale z drugiej bardzo ignorującym potencjał kobiet. Nawet jeżeli, ogólnie rzecz biorąc, są mniej popularne, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w nie zainwestować i dać im szansę. Część komiksowych kobiet została jednak na ekranie ograbiona ze swojego pierwotnego pazura. Za przykład może posłużyć Rogue, która pojawiła się po raz pierwszy w X-Men w 2000 roku i nie miała wiele wspólnego ze swoją papierową odpowiedniczką. Jej charakter został doszczętnie zmieniony i przestylizowany na nastolatkę, która zmaga się z body horrorem. Jak na tak silną komiksową postać ciężko uwierzyć w jej filmową rolę damy w opałach. Identyczne osłabienie dotyczy Sue Storm z Fantastic Four z 2005 roku. Nie chodzi tutaj o rozbieżność z komiksem, ale o wyodrębnienie szczególnie jej postaci, która zmaga się z nadużyciem swoich mocy i konsekwencjami z tego płynącymi. Jako jedyna z członków FF ma problem z korzystaniem z pełni swoich sił, ponieważ narzucono na nią limit wytrzymałościowy. I tak, o ile jej zdolności same w sobie są potężne, tak szkoda, że zostały ograniczone. W tym miejscu nasuwa się także postać Liz Sherman z Hellboy z 2004 roku, która przez swoją niekontrolowaną moc ma problemy z nawiązaniem bliższych znajomości właściwie z kimkolwiek. Liz jest jak chodząca bomba i przez izolację od świata wydaje się być nie tylko samotna, ale także słaba psychicznie – nie ufa sobie i dla dobra innych woli pozostać zamknięta. Przypomina to w pewnym sensie przypadek Hulka, który także wybierał samotne ścieżki, ale różnica między nimi polega na tym, że Hulk mógł dawać upust swoim emocjom, a Liz miała zaledwie kilka krótkich scen, gdzie pokazała, co tak naprawdę potrafi.
Źródło: materiały prasowe
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj