Filmy dokumentalne przeważnie nie mogą liczyć na milionowe wpływy i uwielbienie tysięcy fanów, ba – często są ignorowane nie tylko przez widzów, ale i dystrybutorów, przekonanych o niewielkim potencjale komercyjnym tego typu kina. Tymczasem nie brak znakomitych obrazów, które wpisały się na stałe nie tylko do historii gatunku, ale i historii kina w ogóle. Był czas – a być może jest nadal – kiedy fraza „film dokumentalny” utożsamiana była z telewizyjnymi programami interwencyjnymi, produkcjami poświęconymi zmaganiom na frontach kolejnych wojen albo odcinkami z serii National Geographic. Tymczasem kino dokumentalne ma długą i niezwykle bogatą historię (by wspomnieć jedynie, że u swego zarania kinematografia miała służyć głównie jako narzędzie kronikarskie i naukowe, dokumentujące zmieniającą się rzeczywistość), swoje własne konwencje, arcydzieła oraz mistrzów. Oraz – rzecz jasna – własne mity, wśród których przekonanie o prezentowaniu „obiektywnego” obrazu świata i szeroko pojętej Prawdy wciąż zdaje się trzymać mocno – mimo, iż podobnie jak w przypadku filmów fabularnych, ostateczny efekt jest rezultatem selekcji materiału i wykorzystania go zgodnie z subiektywną wizją autorów. Poniższe zestawienie stanowi krótki i dość ograniczony przekrój przez historię kina dokumentalnego, prezentujący tytuły, które z jakiegoś powodu – tematyki, realizacji tematu, nowatorskich rozwiązań, historycznego znaczenia lub ogólnego poziomu – wydały mi się ważne i warte umieszczenia na liście.

Nanook z Północy (1922, Robert Flaherty)

Film bez mała legendarny, stanowiący bez wątpienia ważny punkt w rozwoju kina. Obraz Flaherty’ego stanowił pierwsze podejście do tematu szeroko pojętego filmu antropologicznego, prezentując portret życia Inuitów przez pryzmat działań tytułowego myśliwego - ich zwyczajów oraz trudnej egzystencji w ekstremalnych warunkach. Obraz odniósł niebywały sukces i nie przeszkodził mu w tym fakt, iż większość „tradycyjnych” aktywności Innuitów Flaherty zwyczajnie zaaranżował, bądź to ze względów technicznych (w scenach w igloo rozmontował ścianę, by zrobić miejsce na sprzęt), bądź też chcąc pokazać pierwotność Inuitów (myśliwych wyposażył w archaiczne harpuny, choć od dawna polowali w zupełnie inny sposób, używając do tego m.in. strzelb). Niemniej "Nanook z Północy" wciąż może się podobać, również ze względu na poetyckość i nastrój całości.

[video-browser playlist="733951" suggest=""]

Turksib (1929, Victor Turin)

Z jednej strony doskonały przykład na to, jak naiwne jest postrzeganie kina dokumentalnego jako obiektywnego obrazu rzeczywistości, z drugiej – pokazanie użyteczności reguł gatunkowych dla stworzenia interesującego widowiska filmowego. "Turksib" nie powinien się udać: zrealizowany przez człowieka bez doświadczenia, w duchu komunistycznej agitki, w czasach gdy kino dokumentalne stanowiło synonim nudnej i prostackiej propagandy. Wystarczyło jednak nieco inaczej rozłożyć akcenty, wzbogacić je o uniwersalne wątki postępu czy starcia Natury i Techniki, doprawić odrobiną wizualnej wrażliwości oraz wyczucia, i nagle powstał obraz, który oglądano na całym świecie, od Berlina po Waszyngton, mimo jego propagandowego zacięcia, które dzisiaj przebija nawet jeszcze mocniej spod świetnie zmontowanych sekwencji prac.

[video-browser playlist="733952" suggest=""]

Olimpiada (1938, Leni Riefenstahl)

Niewątpliwie najsłynniejszym dziełem reżyserki pozostaje "Triumf woli" (do dzisiaj robiący wrażenie aranżacją scen zbiorowych), lecz to dwuczęściowa "Olimpiada" stanowi przykład niezwykłych umiejętności twórczych oraz wyczucia stylu Riefenstahl. Do dzisiaj film zachwyca od strony wizualnej – to właśnie w nim zastosowano szereg technik (m.in. zdjęcia pod wodą, pod światło, nietypowe ustawienia kamery, ekstremalne zbliżenia), które później stały się standardem w realizacji filmowej. Był to również pierwszy obraz poświęcony igrzyskom olimpijskim, prezentujący piękno sportowej rywalizacji i koncentrujący się na ukazaniu siły i determinacji zawodników – w czym niewątpliwie pomagało nazistowskie zainteresowanie tężyzną fizyczną i jej niemal homoerotyczna celebracja. W 1965 roku Kon Ichikawa zrealizował podobny film pod tytułem "Olimpiada w Tokio", ale zabrakło w nim wyrazistości i świeżości obecnej w filmie Riefenstahl.

[video-browser playlist="733953" suggest=""] Bitwa o Midway (1942, John Ford)

John Ford najlepiej znany jest z klasycznych westernów, jednak ten ledwie 18-minutowy dokument niewątpliwie przyczynił się do zbudowania jego legendy. Materiał, nakręcony przenośną kamerą przez Forda, który przybył na wyspę raptem kilka dni przed atakiem Japończyków, prezentował siły amerykańskie przygotowujące się do obrony oraz sam atak. Film prezentował zaciekłe starcia, zniszczenia oraz śmierć żołnierzy, lecz wzbogacony o komentarz pozakadrowy przekształcił się w podniosły, przesiąknięty patosem pokaz odwagi, oddania i poświęcenia amerykańskich żołnierzy, stając się zarazem idealnym narzędziem propagandy w czasie wciąż trwającej wojny. Dzisiaj narracja może nieco irytować, lecz kolorowe zdjęcia starć nadal niesamowicie działają na wyobraźnię.

[video-browser playlist="733954" suggest=""]

Noc i mgła (1955, Alain Resnais)

Trwający zaledwie pół godziny, lecz niewątpliwie jeden z najsłynniejszych dokumentów dotyczących niemieckich obozów koncentracyjnych. Reżyser zrezygnował z tradycyjnego komentarza, zamiast niego zestawiając emocjonalną narrację Michaela Bouqueta (byłego więźnia obozów) dotyczącą nazistowskiej ideologii z czarno-białymi zdjęciami dokumentującymi popełnione zbrodnie oraz kolorowymi fragmentami, prezentującymi opuszczone budynki Oświęcimia i Majdanka dekadę po upadku III Rzeszy. Obraz Resnaisa stanowi przesycony humanizmem, lecz również bólem i niedowierzaniem, pomnik postawiony wszystkim, którzy ucierpieli w wyniku działania nazistowskiej machiny śmierci. Nie polecam wrażliwcom – finałowe sceny nawet dzisiaj potrafią mocno wejść pod czaszkę.

[video-browser playlist="733956" suggest=""]

Titicut Follies (1967, Frederick Wiseman)

Wiseman bez wątpienia jest jedną z największych (jeśli nie największą) ikon kina dokumentalnego, a jego pierwszy film stanowi dobre tego potwierdzenie. "Titicut Follies" opowiada o zakładzie dla umysłowo chorych więźniów w Massachusetts i już pierwsza scena – występu wokalnego więźniów – zapowiada, że nie będzie to miła przejażdżka. Wiseman pokazuje ciężkie warunki w jakich funkcjonują więźniowie: ludzie zamknięci w celach bez ubrań, ze strażnikami wykorzystującymi swoją władzę, lekarzami bardziej zainteresowanymi utrzymaniem status quo niż faktyczną pomocą lub aktem przymusowego karmienia przez rurkę. Całkowity brak komentarza wcale nie pomaga, wręcz przeciwnie – sprawia, że obrazy są jeszcze bardziej wyraziste i wymowne. Nic dziwnego, że film spotkał się z kontrowersjami: władze stanu Massachusetts wniosły o zakaz rozpowszechniania (z uwagi na „naruszenie prywatności i godności więźniów”) a sam film stał się pierwszym tytułem, którego dystrybucja w USA została wstrzymana z innego powodu, niż obsceniczność. [video-browser playlist="733957" suggest=""]

CZYTAJ DALEJ...

Strony:
  • 1 (current)
  • 2
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj