Kim są Watchmen, wiedzą chyba wszyscy fani popkultury. Darujmy sobie więc wstęp i streszczenie fabularne. Warto skupić się na różnicach między opowieścią filmową i komiksową. Wbrew pozorom dysproporcje nie są olbrzymie, ale miejscami istotnie wpływają na całą historię. Paradoksalnie istnieją jednak pewne momenty, w których film umiejętnie uzupełnia i ubarwia powieść graficzną. Dodam jeszcze, że omawiana będzie wersja kinowa (nierozszerzona), która dostępna jest w powszechnej dystrybucji. Na czym polegają podstawowe różnice? Moim zdaniem istnieją dwie najistotniejsze kwestie, które wpływają na to, że ekranizacja Strażników nie osiąga poziomu swojego pierwowzoru. Po pierwsze głębia opowieści, po drugie odmienne zakończenie, które zmienia całkowicie ton i przekaz historii. Obie rozbieżności bezspornie działają na korzyść komiksu i znacząco zmniejszają oddziaływanie filmu na widza. Nie da się ukryć, że po przeczytaniu komiksu, obraz Zack Snyder nie robi już takiego wrażenia. Zacznijmy jednak od początku. Powieść graficzna Alan Moore to głęboka, wielowątkowa historia. Komiks w perfekcyjny sposób zarysowuje osobowość wszystkich postaci, budując przy tym konsekwentną i realistyczną rzeczywistość. Każdy z bohaterów pierwszo- i drugoplanowych ma tutaj doskonale nakreśloną sylwetkę psychologiczną. Oprócz opowieści graficznej, dzieło zawiera wiele materiałów dodatkowych, które uzupełniają historię i poszerzają fabularnie kolejne postacie. Wycinki biograficzne, materiały prasowe, wywiady, dzienniki – wszystko to jest stylizowane na prawdziwe dokumenty, dzięki czemu świat Strażników zyskuje na realizmie.
fot. DC Comics
W produkcji filmowej Zack Snyder próbuje wprowadzić tego typu rozwiązania, niestety forma dwugodzinnego obrazu kinowego nie pozwala mu rozwinąć do końca wszystkich wątków i postaci. W związku z tym brakuje głębi psychologicznej. To natomiast sprawia, że widz mimo szczerych chęci, nie jest w stanie wejść mocniej w opowiadaną historię. Zatrzymuje się na dramatycznych wydarzeniach, relacjach między bohaterami czy krótkich retrospekcjach. Nie ma jednak dostępu do myśli postaci i wielu mniej lub bardziej znaczących niuansów, które w komiksie umiejętnie budują charakter całej historii. Nie ma jednak w tym jakiejś szczególnej winy Zacka Snydera. Forma filmu fabularnego od zawsze ma olbrzymi kompleks w stosunku do literatury, jeśli chodzi o opowiadanie historii. Dużo poważniejszym zarzutem są z pewnością różnice w zakończeniach, które łączą się w pewien sposób z problemem spłycenia opowieści. Traci na tym bardzo dużo zarówno przesłanie, jak i poszczególne postacie. Wielki przegrany filmowych Watchmen to z pewnością Ozymandiasz, który w komiksie jest bardzo złożonym i skomplikowanym bohaterem. U Snydera gubi tę wielowymiarowość na rzecz prostych pobudek i motywacji. U Alana Moore’a poznajemy dokładnie jego historię, jego filozofię życiową i poszczególne idee. Jesteśmy świadkami budowy imperium od samego początku. Dowiadujemy się, w jakich okolicznościach powstał utopijny plan zmiany świata. Analiza tej postaci jest równie ważna jak wiwisekcja pozostałych bohaterów, a w kontekście fabularnym nawet istotniejsza. W filmie zostaje on potraktowany po macoszemu, co tylko współgra z alternatywnym zakończeniem.
fot. Warner Bros
W powieści graficznej Ozymandiasz kreuje gigantycznego potwora, który eksploduje w jednym z amerykańskich miast. Sprawia to, że ludzkość zaprzestaje konfliktu i łączy siły w celu pokonania domniemanych agresorów z innej planety. W filmie natomiast Ozy podstępem wmanewrowuje doktora Manhattana w zagładę ludzkości. To jednak nie wszystko. W komiksie pozostali Strażnicy w końcu akceptują plan swojego byłego kolegi. W filmie walczą z nim do samego końca, a po porażce odchodzą zrezygnowani. Rorschach zostaje zabity przez Jona w obecności Daniela. Ten cały gniew przelewa na Adriana w trakcie atakowania go w bardzo impulsywny sposób. Ta subtelna różnica ma tutaj olbrzymie znaczenie. U Snydera Ozymandiasz zostaje opętanym szaleńcem, który na trupach niewinnych ofiar buduje swoje imperium. W komiksie jest to dużo bardziej subtelne. W naszych oczach postać ta jest oczywiście złoczyńcą, ale pośrednia akceptacja jego czynów przez Puchacza i Laurel rzuca cień na całą ideę Strażników jako obrońców uciśnionych. Ta kwestia prowadzi do kolejnej znaczącej różnicy między filmem a komiksem. W obrazie kinowym, mimo cierpkiego charakteru Rorschacha i arogancji Komedianta, członkowie ugrupowania są jednak herosami, którzy zawsze stają po właściwej stronie. U Alana Moore’a nie jest to już takie jednoznaczne, szczególnie na podłożu moralnym. W dużej mierze dzięki materiałom dodatkowym, ale też licznym fabularnym smaczkom, poznajemy Strażników jako indywidua o całkiem niesympatycznych poglądach politycznych. Większość bohaterów z pierwszego, jak i drugiego pokolenia Strażników, okazuje się bowiem konserwatywnymi radykałami z dość kontrowersyjnym światopoglądem. Doskonały przykład stanowi tutaj Rorschach, który w komiksie jest bardzo niejednoznaczną moralnie postacią, a w filmie jego poglądy nie odgrywają żadnego znaczenia. Oczywiście tego typu szczegóły nie mają wielkiego wpływu na sam bieg wydarzeń. Odgrywają jednak dużą rolę, jeśli chodzi o odbiór całej opowieści na poziomie psychospołecznym. W filmie brakuje miejsca na wątpliwości etyczne. W komiksie jest go aż za dużo. Wgłębiając się mocno w Strażników Alana Moore’a, można znaleźć wiele odniesień do pacyfistycznej i antymilitarystycznej twórczości amerykańskich lewicowych pisarzy z lat sześćdziesiątych. W prezentowanej historii widać na przykład czytelne inspiracje Kurt Vonnegut i jego Rzeźnią numer 5 oraz Kocią Kołyską. Tego typu wpływy w filmie są zupełnie niewidoczne. Zack Snyder skupia się na odwzorowaniu historii 1:1 (pomijając zakończenie), rezygnując całkowicie z filozoficznych rozważań. Po raz kolejny forma literacka wygrywa z możliwościami filmu.
fot. DC Comics
Kolejna kwestia działająca na korzyść Alana Moore’a to niesamowita poetyka i symbolika opowieści. Komiks czyta się jak prawdziwe literackie arcydzieło. Duże wrażenie robi tzw. „komiks w komiksie”, paraboliczna opowieść pisana poetyckim językiem, mająca bezpośrednie odniesienie do głównego wątku fabularnego. Film oczywiście pozbawiony jest tego typu atutów. Snyder stara się budować nacechowany artyzmem przekaz gdzie tylko się da, ale wychodzi to nie zawsze dobrze. Momentami popada w patetyczność, innym razem przeszarżowuje z intelektualnymi rozważaniami. W komiksie nic takiego nie ma miejsca. Być może dlatego jest on nazywany powieścią graficzną wszech czasów. Jak widać, komiks ma olbrzymią przewagę artystyczną nad filmem. Czy jednak rzeczywiście produkcja kinowa nie posiada w tym pojedynku żadnych atutów? Przecież wielu fanów i krytyków wciąż uważa obraz Snydera za dzieło wybitne. W powszechnej opinii rzeczą, która działa na korzyść filmu, jest oniryczna estetyka i oprawa audiowizualna. Komiks, mimo że narysowany i napisany jest pięknie, nie ma takich możliwości w kwestiach technicznych, jakie daje kinematografia. Dzięki unikatowej estetyce Zacka Snydera opowieść o Strażnikach zyskuje nowe oblicze. To duża zasługa unikatowej wrażliwości artystycznej tego utalentowanego reżysera. Nadaje ona wyrazu obrazkowej historii i wprowadza ją na kolejny poziom. Zarówno soundtrack (na który mieli też wpływ autorzy komiksu), jak i zdjęcia generują odpowiedni ton i klimat całej opowieści. Jest to główna siła filmu i powód, dla którego ekranizacja jest warta uwagi. Filmowe ekranizacje wielkiej literatury to kontrowersyjny temat. Na palcach jednej ręki można policzyć udane adaptacje, które w pełni zadowalają fanów dobrego pisarstwa. Strażnicy są z pewnością komiksowym arcydziełem, powieścią graficzną wszech czasów. Jej przeniesienie na język filmu było kwestią czasu i chyba nikt z miłośników Alana Moore’a nie spodziewał się, że ekranizacja przerośnie pierwowzór. Tak oczywiście się nie stało. Zdarzyło się jednak coś innego. Film został zrealizowany przez młodego utalentowanego reżysera mającego nieszablonowe podejście do estetyki. Zack Snyder podszedł do swojej pracy z olbrzymim szacunkiem dla materiału źródłowego. Wykorzystał w stu procentach możliwości, jakie daje kinematografia, i zrealizował obraz mający fanów na całym świecie, zarówno wśród miłośników komiksu, jak i ludzi, którzy nigdy wcześniej nie spotkali się z oryginałem. Dlatego też bezsprzecznie warto się z filmem zapoznać. Mimo że przegrywa on rywalizację z komiksem, to i tak jest ważnym popkulturowym dziełem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj