Historia Petera Schønau Foga wydaje się być jak z bajki. Reżyser ukończył studia filmowe w czeskiej Pradze oraz w Kopenhadze, a jego studencki film krótkometrażowy Lille Mænsk z 1999 roku brał udział w licznych studenckich festiwalach. Nic więc dziwnego, że mały i hermetyczny filmowy duński światek z niecierpliwością oczekiwał na pełnometrażowy debiut. Takim sposobem w 2006 roku Peter Schønau Fog zaszokował oraz zachwycił widzów filmem Sztuka płakania – i to nie tylko w Danii! Poza Robertami produkcja zdobyła wiele nominacji na całym świecie (również na Warszawskim Festiwalu Filmowym czy Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Tofifest w Toruniu). Peter Schønau Fog został także wyróżniony na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastián, gdzie został uhonorowany nagrodą specjalną – Nagrodą Młodych. Z biegiem lat film stał się współczesnym klasykiem i zazwyczaj jest wymieniany jako jedna z najbardziej rozpoznawalnych duńskich produkcji ostatnich lat. Na czym polegał fenomen Sztuki płakania? Przede wszystkim na narracji. Głównym bohaterem jest jedenastoletni Allan, który stara się rozumieć, co się dzieje w jego rodzinnym domu. Na swój dziecięcy sposób próbuje pomóc ojcu. Historia od razu skojarzyła mi się z Zabić drozda w reżyserii Roberta Mulligana z 1962 roku na podstawie powieści Harper Lee o tym samym tytule. Tam również poznawaliśmy historię z perspektywy małej dziewczynki, Jean-Louise Finch, którą nazywano „Smykiem”. W Zabić drozda oczami dziecka przedstawiono problem rasizmu w trakcie procesu sądowego przeciw czarnoskóremu Robinsonowi, niesłusznie oskarżonemu o zabicie białej kobiety (sytuacja była o tyle skomplikowana, że ojciec dziewczynki był obrońcą oskarżonego). W Sztuce płakania małoletni Allan musi zaś zmierzyć się z pogrążonym w depresji ojcem, który terroryzuje rodzinę. Co ciekawe, scenariusz Bo Hr. Hansena do filmu powstał na podstawie powieści Erlinga Jepsena o tym samym tytule. Peter Schønau Fog już na samym początku odkrywa przed widzami wszystkie karty, nakreślając całą sytuację rodzinną bohatera. Ojciec (Jesper Asholt) użala się nad sobą, nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce. Często zalewa się łzami, czym stara się wzbudzić litość w pozostałych członkach rodziny. Matka (Hanne Hedelund) nie reaguje już na sceny męża i dla świętego spokoju wyrzuca go z sypialni. Jest głucha na prośby syna, który momentami wręcz błaga ją, żeby poszła do ojca i z nim porozmawiała. Kobieta po prostu faszeruje się tabletkami nasennymi i ucieka od problemu. Starsza córka, czternastoletnia Sanne (Julie Kolbech), nie może korzystać z nastoletniego życia, ponieważ każde próby spędzania czasu z rówieśnikami czy pierwsze miłości są brutalnie tłamszone przez zazdrosnego i zaborczego ojca. Jest również główny bohater, czyli Allan (Jannik Lorenzen), który nie rozumie, co się dzieje, i stara się posklejać rozbitą rodzinę w całość. Sztuka płakania nie pozostawia złudzeń, że dzieje się bardzo źle. Za zamkniętymi drzwiami dochodzi do kazirodczych gwałtów, które są wypierane zarówno przez członków rodziny, jak i całe miasteczko. W jednej z pierwszych scen rodzinę odwiedza najstarszy syn, studiujący i mieszkający w większym mieście, Asger (Thomas Knuth-Winterfeldt). Chłopak ma dystans do zachowania ojca i próbuje przekonać małego Allana, że sceny płaczu są tylko na pokaz. W trakcie rozmowy Allan zdradza bratu, że kiedy ojciec jest smutny, schodzi do niego Sanne, po czym ojciec znowu jest szczęśliwy. Asger reaguje nerwowo i od razu robi w domu wielką awanturę, która zostaje szybko zgaszona przez matkę, która wyrzuca go z domu i każe się nie wtrącać. Na domiar złego jedynymi momentami, w których ojciec jest szczęśliwy, są pogrzeby. Potrafi w bardzo wzruszający sposób wygłaszać mowy pożegnalne, nawet w przypadku osób, które słabo znał. Podziw, który wywołuje wśród ludzi, sprawia, że czuje się potrzebny i ważny. Allan, zauważając nadzieję w tej sytuacji, przyczynia się do śmierci kolejnych osób w miasteczku. Przecież właśnie wtedy ojciec jest szczęśliwy, prawda? Siłą Sztuki płakania jest lekkość w poprowadzeniu tak trudnych tematów. Prawdopodobnie byłoby to niemożliwe w przypadku innej narracji. Allan, również jako narrator z offu, jest nie tylko naiwny, ale również zabawny w wielu momentach. Prawdopodobnie dlatego produkcja jest jeszcze bardziej wstrząsająca. Czułam się naprawdę podle, kiedy odruchowo zaśmiałam się pod nosem, a dopiero po kilku chwilach dotarło do mnie, z czego się właściwie śmieję. Sceną najbardziej poruszającą jest moment, w którym Sanne stanowczo odmawia Allanowi zejścia na dół do ojca, „żeby był znowu szczęśliwy”. Dziewczynka jest na granicy załamania psychicznego, przyznaje się przed bratem do zabójstwa babci (mamy ojca), którego dopuściła się tylko dlatego, żeby skrzywdzić ojca. Sanne próbuje wytłumaczyć młodszemu bratu, że kiedy schodzi do ojca, ten robi jej krzywdę. Opowiada bratu, że musi się rozebrać, położyć z ojcem, a potem go dotykać. Allan w przypływie złości stwierdza, że skoro ona nie chce pójść pomóc tacie, to sam to zrobi, bo to nie może być nic trudnego. Sanne powstrzymuje go, pogodzona z losem oraz całkowicie załamana schodzi do ojca. Z czasem dziewczynka trafia do szpitala psychiatrycznego, z którego ojciec próbuje ją wyciągnąć, aby dalej móc zaspokajać swoje żądze. Pewnej nocy Allan postanawia mu pomóc. Rozbiera się, po czym do niego schodzi. Od tego momentu do chłopca dociera, co się tak naprawdę dzieje. Czy Sztuka płakania funduje widzom happy end? Nie do końca. Mimo że sytuacja przybiera nieco inny obrót, pewnych rzeczy nie da się wymazać z pamięci, a widmo powrotu ojca ciąży nad wszystkimi członkami rodziny. Sensacja w małym miasteczku szybko popada w zapomnienie, a życie toczy się dalej. Na kolejny film Petera Schønau Foga było trzeba poczekać aż 11 lat. W 2017 roku reżyser zaangażował do swojego nowego projektu takich aktorów jak Trine Dyrholm (Królowa kier, Komuna, Wesele w Sorrento), Nikolaja Lie Kaasa (Jeźdźcy sprawiedliwości, Otwarte serca, Zabójcy bażantów) czy Michaela Nyqvista (John Wick, Colonia, seria Millenium). Tym razem jednak sam odpowiadał za scenariusz. Znikasz było bardzo wyczekiwanym filmem, ale zabrakło w nim tej świeżości, którą miała Sztuka płakania. Frederick i Mia są na pozór szczęśliwym małżeństwem, jednak zachowanie mężczyzny ulega coraz większej zmianie. Sympatyczny i spokojny Frederick staje się nieobliczalny, zaczyna działać poza prawem i budzić strach w najbliższych. Pewnego razu spada z klifu. W trakcie badań lekarze odkrywają u niego guza mózgu, który wpływa na zmianę jego osobowości. Na jaw wychodzą również oszusta finansowe, których dopuścił się w pracy. Mężczyzna trafia do sądu, a przed widzami zostaje postawione bardzo trudne pytanie: czy poważna choroba może usprawiedliwić przestępstwo? Wraz z rozwojem akcji na jaw wychodzi coraz więcej szczegółów z życia małżeńskiego Fredericka i Mii. Nie da się zaprzeczyć tutaj zdolnościom aktorskim Nikolaja Lie Kaasa, ale mimo wszystko pierwsze skrzypce gra tu zdecydowanie Mia. Trine Dyrholm jest niesamowicie przekonująca w swojej roli, jej rosnące zagubienie, załamanie oraz absolutny brak sił widoczne są w każdej scenie filmu. Kobieta na sali sądowej dowiaduje się o romansach męża czy oszustwach finansowych, w domu mierzy się z jego agresją słowną oraz fizyczną, a mimo wszystko staje w jego obronie, przekonując wszystkich, że za zmiany w jego zachowaniu odpowiedzialna jest choroba. Nie można nie zauważyć, że Mia przekonuje tym również sama siebie. Narracja poprowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony widzimy wyrywki z życia małżonków, a z drugiej kolejne odsłony rozpraw sądowych. Moim największym zastrzeżeniem przy tej produkcji jest potraktowanie bardzo wybiórczo postaci syna. Chłopak pojawia się w kilku scenach, zazwyczaj w konfrontacji z matką. Biorąc pod uwagę jak świetnie Peter Schønau Fog potrafi poprowadzić małoletnich aktorów, co udowodnił już w Sztuce płakania, wydaje się to wielką stratą. Znikasz zdobyło wiele nominacji, jednak nie wygrało żadnej nagrody. Był to również duński kandydat do Oscara, ale nie dostał się na shortlistę. Film jest zdecydowanie wart zobaczenia, ale w zestawieniu do Sztuki płakania jest po prostu solidnym średniakiem. Czyżby reżysera przygniótł ciężar debiutanckiego sukcesu? Brakuje tutaj tej świeżości i przewrotności oraz lekkości w podejmowaniu trudnych i często niewygodnych tematów. Cóż, mamy rok 2022, a Peter Schønau Fog nie zapowiada żadnego nowego projektu. Nie ulega najmniejszym wątpliwościom, że twórca fantastycznie sobie radzi w dramatach psychologicznych oraz obyczajowych. Nie boi się poruszać trudnej tematyki, a przy okazji stawia przed widzami wiele moralnych pytań, na które czasami trudno znaleźć dobrą odpowiedź. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać wraz z nadzieją, że coraz starszy, a co za tym idzie - coraz bardziej doświadczony życiowo reżyser jeszcze nas zaskoczy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj