RETROSPEKTYWA 24: Sezon 6
Po tym, jak Dzień 5 zdominował ceremonię rozdania nagród Emmy, i po cliffhangerze zaserwowanym w finale dosłownie wszyscy wyczekiwali premiery szóstej serii, która miała udowodnić, że Pułapka to najlepszy serial telewizyjny tamtego okresu.
Po tym, jak Dzień 5 zdominował ceremonię rozdania nagród Emmy, i po cliffhangerze zaserwowanym w finale dosłownie wszyscy wyczekiwali premiery szóstej serii, która miała udowodnić, że Pułapka to najlepszy serial telewizyjny tamtego okresu.
Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że presja dorównania poprzednikowi była jednak zbyt duża i sezon szósty nie sprostał olbrzymim oczekiwaniom. Większość fanów uznaje go za najsłabszy w historii serialu i trzeba się z tą oceną zgodzić. Gdy przyjrzymy się wadom oraz niedociągnięciom każdej z serii, Dzień 6 ma ich rzeczywiście najwięcej. Powtórzę jednak to, co bez wytchnienia mówiłem w czasie całego sezonu 2006/2007: nawet najsłabszy odcinek Pułapka i tak prezentował wyższy poziom niż większość produkcji telewizyjnych tamtego okresu. Nadal była to świetna zabawa, a czterdzieści minut mijało w mgnieniu oka. Poza tym, mimo wielu fabularnych potknięć i nietrafionych decyzji, szósta seria nieźle sprawdziła się jako zwieńczenie drugiej trylogii serialu FOX, ponownie domykając kilka ważnych wątków ciągłych i otwierając furtkę dla zupełnie nowego rozdania w Dniu 7.
Podstawowym zarzutem wobec scenarzystów powinien być na pewno fakt, że przystąpili do realizacji nowego sezonu bez jakiejś głównej koncepcji przewodniej. Sami przyznali się do tego w wywiadach poprzedzających premierę siódmej serii – historia była w gruncie rzeczy tworzona "na poczekaniu", a geniusz charakteryzujący Dzień 4 i 5 gdzieś umknął. Doczekaliśmy się wprawdzie kilku jego przebłysków, ale nie da się ukryć, że przez większość sezonu panował chaos. Pułapka przekonały się na własnej skórze, że jest jeden motyw, którego serial akcji nigdy nie powinien nadmiernie eksploatować: motyw rodziny.
Wbrew temu, co napisałem powyżej, pierwsze epizody prezentowały się bardzo dobrze. Twórcy zmobilizowali się na czterogodzinną premierę emitowaną na przestrzeni dwóch dni. Niemal całkowicie zmieniono reguły gry, a ta początkowa faza serii to w dużej mierze powiew świeżości. Amerykę od trzech miesięcy nękają samobójcze ataki bombowe. Ofiary liczy się w tysiącach i nie widać końca powiększającej się fali terroru. Można prześmiewczo stwierdzić, że z Jackiem Bauerem w chińskiej niewoli nie było nikogo, kto mógłby odszukać i w porę zneutralizować szefa siatki. W każdym razie sezon zaczynamy zupełnie inaczej niż dotychczas. Strach, panika i paranoja już są na porządku dziennym. Za każdym razem, gdy ktoś wchodzi do autobusu lub metra, musi liczyć się z tym, że zaraz może wylecieć w powietrze.
Punkt wyjścia jest więc obiecujący, a teraz trzeba wiarygodnie wpleść w toczące się wydarzenia głównego bohatera. Cóż, sposób, w jaki tego dokonano, nie był wybitnie pomysłowy. Stany Zjednoczone musiały zapłacić kupę kasy za człowieka, który zaraz po powrocie do domu musi zostać poświęcony, aby obywatele znów mogli spać spokojnie. A dlaczego właśnie Bauer? Bo wiele lat wcześniej zabił czyjegoś brata? Tym kimś okazał się główny złoczyńca Dnia 6, Abu Fayed, i czuć było na kilometr, że jego obietnice są zbyt piękne, aby były prawdziwe. Rząd jednak na taki układ poszedł, a Jack powrócił na amerykańską ziemię po dwudziestu miesiącach tortur. Niewątpliwie to, że Wayne Palmer został prezydentem, w dużej mierze przyczyniło się do uwolnienia Jacka. Oczywiście jak zwykle okazało się, że dotychczasowe zagrożenie było tylko przystawką do głównego dania, a Jack ponownie musiał wkroczyć do akcji.
Bauer umknął Fayedowi w iście wampirzym stylu, wrzynając swoje zęby w tętnicę szyjną pilnującego go strażnika w scenie, która wieńczyła świetny premierowy odcinek. Kolejne trzy były równie dobre. Raz jeszcze scenarzyści próbowali przypodobać się zwolennikom teorii, że gdyby oficjele rządowi za każdym razem słuchali Jacka i mu się nie sprzeciwiali, serial nosiłby tytuł "12 godzin". A tak, poszukiwanie sowieckich "walizek nuklearnych" było nie lada trudnością dla byłego agenta federalnego na skraju załamania nerwowego, któremu prawie nikt nie ufał. Koniec czwartego odcinka to jedno z najodważniejszych posunięć scenarzystów w historii serialu. Jack zabijający Curtisa Manninga to już był niezły szok, ale eksplozja atomowa na przedmieściach Los Angeles, która pochłonęła dwanaście tysięcy istnień, to wydarzenie bez precedensu w Pułapka, a zarazem impuls, który postawił na nogi Bauera i na dobre rozpoczął kolejną parszywą dobę w jego życiu.
Po prawie dwóch latach w chińskiej celi, fizycznie i psychicznie podniszczony patriota wraca do kraju, aby zginąć. Po kilku godzinach na amerykańskiej ziemi musi zabić przyjaciela i spoglądać na rosnący w oddali grzyb atomowy, a jakby tego było mało, istnieje spora szansa, że we wszystko zamieszana jest jego najbliższa rodzina. Twórcy podjęli w tym sezonie dość ryzykowną decyzję o rozwinięciu drzewa genealogicznego Jacka, co miało chyba sprawić, że seria ta byłaby bardziej osobista. To, co sprawdziło się w Dniu 1, tutaj kompletnie nie zagrało. Jedno albo drugie, Panowie scenarzyści – kameralna intryga bądź kolejne zagrożenie na ogromną skalę. W parze to niestety nie zadziałało.
Trudno było uwierzyć, że brat i ojciec Jacka byli mózgami operacji złoczyńców z Dnia 5. Trzeba jednak przyznać, że choć dość radykalny, to w założeniu był to niezły pomysł. Niesamowita ambicja, która charakteryzowała klan Bauerów, poprowadziła ich w zupełnie innych kierunkach. Jack wybrał służbę państwu, a Graem i Phillip próbowali wpłynąć na kształt Ameryki z sektora prywatnego. Ostatecznie przekroczyli granicę dzielącą patriotyzm i zdradę. Gdyby lwią część sezonu miał napędzać pojedynek narodowego bohatera z psychopatycznym ojcem, szansa na opowiedzenie bardziej spójnej historii byłaby większa. Niestety zdecydowano się na wprowadzenie zdecydowanie zbyt dużej liczby Bauerów. Scenarzyści "wynagrodzili" nam z nawiązką brak irytujących nastolatków w poprzednich dwóch seriach. Josh Bauer być może przebił nawet perypetie Kim z Dnia 2.
Twórcy obsadzili w roli antagonisty świetnego Jamesa Cromwella, ale nie mieli koncepcji na to, jak poprowadzić jego postać. Pojawiał się i znikał, a jego wątek przeplatał się z tym Fayeda i masą innych historii pobocznych. Wszystkim na pewno podskoczyło ciśnienie, gdy kompletnie niespodziewanie Charles Logan wkroczył do akcji. Po jego wyczynach w piątym sezonie wszyscy chcieli, aby Itzin ponownie wcielił się w byłego prezydenta, ale widać było jak na dłoni, że ten gościnny występ potraktowano po macoszemu (w przeciwieństwie do tego skrupulatnie zaplanowanego w Dniu 8). Na siłę wciśnięto tu jeszcze kilka scen z Marthą i Aaronem, a choć miło było ponownie ich zobaczyć, to prawda jest taka, że ich powroty były niepotrzebnym puszczaniem oka w stronę fanów.
W wątku politycznym również zapanowała anarchia. Palmer był prezydentem zaledwie trzy miesiące, a już utkano spisek mający na celu zamach na jego życie. Jego doradcy rozważają moralne i etyczne dylematy ograniczania praw obywatelskich mniejszościom islamskim (!), a czyhający na błąd Palmera wiceprezydent Noah Daniels jest uwikłany w gorący romans. Kontynuując motyw rodziny, twórcy nie omieszkali również przedstawić siostry Palmera, Sandry – kolejnej postaci, z którą sezon zyskiwał mniej, niż gdyby jej nie było. Nie dziwię się, że żadnej z nowych postaci przedstawionych w Dniu 6 nie zobaczyliśmy w kolejnym. Genialna seria angaży zapoczątkowana w sezonie czwartym nie została tu niestety podtrzymana. Powyższe linie fabularne były niezrównoważone, przechodzące ze skrajności w skrajność, a na ekranie panował nieporządek. Ten trend przeciekł nawet do CTU, gdzie Bill starał się zapanować nad sytuacją mimo problemów małżeńskich z Karen Hayes, a uwikłana w trójkąt miłosny Chloe (!) musiała nieustannie kontrolować swojego byłego męża, Morrisa… Za dużo było w tym sezonie dramaturgii rodem z oper mydlanych. To w głównej mierze sprawiło, że gdy w końcu wydawało się, iż seria nabierała wiatru w żagle, tempo nagle siadało.
Chyba już nawet sami scenarzyści zaczęli to zauważać, bo w świetnym odcinku siedemnastym efektownie zakończyli wątek Fayeda i zagrożenia nuklearnego. Sekwencja Jack vs cała zgraja zbirów była mocno naciągana, ale co z tego, skoro oglądało się ją rewelacyjnie. Tylko co teraz? Aż siedem odcinków pozostało do końca sezonu. W tej fazie serii terroryści zwykle planowali ostateczny atak. Tym razem zdecydowano się (trudno stwierdzić, czy to było w planach, czy również zostało zaimprowizowane) na powrót do historii Audrey Raines i wysłanie Bauera na osobistą misję. Znów czerpano z utartych schematów. Wykorzystano znane fanom już na wylot i typowe dla Pułapka zabiegi z arcyważnym chipem czy infiltracją CTU (choć headshot zarezerwowany dla Milo był całkiem niezły). Warto było jednak czekać na finał, który "dał radę" i zaserwował kilka naprawdę genialnych scen.
Twórcy wzięli się w garść i rzutem na taśmę zdołali skonstruować ostatni akt Dnia 6 tak, aby służył jako zwieńczenie tryptyku, który rozpoczął sezon czwarty. Zgrabnie zakończono wątek chiński i już nigdy później do niego nie powracano. Po śmierci brata Jacka również jego ojciec zginął marnie, ale za nimi raczej nikt nie płakał. Ostatnie dwadzieścia minut sezonu to natomiast ogromny ładunek emocjonalny. Nikogo już nie trzeba było ścigać, do nikogo strzelać – trzeba było natomiast rozliczyć się z przeszłością. Fantastyczna wymiana zdań pomiędzy Hellerem i Jackiem to aktorski popis Sutherlanda i Devane’a. Bauer z bólem musiał zdać sobie sprawę, że dla niego i dla Audrey będzie najlepiej, jeśli ją opuści – niezależnie od jej poświęcenia i ciągłych poszukiwań, gdy ten był w niewoli. Zapłaciła za to ogromną cenę, ale jej ojciec powiedział okrutną prawdę: "Wszystko, czego się dotkniesz, Jack, prędzej czy później kończy martwe!". Koniec Dnia 6 ma również całkiem spore znaczenie w kontekście zbliżającej się premiery "Live Another Day". Wyżej wymieniona trójka postaci ponownie spotka się w Londynie – dekadę później i w zupełnie innym położeniu. Nie mogę się doczekać zobaczenia, jak scenarzyści to rozegrają.
Finałową scenę sezonu ogląda się jak zakończenie kolejnego rozdziału w życiu głównego bohatera. Jack stojący na skraju przepaści, kontemplujący, co go teraz czeka, jaki będzie jego następny krok. Cichy zegar i niepewność co do losów głównego bohatera żegna widzów, którzy w wyniku strajku scenarzystów musieli aż dwa lata czekać na następną serię Pułapka. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Można było dopracować ją w najmniejszym szczególe i wyeliminować wszelkie błędy, które popełniono przy realizacji "szóstki". Czy to się udało? Z całą pewnością tak!
"Retrospektywa 24" to cykl tekstów skupiających się na poszczególnych sezonach serialu "24 godziny" i ich najważniejszych aspektach. Sezon siódmy przypomnimy w przyszłym tygodniu!
RETROSPEKTYWA 24
Sezon 1 | Sezon 2 | Sezon 3 | Sezon 4 | Sezon 5 | Sezon 6 | Sezon 7 | Sezon 8
[image-browser playlist="578051" suggest=""]
Zobacz wielki powrót Jacka Bauera kilka dni po amerykańskiej premierze. Premiera nowego sezonu Pułapka pt. "24: Jeszcze jeden dzień" odbędzie się na kanale FOX HD w sobotę, 10 maja o godzinie 22:00.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat