Premiera (Świat)
23 października 2018Premiera (Polska)
28 stycznia 2019Polskie tłumaczenie
Michał JakuszewskiLiczba stron
518Autor:
George R.R. MartinKraj produkcji:
PolskaGatunek:
FantasyWydawca:
Polska: Zysk i S-ka
Najnowsza recenzja redakcji
„Taniec smoków” – oto „impreza”, na którą czekali wszyscy fani uniwersum stworzonego przez George R.R. Martin. Dodajmy, że chodzi tutaj o ten prawdziwy, historyczny taniec - kiedy to dwie gałęzie rodu Targaryenów starły się w walce o władze. Już smoki Deanerys pobudzają wyobraźnię, a co dopiero bestie, które kiedyś decydowały o potędze jej przodków. Taniec smoków mógłby być przedsmakiem wojny, która najprawdopodobniej czeka nas w ósmym sezonie serialu. W końcu do tej pory rozgrywki o władzę były dość jednostronne. Deanerys miała jednoznaczną przewagę nad każdym rywalem. Dopiero w najnowszej części smoki powalczą po obu stronach. Dawniej, gdy praktycznie każdy Targaryen miał swojego własnego smoczego pupila, starcia na szczycie, przynajmniej teoretycznie, były bardziej pasjonujące. Niestety tylko teoretycznie.
Otwarcie muszę przyznać, że po Fire and Blood, vol. 1 byłam znudzona. Po drugiej uczucie to odpłynęło w siną dal. Teraz zastąpiła je po prostu wściekłość. Przede wszystkim wściekłość na Martina, który zamiast zabrać się do porządnej pracy i dokończyć wreszcie historię, na której finał czekają wszyscy, dostarcza nam ochłapy, którymi nie sposób zaspokoić literackiego apetytu. Ale też wściekłość na samą siebie, że po mimo zniechęcenia i zwyczajnego już zmęczenia losami Targaryenów, ciągle nie potrafię odpuścić sobie dalszej przygody ze wszystkim Aegonami, Daemonami i Viserysami.
W Fire and Blood, vol. 1, part 2 historii rodu Targaryenów Martin nadal nie rezygnuje ze wszystkiego tego, co mogło denerwować w pierwszym tomie. Nadal przybiera pseudohistoryczny ton i kreuje się na kronikarza minionych zdarzeń. Podkreśla wiarygodność swoich słów, powołując się na zapiski naocznych świadków, przywołuje różne wersje wydarzeń i poddaje w wątpliwość niektóre z nich. Zamysł, owszem, jest szalenie ciekawy, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Można się spotkać z opiniami, że tym razem Martin zdecydowanie przesadził z liczbą postaci. Ponadto nie popracował dostatecznie nad ich charakterystyką, w związku z czym czytelnikowi zdarza się pomylić Aegona z Aemonem, czy Rhaenys z Rhaeną. Zastanawianie się nad linią pokrewieństwa pomiędzy poszczególnymi bohaterami, co jest kwestią istotną, gdy w grę wchodzi kwestia dziedziczenia, to w przypadku Targaryenów prawdziwa męka. Ich drzewo genealogiczne przypomina raczej gąszcz gałęzi. Nie ma się co dziwić, że co chwila wybuchały w ów czas walki o żelazny tron. Czasem po prostu nie sposób połapać się kto i dlaczego ma go dziedziczyć. Gdybym sama była lordem Westeros w tamtych czasach, nie raz nie wiedziałabym czyje prawa do sukcesji popierać. Zwłaszcza, że większość z Targaryenów w ogóle nie nadaje się do sprawowania władzy. A Ci, którzy się nadają są nudni niczym flaki z olejem.
Pierwsza część Ognia i Krwi opisuje losy pięciu królów Westeros, druga ogranicza się tylko do dwóch (właściwie koronowanych, samozwańczych władców było nieco więcej). Do opisania wciąż pozostaje okres rządów dziesięciu władców. Zatem ile jeszcze tomów musi napisać Martin, aby ukończyć tę część historii? Dodajmy, że w tym wypadku nie można narzekać na przesadną rozwlekłość jego narracji. Właściwie wręcz odwrotnie. Spotkałam się już z takimi opiniami, i sama je zresztą podzielam, że tym razem Martin jest aż nadto skrótowy. Niektóre z kluczowych postaci opisane są zaledwie w jednym akapicie. I to właśnie chyba ta nieszczęsna skrótowość przesądza o tym, że czytelnik w tej historii musi błądzić jak we mgle. Jednak, z drugiej strony, czy bylibyśmy w stanie znieść jeszcze więcej tomów przygód Targaryenów (napisanych w ten a nie inny sposób)?
Targaryenowie to jeden z najbardziej fascynujących rodów spośród tych, które stworzył Martin. O ich niezwykłości przesądzają nie tylko smoki i umiejętność panowania nad nimi, ale też cała otoczka półboskości. Wyjątkowy wygląd, wyjątkowe zwyczaje, wyjątkowa historia – dokładnie tak to powinno wyglądać. Niestety tak się niefortunnie złożyło, że jedynych wyjątkowych Targeryenów spotykamy dopiero 300 lat później, w sadze Pieśni Lodu i Ognia.
Ogień i krew tom 2