Premiera (Świat)
17 lipca 2024Premiera (Polska)
17 lipca 2024Kraj produkcji:
PolskaDeveloper:
Critical Hit GamesPlatforma:
PS5, PC, Xbox Series XWydawca:
Świat: Plaion
Najnowsza recenzja redakcji
Wrocławskie studio Critical Hit Games przy swoim debiutanckim projekcie sięgnęło po gatunek, który nie każdemu przypadnie do gustu. Nobody Wants to Die można bowiem śmiało nazwać symulatorem chodzenia. Produkcja niemal przez cały czas prowadzi nas za rączkę. Oczywiście nie ma w tym nic złego, a sam od czasu do czasu lubię grać w takie tytuły. Podobnie jednak jak miało to miejsce przy Death Stranding (nad którym piałem z zachwytu), tak i w tym przypadku jestem świadom, że nie wszyscy będą podzielać moje zdanie.
Kasa rządzi tym światem
Akcja została osadzona w XXIV-wiecznym Nowym Jorku. Przez dekady ludzkość eksploatowała powierzchnię, aż ostatecznie doprowadziła do tego, że nie dało się tam dalej żyć. Najbogatsi przenieśli się w chmury, gdzie można normalnie funkcjonować, podczas gdy najubożsi zostali tam gdzie byli - na poziomie gruntu, który zmienił się w slumsy. To cuchnące stęchlizną i zgnilizną miejsca, gdzie przebywa margines tego świata. Nie zapuszczają się tam nawet stróże prawa. Zresztą nie mają takiego obowiązku, bo zajmują się tym, co im się opłaca - ochroną osób, które mają władze i pieniądze.
Slogan "chronić i pomagać" już dawno nie obowiązuje. Światem Nobody Wants to Die rządzi pieniądz, korupcja, no i… nieśmiertelność, która stała się możliwa dzięki rozwojowi technologii. Można kupić sobie ciało, do którego przeniesiemy naszą świadomość. Każdemu obywatelowi USA przysługuje jedna darmowa powłoka, do której wciskana jest świadomość oryginału. Taką skorupę można otrzymać do 21. roku życia. Później za ten przywilej trzeba już płacić. Osoby, których na taki "abonament" nie stać, trafiają do zamrażarki, a ich ciało na aukcje, gdzie może nabyć je ktoś inny.
Wokół tego elementu zaczyna się kręcić fabuła. Główny bohater, James Karra to detektyw z przeszłością, który decyduje się pójść pod prąd i pracować zgodnie z dawnymi ideałami. Jego szansą na powrót ma być domknięcie sprawy szychy, która miała popełnić samobójstwo. Protagonista otrzymał wyraźne polecenie, ale świadomie je ignoruje. Chęć odkrycia tajemnicy "wypadku" jest silniejsza od rozkazów. Nie bez znaczenia jest też aspekt moralny. Karra, choć nadużywa alkoholu i medykamentów, ma w sobie jeszcze odrobinę uczciwości i zawodowej ciekawości, która pcha go dalej i głębiej w stronę rozwiązania i poznania sekretów sięgających najwyższych szczebli władzy.
Intrygujące śledztwo
Działania detektywa nie pozostają bez reakcji ze strony kierownictwa i ostatecznie zostaje on niemal sam. Pomaga mu młoda funkcjonariuszka o imieniu Sara (licząca na szybki awans i starająca się działać podręcznikowo, co z Karrą nie zawsze jest możliwe) oraz jeszcze ktoś - tajemnicza postać, która walczy z systemem. Motywacje tej drugiej są jednak dość trudne do odgadnięcia. To wróg? Przyjaciel? Te granice często się zacierają. Z jednej strony podpowiada nam, co słuszne i moralnie właściwe, ale niekoniecznie zgodne z obowiązującym prawem. Z drugiej zaś to egoistyczny buc, który widzi tylko czubek własnego nosa.
Nobody Wants to Die ma świetnie napisane postacie. Mają one charakter, zapadają w pamięć, a przy tym nie są jednowymiarowe. Za każdą z nich kryją się jakieś dramaty i wydarzenia, które ukształtowały ich do takiej formy, jaką poznajemy w grze.
Mało gry w grze
Kroku ciekawej historii i intrygującym postaciom nie dotrzymuje natomiast rozgrywka. W skrócie ten tytuł można podsumować frazą: mało gry w grze. Nie uświadczymy tutaj obszernych terenów do zwiedzania czy swobodnej eksploracji. Rozgrywka ciągnie się od sekwencji do sekwencji. Miejscami wyraźnie się dłuży. Zwłaszcza podczas badania miejsc zbrodni. Początkowo ten element najbardziej mi się podobał, ale z czasem zaczął irytować. Jest tego najwięcej, trwa to najdłużej, a sprowadza się jedynie do cofania czasu, by poznać właściwy bieg wydarzeń. Przedpremierowe materiały oddawały dobrze skali. Jest tego zdecydowanie za dużo i bardziej preferowałbym skondensowanie rozgrywki zamiast takiego sztucznego i monotonnego wydłużania jej.
Zdecydowanie ciekawiej prezentuje się docieranie do sedna sprawy poprzez łączenie śladów zebranych na miejscu zbrodni i tworzenie hipotez. To coś, jak łączenie kropek na tablicy, aż wyłania nam się szerszy obraz, większa perspektywa całości, która pcha śledztwo w kierunku wielkiego finału.
Artystyczna wizja zachwyca
Obok fabuły, narracji oraz postaci, na uwagę zasługuje również oprawa graficzna oraz klimat produkcji. Z powodzeniem tutaj mogłaby się rozgrywać nowa odsłona serii BioShock, tyle tylko, że jeszcze bardziej mroczna. Nowy Jork, choć ponury i smutny, ma swój urok, a rozglądanie się po mieście sprawiało mi przyjemność. Klimat neo-noir wylewa się z każdego zakamarku ekranu. W trakcie tej dość krótkiej przygody przyjdzie nam eksplorować zapierające dech w piersiach dystopijne lokacje, pełne brudu, smrodu i odpadów pozostałości po dawnym ludzkim życiu, zapomniane przez Boga miejsca. W kontraście do nich stoją zaś apartamenty możnych i władczych, miejsca przesiąknięte luksusami, pełne przepychu i cyberpunkowego klimatu. Czasami zaczynamy zastanawiać się, podobnie jak bohaterowie, jak to jest, że niektórych stać na baseny, skoro woda jest czymś na wagę złota. To proste - za pieniądze w tym świecie można mieć wszystko.
Nobody Wants to Die to udany debiut wrocławskiego studia, a jego sporym plusem jest też zachęcająca cena, bo za około 100 zł dostajemy więcej singlowej zabawy niż w ostatnich kampaniach Call of Duty. Do pełni szczęścia zabrakło mi przede wszystkim kilku dodatkowych godzin zabawy przy jednoczesnym ograniczeniu monotonnych i przydługich fragmentów ze zbieraniem dowodów na miejscach zbrodni. Trzeba natomiast mieć świadomość tego, po jaki tytuł się sięga. Zdecydowanie nie jest to dobra propozycja dla fanów intensywnej akcji i dynamicznej rozgrywki.
PLUSY:
+ świetny klimat;
+ charakterne postacie;
+ grafika;
+ zachęcająca cena.
MINUSY:
- długość rozgrywki;
- mało gry w grze.