Koncepcja uniwersum i słynne popkulturowe światy
Ostatni czas jest bardzo ciekawy, jeśli chodzi o dominację kulturowych uniwersów, które nie dotyczą już tylko relacji komiks-film, ale też rozgałęziają się na wiele innych części popkulturowego świata. Jest to dobry moment, żeby zaprzyjaźnić się z koncepcją uniwersum.
Kultura popularna jeszcze nigdy nie była tak transmedialna, bazująca na relacjach pomiędzy różnorodnymi mediami. To przekłada się na zupełnie nowy rodzaj konsumowania rozrywki. Dzisiaj warto mieć duży apetyt na popkulturę, bo nie wystarczy obejrzeć filmu, czasem trzeba też odpalić nowy serial, sięgnąć po jeszcze ciepły komiks i dopiero wtedy możemy mieć pewność, że jesteśmy na bieżąco z kreowanym przez twórców uniwersum. Te światy są bardzo rozległe, co rodzi potrzebę uporządkowania rzeczywistości.
Nie ma oczywiście żadnego przymusu, żeby po zobaczeniu w kinie nowych Avengers sięgać też po seriale na Disney+. Twórcy nie zmuszają widowni do oglądania czegoś, czego nie jest w stanie obejrzeć lub zwyczajnie nie chce, bo przykładowo interesuje ją wyłącznie kinowe doświadczenie. Zależy im jednak na przekonaniu nas, że jest na końcu tego wszystkiego nagroda, bo jeśli w danym uniwersum jest się na całego, to wówczas można domagać się profitów. Takim prezentem od scenarzystów z pewnością jest pojawienie się bohatera z serialu u boku kinowych herosów. Ostatnie lata zdecydowanie stoją pod znakiem dominacji kulturowych uniwersów, zależnych od siebie fragmentów większego świata. Spójrzmy chociażby na Marvela - to niedookreślona fikcyjna rzeczywistość bazująca na komiksach, ale trudno mówić o twardym podziale na komiksowe i filmowe uniwersum. Chociaż treści jednego nie przelatają się z drugim, to jednak granica między nimi jest coraz bardziej umowna. Wyobrażam sobie, że kwestią czasu jest wizyta postaci z filmu w komiksie i na odwrót, kiedy nasi bohaterowie z ekranu trafią na kilka minut do graficznej opowieści w ramach chwilowej przygody.
Inne znane przykłady kulturowych światów to oczywiście popularne franczyzy - Gwiezdne Wojny, Transformers, LEGO lub Harry Potter. Ich funkcjonowanie można przyrównać do gumy, która potrafi rozciągać się w nieskończoność, byle tylko produkt pasował do ram danego uniwersum. Jeśli będzie to fanowska opowieść lub wideo, nie stanie się raczej kanoniczną pozycją z resztą uniwersum, ale wszystko zależy od odbioru fanów, którzy wpływają na kulturową rzeczywistość. Twórca kreuje początek, tworzy jądro, wokół którego rozrasta się cała planeta. Dla Gwiezdnych Wojen będzie to Nowa Nadzieja George'a Lucasa, dla Harry'ego Pottera pierwsza książka J.K. Rowling, natomiast dla Marvela... trudno powiedzieć. Pewnie debiutancki komiks z logo wydawnictwa. Od tych momentów pierwotnych światy mogły rosnąć i rosnąć, dochodząc dziś do miejsca, w którym transmedialny charakter utrudnia zdefiniowanie współczesnego sposobu konsumowania treści.
Po zobaczeniu Nowej Nadziei sięgamy po kolejne filmy, ale możemy też wybierać między grami, komiksami oraz książkami, a duża część z tych pozycji rozgrywa się przed narodzinami Luke'a Skywalkera, więc możemy poznawać ten świat z różnych stron. Wiedza wyniesiona z medium filmowego pomaga nam w poruszaniu się po książkach lub grach, a obcowanie z nimi wszystkimi przynosi wartość dodaną - zwiększamy swoje kompetencje i poczucie przynależności. Koncepcja uniwersum stała się niezbędnym terminem do określania wciąż dynamicznie zmieniającego się zjawiska.
Świat licznych relacji
Możemy więc ustalić, że każdy rozległy wszechświat, zanim stanie się uniwersum, musi mieć swój mit założycielski - produkcję, która dała początek wszystkiemu, co później wokół tego było tworzone. W przypadku Marvela, Gwiezdnych Wojen lub Harry'ego Pottera, wszelkie rozróżnienia są bardzo łatwe. Mamy Kapitana Amerykę z uniwersum Domu Pomysłów, który obecny jest w każdym możliwym medium pod różnymi postaciami i wariacjami. Historie te przeplatają się (filmy/seriale) lub nie (komiksy/filmy), ale wciąż wychodzą z jednego miejsca. Trudność pojawia się w momencie, gdy powiązania między danymi dziełami kultury nie są tak oczywiste. Wcześniej dużo pisało się o Tarantinoverse, czyli uniwersum filmów Quentina Tarantino, które zdają się pod wieloma względami tak podobne, że jesteśmy w stanie uwierzyć w ich spójny charakter. Sam autor wielokrotnie puszczał oko do widzów, sugerując nam jeden wspólny świat. Czy możemy mówić o uniwersach w przypadku innych filmowców? Czy David Lynch tworzy jedno uniwersum? Czy Martin Scorsese kreował różne warianty tej samej postaci granej przez Roberta De Niro? Nie wszędzie to działa, ale warto zwrócić uwagę chociażby na Joon-ho Bonga, twórcę Parasite. W jego filmach nie ma klarownych, metatekstualnych odniesień, ale jest w nich coś, co przekłada się na spójny charakter wszystkich produkcji. Wszechświat Bonga wskazuje na różnice klasowe, odwołuje się często do baśni, miesza gatunki i pokazuje bohaterów skrzywdzonych przez życie. W swojej pracy magisterskiej, poświęconej między innymi temu zagadnieniu, pozwoliłem sobie nazwać jego uniwersum "moralnym wszechświatem", w którym bohaterowie żyją w chaosie i targani są problemami tożsamymi dla koreańskiego społeczeństwa. Widzimy zatem, że możemy mieć do czynienia z nieoczywistymi uniwersami.
Filmy wchodzą w relacje z nowymi mediami i wykraczają daleko poza to, co oferują same w sobie. Nie raz i nie dwa dana produkcja otrzymywała po swojej premierze prequel w postaci komiksu lub sequel napisany w formie książki. Synergiczne powiązanie narracji oraz zachęcanie widza do transmedialnej interaktywności przekłada się na różne relacje między mediami1. Świadomość tego stanu jest szczególnie istotna teraz, kiedy twórcy odważnie sięgają po koncepty związane z wieloświatem. Przykładów nie trzeba daleko szukać z powodzeniem robiły to seriale aktorskie DC od The CW, które łączyły ze sobą różne uniwersa wykreowane wokół Arrowverse. Tym samym każdy większy event śledziły osoby nie tylko będące na bieżąco z Supergirl lub Flashem, ale też inni widzowie, ciekawi zobaczenia na ekranie wszystkich herosów w jednym momencie. Wiadomo jednak, że seriale nie są w stanie wykorzystać tego zjawiska na pełną skalę, a co za tym idzie, nie dotrze to do wszystkich konsumentów. W teorii za film, który otworzył globalnie widzów na te koncepty, uznać można animację od studia Sony - Spider-Man Uniwersum. To wprowadzenie pokazuje fanom, że istnieje trudna do zliczenia liczba wersji Spider-Mana i jest to zupełnie normalne. W praktyce jednak legitymizację nurtu w kinie może zapewnić jedynie film aktorski (Loki też pokazuje nam warianty, ale to jednak serial), więc oficjalnie za produkcję wprowadzającą powinniśmy uznać Spider-Man: Bez drogi do domu. Pierwszy raz na ekranie globalna widownia zobaczyła połączenie trzech światów - trylogii Sama Raimiego, serii Niesamowity Spider-Man oraz Pajączka z Kinowego Uniwersum Marvela. To oznacza, że dzisiaj, oglądając Spider-Mana z 2002 roku, możemy traktować go na dwa sposoby: jako część własnego uniwersum stworzonego przez Sony i Raimiego, ale też jako część MCU. Jest to nowość, która daje ogromne możliwości. I chociaż może to być jeszcze dla niektórych dość mylące, to jednak koncept multiwersum powoli przestaje być skomplikowaną zagadką.
Wybrane filmowe i telewizyjne uniwersa
Kina niedługo odwiedzi Doktor Strange z drugą częścią. Zwiastuny sugerują nam, że zobaczymy różne alternatywne rzeczywistości (w tym też komiksy?), co jeszcze może namieszać w postrzeganiu kulturowych uniwersów. Za rok w kinach pojawi się też film Flash od konkurencyjnego DCEU, w którym powróci między innymi Batman w wykonaniu Michaela Keatona z uniwersum Tima Burtona. Możliwości są nieograniczone, jeszcze jest wielu aktorów, którzy pewnie chętnie wrócą do swoich postaci odgrywanych przed wieloma laty, co wyciśnie nostalgiczną naturę widza niczym ścierkę i zbuduje odpowiednie zainteresowanie wokół nowego tytułu.
Wszystko wszędzie naraz
Żyjemy więc w bardzo ciekawych dla widzów czasach, w których można doświadczać jednego uniwersum na wiele różnych sposobów. Daje to ogromne możliwości twórcze, bo już teraz mamy przykład filmu, który nie odwołuje się do komiksów Marvela lub DC - Wszystko wszędzie naraz. Jest to kapitalna produkcja bazująca na koncepcji wieloświatów od strony bardziej metafizycznej, pokazująca nam różne wersje życia głównej bohaterki. Jest coś jeszcze, ale nie chciałbym zdradzać szczegółów, bo warto podejść do tego obrazu z otwartą głową i dawać się zaskakiwać na każdym kroku. Wydaje mi się jednak, że wykorzystanie alternatywnych światów jest atrakcją, której doświadczymy jeszcze wiele razy. Być może będzie to motyw, który określi nam tę dekadę w kinematografii.
Znamy już łączone uniwersa, wykorzystywanie postaci z filmu w serialu (Obi-Wan Kenobi z własną produkcją po latach, Luke Skywalker w The Mandalorian) lub powracanie do bohaterów granych przez aktorów przed laty (Tobey Maguire jako Spider-Man i Michael Keaton jako Batman),a także zabawę równoległymi światami i przechodzenie z jednego do drugiego. Multiwersum może też być oczywiście mieczem obosiecznym, bo mimo swojego potencjału może zostać sprowadzone do wspominek, odwoływania się do przeszłości i bazowania na fan serwisie. Wskazówką dla twórców niech będzie wspomniane wyżej arcydzieło w reżyserii Dana Kwana i Daniela Scheinerta. Twórcy pamiętali, że doświadczenie buduje nie tylko ciekawy pomysł, ale też serce oddane bohaterom i fakt, że mają oni wiele spraw do rozwiązania. Ujrzenie swoich innych wersji może tylko pomóc w uświadomieniu sobie, że warto pewne rzeczy przepracować tu i teraz.