Upadek Faith nie zawsze jest przyjemny, ale za to seksowny jak diabli. Faith – zdobywszy szturmem świat sztuki – znika równie szybko, jak się pojawiła, pozostawiając po sobie mnóstwo niedo-powiedzeń i domysłów. Czy jej zniknięcie jest tylko sprytnym posunięciem marketingowym, wołaniem o pomoc niezależnej artystki, czy w grę wchodzi coś o wiele bardziej złowieszczego? Zważywszy, że za jej spektakularnym sukcesem stoi nie kto inny jak Louis Thorne… któż może wiedzieć to na pewno?
Premiera (Świat)
11 listopada 2022Premiera (Polska)
11 listopada 2022Polskie tłumaczenie
Piotr CzarnotaLiczba stron
160Autor:
Maria Llovet, Brian AzzarelloGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Mucha Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Na okładce trzeciego tomu szatan w osobie Louisa Thorna objawił się już niemal w pełnej krasie, bo przecież czarne skrzydła to emblemat Pana Ciemności. Natomiast większy problem jest z etycznym zakwalifikowaniem Faith – widzimy ją na tle świetlistej aureoli, ale za to z ustami zakrwawionymi jak u wampira. To balansowanie na krawędzi przeciwstawnych sobie sił od dłuższego czasu charakteryzowało postępowanie głównej bohaterki. I nie ma co ukrywać – tak będzie do końca. Jakby twórcy chcieli nam powiedzieć, że tylko zachowując równowagę między Dobrem a Złem, jesteśmy w stanie zrozumieć, jak działa świat wokół nas, i tym samym przejść przez życie.
Pamiętamy, że w poprzednim tomie kariera Faith rozkwitła błyskawicznie, a w drodze były kolejne jej malarskie dzieła. Sytuacja zaczęła się jednak komplikować – jawa mieszała się z koszmarami, a niektórzy bohaterowie (jak marszandka) musieli zejść ze sceny. Trzeci tom zaczyna się właśnie od koszmaru z Faith i jej mentorem Louisem w rolach głównych, by po chwili zaskoczyć nas nagłym zwrotem akcji. Fabuła w tym czasie skoczyła do przodu o dziewięć miesięcy. Faith była uznawana za zaginioną, a skoro minęło tyle czasu, nie ma co ukrywać – jest już matką. Tyle że bez dziecka.
Trzeci tom serii jest w dużym stopniu fantasmagorią, która testuje bohaterkę i szykuje ją na wielkie zmiany. I takie rzeczywiście nadchodzą, z początku wrzucając ją z powrotem do punktu wyjścia fabuły z pierwszych zeszytów serii. Jednak na tyle znamy już sposób tworzenia tej historii przez Azzarello, że w zasadzie od razu wyczuwamy pismo nosem, widząc w tym wszystkim szatańską ściemę. I dlatego najciekawiej wypadają w trzecim tomie okazjonalnie pojawiające się cytaty z najwyraźniej literackiego dzieła Thorna, datowanego w przyszłości, na 2031 roku. To właśnie takie wstawki powodują, że w fabule robi się coraz bardziej tajemniczo, a ważne postacie zatracają swoje wcześniejsze ludzkie cechy i stają się bardziej uosobieniem potężnych sił. Jedynie anioł Solomon wciąż pozostaje sympatycznym i lubiącym dobry seks muzykiem. I być może dlatego – za to trwanie po tej bardziej ludzkiej stronie rzeczywistości – przyjdzie mu zapłacić wysoką cenę.
Wszystko prowadzi tutaj do niecodziennej kulminacji, w czasie której szatan będzie chciał wyrazić swoją irytację obrotem spraw i zaserwuje sporej części ludzkości przekroczenie granic rzeczywistości, a może i poznania. Finał w jakiś tajemniczy sposób może kojarzyć się z zakończeniem Strażników Alana Moore’a, choć przecież cały czas porównujemy te serie do takich komiksowych klasyków jak Sandman i Hellblazer.
Jednak Azzarello – przy współpracy świetnej graficzki Marii Llovet – idzie swoją drogą, co chwila zbacza w sferę erotyki i seksu, by pokazać nietypowe oblicze ścierających się w tej serii sił. No dobrze, niby mieliśmy wiele z tego we wspomnianych wyżej seriach, ale dotąd nie łączyły się to aż w takim stopniu ze sferą intymną. I nie chodzi wyłącznie o to, co fizyczne i seksualne, ale również o intymność obcowania ze sztuką, która wyzwala w nas tak wiele silnych uczuć. Zostajemy zatem z Faith, która wolała tworzyć, a nie wychowywać dziecko, oraz z szatanem, który się nudzi, tęskni i chyba po prostu jest zdziwiony obrotem spraw ze swoją podopieczną. I pewnie tak będzie trwał do momentu, aż nie znajdzie kolejnego obiektu, z którym w swoim stylu będzie mógł się zabawić.