Był to rok niezwykły nie tylko dzięki rekordowym wpływom z biletów. W przeciągu dwunastu miesięcy zaprezentowano nam całą gamę różnych produkcji, których jakość często pozytywnie zaskakiwała. Niektórzy uważają, że pod tym względem był to ostatnio jeden z lepszych okresów i trudno się z tym nie zgodzić, patrząc na przekrój prezentowanych tytułów.

Przygotowaliśmy dla Was ogólne zestawienie naszym zdaniem najlepszych filmów 2012 roku. Są tu komercyjne hity, które poziomem oferowanej rozrywki podbiły nasze serca, ale także i kino ambitne, które mile połechtało naszą duszę, zapadło w pamięć i zmusiło do myślenia.


[image-browser playlist="596356" suggest=""]

"AVENGERS"

Prawdopodobnie najlepsza ekranizacja komiksu ostatnich lat. Whedonowi udało się przedstawić grupę superbohaterów w taki sposób, że żadna z postaci nie jest zaniedbana. Tym samym otrzymaliśmy jeden z lepszych filmów rozrywkowych tego roku! Reżyser jak nikt inny czuje klimat komiksów Marvela i z lekkością buduje relacje pomiędzy kolejnymi bohaterami, bo to właśnie nie akcja i efekty napędzają całą produkcję, ale tytułowi Avengersi, którzy jako drużyna docierają się przez cały film, by w końcówce móc połączyć siły i pracować jako zespół. Ich słowne utarczki, docinki i przekomarzania to świetny popis scenopisarstwa, a dla widza kapitalna zabawa i uśmiech nie schodzący z twarzy. Chemią, jaka wytwarza się pomiędzy postaciami można by zaopatrzyć niejedno laboratorium.

Obraz Jossa Whedona to również doskonałe widowisko, naładowane akcją, która apogeum osiąga w spektakularnej końcowej bitwie. Finałowy pojedynek na długo zapada w pamięć, a niektóre towarzyszące mu ujęcia wywołują niezdrową radość u widzów, którzy wychowali się na komiksach Marvela. Nasza redakcja już nie może doczekać się kontynuacji. Adam nawet połamał biurko wykrzykując przy tym: Hulk smash!

[image-browser playlist="596357" suggest=""]

"HOLY MOTORS"

Triumfalny powrót Leosa Caraxa do kręcenia filmów po kilkunastu latach. “Holy Motors” jest wyrazem miłości do kina - pełen intertekstualizmów autorski obraz Francuza oddaje hołd kinu gatunkowemu i to nie gorzej niż za pomocą pastiszu robią to amerykańskiego produkcje.

Film konkurował o najważniejszą nagrodę na festiwalu w Cannes razem z wymienioną tu “Miłością”. Choć przegrał to trudno powiedzieć, że spotkał się z chłodniejszym przyjęciem - “Holy Motors” po prostu mocno podzieliło krytyków. Jedni byli pod wrażeniem geniusza Caraxa, inni uznali francuską produkcję za niezrozumiały bełkot. W sedno trafił jeden z twittów, który pojawił się w sieci tuż po premierowym pokazie: “Holy Motors... Holy shit.”

[image-browser playlist="596358" suggest=""]

"HOBBIT: NIEZWYKŁA PODRÓŻ"

Oczekiwany powrót do Śródziemia satysfakcjonuje aż tak, że nie mogliśmy go nie umieścić w naszym zestawieniu. Peter Jackson nie zawodzi, osiągając wysoki poziom opowiadanej historii, która potrafi oczarować od pierwszych minut. Wielka przygoda, okraszona dawką momentami rubasznego humoru i nowymi dla fanów kinowego Śródziemia bohaterami. Każdy inny, ciekawy i intrygujący z wysuwającym się na czoło Bilbo Bagginsem ze świetnym Martinem Freemanem.

Peter Jackson pokazuje jak robi się dobre kino fantasy, którego po “Powrocie króla” nie było dane nam zbyt często doświadczyć. Jeden z najlepszych rozrywkowych filmów roku.

[image-browser playlist="596359" suggest=""]

"LOOPER"

Od dłuższego czasu w kinie brakowało bardziej stonowanych akcyjniaków, które nie atakowałyby widza teledyskowym montażem, ogromną ilością wybuchów, pościgów i wszystkiego tego, czym można przysłonić kiepski scenariusz. Na szczęście istnieją jeszcze twórcy, którzy potrafią wykreować ciekawych bohaterów, stworzyć niebanalną historię i tchnąć w swoje dzieło ducha lat 80. Rian Johnson swoim “Looperem” zaskoczył chyba wszystkich. Obraz, o którym nie mówiło się zbyt wiele i który nie posiadał zakrojonej na szeroką skalę kampanii reklamowej okazał się tegorocznym czarnym koniem. Choć motyw podróży w czasie nie jest niczym nowym, to reżyser podszedł do niej w sposób świeży i pomysłowy. Najważniejsi są tutaj sami bohaterowie, ich motywacje i przemiana jaką z czasem przechodzą albo i nie.

Choć “Looper” nie jest filmem doskonałym, to i tak naszym zdaniem zasługuje na wyróżnienie, ponieważ oferuje coś więcej od większości współczesnych przedstawicieli gatunku, a ponadto posiada kilka zaskakujących zwrotów akcji i zapadających w pamięć scen. Największą zaletą obrazu Johnsona jest jednak przede wszystkim klimat przywodzący na myśl złoty okres ery VHS. To film, który kojarzyć będziemy z produkcjami, jakimi raczyliśmy się w młodości, a jakich się obecnie praktycznie nie kręci. Dlatego też Joe i jego starsze ja dostają zasłużone miejsce na liście, a kto się z nami nie zgadza ten wyląduje w kapsule i zostanie odesłany 30 lat w przeszłość w wiadomym celu...

[image-browser playlist="596360" suggest=""]

"MISTRZ"

Największym atutem najnowszego filmu Paula Thomasa Andersona jest umiejętność trzymania uwagi widza, mimo opowiadania historii, która wydaje się snuć bez wyraźnego celu, czy kierunku. Perfekcyjne zdjęcia i nietypowi bohaterowie sprawiają jednak, że z chęcią wchodzimy do tego świata i staramy się zrozumieć co kryje się za warstwą fabularną obrazu. “Mistrz” to ponadto aktorski pojedynek. Joaquin Phoenix i Philip Seymour Hoffman świetnie wypadają na ekranie, tworząc kreacje niejednoznaczne, nietypowe, skupiające uwagę. Są osobistościami, które przyciągają, jak i odpychają widza. Ich obecność na ekranie intryguje, zaskakuje i budzi emocje. Dla ich wspólnych scen warto zobaczyć ten film.

"Mistrz" to obraz specyficzny, nietypowy, nie skierowany raczej do szerokiej publiczności. A jednak taki, który ogląda się z zaciekawieniem. Pobudzający zwoje mózgowe. Obraz do samodzielnego przetrawienia, przemyślenia, z którym bezapelacyjnie trzeba się zapoznać.

[image-browser playlist="596361" suggest=""]

"MIŁOŚĆ"

Michael Haneke przed projekcją filmu “Ukryte” (choć może się to odnosić do każdego obrazu austriackiego reżysera) powiedział kiedyś do publiczności: “Życzę Państwu niemiłego wieczoru”. I rzeczywiście trudno seans “Miłości” do przyjemnych zaliczyć. Do udanych na pewno, ale stanowczo nie do przyjemnych.

Nagrodzony Złotą Palmą w Cannes film to wzruszająca opowieść o odpowiedzialności, starości i umieraniu. Trudna, bolesna, powolna - taka zresztą jak i nieuchronna śmierć. Historia dwójki staruszków jest szalenie prosta, ale w niebywały sposób epatuje wiarygodnością, sprawiając że widz nie przestaje o niej myśleć na długo po wyjściu z kina.

[image-browser playlist="596362" suggest=""]

"MROCZNY RYCERZ POWSTAJE"

Choć niepozbawione scenariuszowych nielogiczności, trzecie widowisko Christophera Nolana znakomicie wieńczy nową serię o Człowieku Nietoperzu. Gdy żałowaliśmy Heatha Ledgera, nikt nie podejrzewał, że ktoś może stworzyć podobnej wartości kreację superłotra - zamaskowany Tom Hardy pokazał nam jak bardzo się myliliśmy. Jego tubalny głos szerzył anarchistyczne treści w zmęczonym już ciągłą walką z przestępczością Gotham. Zresztą, bylibyśmy poważnie zdziwieni, gdyby Batman z Anne Hathaway u boku nie dałby rady.

[image-browser playlist="596363" suggest=""]

"NIETYKALNI"

Jedna z najbarwniejszych historii, jakie powstały w ubiegłym roku. Obraz produkcji francuskiej powstał w wyniku współpracy duetu reżyserskiego - Oliviera Nakache i Erica Toledano. Podjęto się opowiedzenia wyjątkowo trudnej historii w... szczery sposób. Historia niepełnosprawnego milionera imieniem Philippe, którym opiekuje się czarnoskóry Driss, potrafi zarówno zaskoczyć widza świetnym dowcipem, jak i skłonić do naprawdę głębokiej refleksji.

Fabuła filmu jest prosta. Nikt nie próbuje zaskoczyć widza w finale czymś, co powinno wywołać na jego twarzy zdziwienie. Wydawałoby się, że obraz opowiada niecodzienną historię. Jednak już po chwili obcowania z nim, zdajemy sobie sprawę, że poza tą całą oprawą kryją się rzeczywiste problemy, które nieraz dotykają wielu z nas. Największą siłą “Nietykalnych” jest prostota przekazu, dzięki której film śmiało można polecić zarówno młodszemu, jak i temu bardziej doświadczonemu widzowi.

[image-browser playlist="596364" suggest=""]

"OPERACJA ARGO"

Chociaż Benowi Affleckowi trudno odmówić aktorskiego kunsztu, trzeba przyznać, że zdecydowanie bardziej wartościowa jest jego praca w roli reżysera. “Operacja Argo” opowiada bardzo poważną historię w wyjątkowo przyjazny sposób. Jak przystało na produkcję amerykańską, trudno odmówić jej pewnych cech, które zazwyczaj idą w takich przypadkach ze sobą w parze. Operacje ratowania amerykańskich zakładników znajdujących się na terenie posiadłości ambasadora Kanady w Teheranie, poprzedzona została wprowadzeniem w początki tego konfliktu politycznego. Dużo uwagi poświęcono też przygotowaniom amerykańskiego rządu do samej misji.

Wiele sytuacji, zwłaszcza tych do których dochodziło w trakcie przygotowań Agencji, doprowadzono niemal do granic absurdu. “Operacja Argo” potrafi widza porządnie rozśmieszyć i aż do samego końca utrzymać w niebywałym napięciu..

[image-browser playlist="596365" suggest=""]

"RAID"

Hit z Indonezji dzięki osobie reżysera Garetha Evansa w wyśmienity sposób łączy kino wschodu-zachodu. Sama historia prosta jak budowa cepa, ale wystarczająco solidna, by umożliwić nam śledzenie poczynań głównego bohatera z niemałą dawką emocji. Evans imponuje w podejściu do kręcenia scen akcji - nieraz mówił w wywiadach, że prace zaczyna od planowania sekwencji walk, a dopiero całej reszty. To procentuje, dzięki czemu dostajemy niebywale dynamiczną, fantastycznie nakręcone i brutalne pojedynki, w których poczucie, że jest to walka o życie jest wręcz namacalne. Dodajmy do tego znakomite zdjęcia - długie, oddalone kadry pozwalają nam cieszyć się umiejętnościami i wymyślną choreografią. Tak widowiskowych pojedynków wprawiających w zdumienie nie mieliśmy od czasów “Ong Bak”, ale należy podkreślić, że twórcy “Raid” poszli krok dalej - prezentując coś więcej niż ich tajscy koledzy.

“Raid” dokonał także rzeczy zaskakującej - potrafił przekonać do siebie nie tylko wielbicieli kina kopanego, ale zwyczajnych widzów, zwykle obcujących z akcyjniakami z Hollywood. Zdecydowanie w naszej ocenie najlepszy film akcji dekady.

[image-browser playlist="596366" suggest=""]

"SKYFALL"

To był najlepszy Bond na przestrzeni ostatnich 20 lat. Pokazują to fantastyczne wyniki finansowe, a także bardzo wysokie recenzje krytyków. Jeśli ktokolwiek wciąż jest przeciwny wyboru Daniela Craiga, niech obejrzy “Skyfall”, który kompletnie rozwiewa wszelkie wątpliwości. Nowy Bond to zdecydowanie świetne kino akcji, zrealizowane z odpowiednim rozmachem i jednocześnie składające hołd dla całej serii. Rozmaite smaczki i puszczanie oka do widza przez scenarzystów to ukłon w stronę fanów, którzy na przygodach Jamesa Bonda się wychowali i filmy z jego udziałem oglądają od dziecka.

Sam Mendes stworzył widowisko kompletne, bijące poziomem poprzednie “Quantum of Solace”, a nawet “Casino Royale”. Kluczowym posunięciem było zatrudnienie w roli głównego przeciwnika Bonda - Javiera Bardema, który swoim występem przyćmił pozostałych aktorów z obsady “Skyfall”. Mendes idealnie wpasował się w konwencję stworzoną w ostatnich latach przez Martina Campbella i kontynuowaną przez Marca Forstera. Trwający blisko 2,5 godziny “Skyfall” podzielony został na kilka rozdziałów, które idealnie się ze sobą uzupełniają i doprowadzają do kapitalnego finału, w którym poznajemy osobistą, prywatną stronę głównego bohatera, w miejscu jego urodzenia. Z niecierpliwością oczekujemy kontynuacji. Bond dawno nie był w tak dobrej formie, jak obecnie!

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj