Welby Ings o filmie Punch: Nie znam nikogo, kto wpisuje się w typowy stereotyp geja [WYWIAD TOFIFEST 2023]
Punch będzie mieć swoją polską premierę podczas festiwalu Tofifest 2023, który odbywa się w dniach 27 czerwca - 2 lipca. Spotkałem się z reżyserem, by omówić jego film.
ADAM SIENNICA: Zaskoczyło mnie w Cios to, że to nie jest prosta historia tylko o bokserze geju, ale bardziej opowieść o męskiej miłości na różnym poziomie i z różnej perspektywy. Czy to chciałeś osiągnąć?
WELBY INGS: Dokładnie to chciałem osiągnąć. Myśląc o stworzeniu tego filmu, chciałem pokazać męską miłość i przez jej pryzmat pokazać, czym jest męskość. W tym przypadku jest to miłość pomiędzy ojcem i synem, ale także pomiędzy dwoma młodymi mężczyznami. Przez większość czasu postrzegamy męskość w negatywnym świetle, więc pomyślałem, że jeśli będę mógł opowiedzieć trudną historię z mocnymi prawdami, w świetle zostanie pokazana miłość. Przez mrok możesz sprawić, że miłość będzie głębsza i bardziej ją poczujesz.
Dostrzegam w filmie to, o czym mówisz, bo Punch wydaje się uniwersalny pod kątem emocjonalnym. Jedni bardziej zaangażują się w romans chłopaków, inni w relację ojca z synem. Mnie osobiście wciągnęła relacja boksera i jego taty czysto emocjonalnie.
To jest właśnie interesujące za kulisami tego motywu. Ważna była dla mnie zasada: dotyk, cios. Oglądając film, możesz dostrzec te sceny, w których mamy subtelne dotykanie rąk i tym podobne. Wszystko jest dość delikatne. Obok tego masz jednak sceny dość brutalne. Tworzysz więc spektrum. Cieszę się, że zwróciłeś uwagę na relację ojca z synem. Jestem gejem i wiele razy za to byłem aresztowany w moim kraju. Potem udało nam się zmienić prawo. Nie tworzyłem tego filmu w ramach aktywizmu na rzecz osób homoseksualnych. Irytuje mnie, gdy filmy o gejach są skupione tylko na romansie, ponieważ bez znaczenia, czy jesteś synem alkoholika, prawnikiem czy lekarzem, cokolwiek robimy, nasze osobiste historie są bardziej złożone. Z tego powodu opowiadając tę historię, nie chodziło mi o stworzenie romansu o gejach. Do tego chciałem jąo zakończyć w sposób nieprzewidywalny z nutką nadziei, ale bez typowego happy endu. Nasze pierwsze relacje nie kończyły się idealnie, ale dojrzewaliśmy jako mężczyźni dzięki nim. Ostatecznie więc Punch to taki trochę hołd dla pierwszego razu, gdy się zakochujemy i zaczynamy zmieniać się w dojrzałych mężczyzn.
O to właśnie w tym chodzi. W Punch możemy identyfikować się z bohaterami i ich historią na poziomie emocjonalnym bez względu na to, jakiej jesteśmy orientacji.
Najlepsze filmy, które uwielbiam i które mnie poruszyły, opowiadały o osobach heteroseksualnych. Dlatego, że one postawiły przed nami w pewnym sensie lustro pokazujące kondycję człowieczeństwa. One są tak dobre, bo pokazywały widzom, co to oznacza być człowiekiem. Każda część kultury – czyli literatura, muzyka czy właśnie filmy – stara się nam to pokazywać w sposób, w który nie zobaczymy tego w innym miejscu. To jest też nasza rola jako osób opowiadających historie, by nie tylko tworzyć rozrywkę ani też nie prawić kazań, ale pokazać jak jest.
Tego typu filmy, jak i twój Punch, mają też to do siebie, że zmuszają do myślenia. To pozostaje z widzem na długo.
Nie umiałem czytać ani pisać do 15 roku życia, więc w szkole postrzegano mnie jako osobę dość opóźnioną, ale wizualnie byłem dość uzdolniony. Teraz jestem profesorem narrative design, czyli wizualnej narracji. Uwielbiam wyrafinowanie i poetyckość obrazu. Jak na kino nowozelandzkie mój film jest bardzo poetycki. Nasze kino to lubi, choć Fortepian był wyjątkiem. Chciałem więc poetycko pokazać to małe miasteczko, ale jednocześnie go nie gloryfikować. Jest to trudne. Nie wiem, jak ty, ale ja czasem myślę, że piękno ma w sobie siłę polityczną. Możesz wywołać emocję czymś pięknym, nawet jeśli porusza to trudny temat. Dlatego cieszę się, że na to zwróciłeś uwagę, bo dla mnie dobry film to taki, który ze mną zostaje nawet dwa tygodnie później. To oznacza, że nie była to dla mnie tylko rozrywka, ale byłem tym wręcz nawiedzany. Czasem przez jakiś obraz, określoną scenę czy poruszaną tematykę. To chciałem osiągnąć w Punch, do którego finansowanie zbierałem aż 15 lat!
Udało się, zajęło to dużo czasu, ale zrobiłeś film!
Właśnie, jesteśmy miłymi ludźmi, ale zarazem jesteśmy uparci. Nowa Zelandia to kraj dość liberalny, bo nie mamy żadnego prawa przeciwko prostytucji, ale są prawa przeciwko handlu żywym towarem, a do tego byliśmy pierwszym krajem na świecie, w którym kobiety miały prawo głosować. To że na powierzchni jest jakieś prawo nie oznacza, że w praktyce też tak to wygląda. Gdy więc szukałem finansowania, słyszałem, że takie sytuacje już nie mają miejsca w kraju. Jednak dzięki pracy z ludźmi, którzy byli ofiarami, czy to przez alkoholizm w rodzinie, czy przez bycie homoseksualistą, wiem, że niewidzialność staje się wielkim wrogiem. Dlatego często pracujemy z pisarzami, scenarzystami czy myślicielami, którzy chcą pozbyć się tej niewidzialności.
Jak byś opisał postacie swojego filmu? To raczej nie są stereotypy.
Bohaterowie mojego filmu nie są typowymi gejami. Napisałem Jima jako prawiczka. Stało się tak, że pierwszą osobą, w której się zakochał jest Whetu. Nie widzimy często takich postaci, bo przeważnie bohaterowie homoseksualni po prostu są gejami. Whetu jest kimś, kogo nazywamy takatāpui tane – to słowo z Nowej Zelandii związane z kulturą Maorysów. Polega to na tym, że taka osoba ma w sobie duszę kobiety i mężczyzny jednocześnie, więc nie jest ani kobietą, ani mężczyzną. Czasami podobają im się osoby tej samej płci, czasami nie. Starałem się tworzyć więc te osoby gejów tak, by nie przypominały postaci homoseksualnych z innych filmów. Osobiście nie znam nikogo, kto wpisuje się w typowy stereotyp geja. Naszym zadaniem jest nadać człowieczeństwa czemuś i wyjąć to ze schematu.
Skąd pomysł na postać boksera?
Nie jestem bokserem, bo bardziej lubię biegać. Postać Jima jest oparta na moim partnerze Kevinie, który zmarł w 1990 roku. Był błyskotliwym bokserem wywodzącym się z rodziny siedzącej w tym sporcie. Odszedł jednak od tego i wyzwolił się spod kontroli ojca. Potem zdobył krajowy tytuł mistrza w trójskoku. Był w tym naprawdę dobry. Postać Jima powstała więc w oparciu o to, a sport dla gejów jest czasem dość hermetyczny, bo niektóre sporty mają dość ograniczone spojrzenie na to, czym jest bycie mężczyzną. Jeśli odnosisz w tym sukces i przy okazji jesteś gejem, reakcje ludzie są proste: to dla nich staje się po prostu normalne. Jordan, który gra Jima, trenował wiele miesięcy do tej roli, więc przeszedł pełny bokserski trening. Nie ma żadnych dublerów. Wszystko robił sam.
Jest w tym bardzo wiarygodny. Można uwierzyć, że naprawdę jest bokserem.
Dobrze, że to dostrzegłeś. Tak naprawdę nie chciałem zacząć kręcić filmu, dopóki fizycznie nie był on gotowy naprawdę stanąć na ringu. Żeby pod tym kątem sprawiał wrażenie, że naprawdę może on wygrać walkę. Lubię takich aktorów, którzy poświęcą się dla trudnej roli. Nie lubię też wykorzystywać dublerów. Wiem, że trzeba zapewnić bezpieczeństwo aktorom, ale najlepsze rzeczy wychodzą wtedy, gdy jesteś na granicy tego bezpieczeństwa. To wyszło naprawdę interesująco. Gdy dołączył do nas Tim Roth, bałem się, jak to wyjdzie, bo jest dość znanym aktorem ze Stanów. Był jednak świetny, nie próbował przejmować niczego czy sprawiać, że ktoś się źle poczuje i polubił aktorów. Chyba był zaskoczony tym, że robimy filmy, a w Nowej Zelandii kręci się naprawdę sporo. Sam nie lubię za bardzo Władcy Pierścieni, ale, cholera, no nakręcili to też tutaj! [śmiech]. Mieliśmy świetną ekipę.
A pandemia wpłynęła na twój film?
Kręciliśmy w trakcie pandemii COVID-19. Dlatego w scenach w klasie widać odstępy pomiędzy wszystkimi ludźmi. Byliśmy w trakcie lockdownu. Powiem ci Adamie, że kręcenie walki w czasie COVID-u było bardzo trudne! Trzeba było to zrobić sekcjami, a potem to jakoś skleić. To było naprawdę trudne! [śmiech] Dlatego w tej scenie jest dużo zabawy światłem [śmiech].
Małe miasteczko to coś, co zaczerpnąłeś z życia?
Dorastałem na farmie, ale nastoletnie lata spędziłem w małym miasteczku. Lubię takie miejscowości. Są dla mnie interesujące, bo są jak mikrokosmos. Mają zdolność do pokazania wielkiego dobra, ale i wyrządzenia wielkiej krzywdy. Nie wiem, czy to macie w Polsce, ale pewnie tak – lubię w małych miasteczkach to zawieszenie w czasie. Bez względu na to, który mamy rok, one są osadzone w jakimś okresie i się nie zmieniają. Chciałem więc osiągnąć podobny efekt w tworzeniu miasteczka na ekranie, bo temat, który podejmuję jest ponadczasowy.