Himilsbach był tylko jeden, ale opowiadać o nim można bez końca. Osierocony chłopiec z Mińska Mazowieckiego, który tuż po wojnie okradał sowieckie transporty z Niemiec. Kamieniarz, którego pomniki stoją na Starych Powązkach i – przynajmniej sam tak twierdził – miał swój udział w pracach przy Kolumnie Zygmunta. Pisarz, który wydał pierwszą książkę, bo pożyczył pieniądze na wódkę od kierownika działu literatury pięknej w wydawnictwie. Aktor, który w teatrze był „półtora raza”. Choć w SPATiF-ie pili wszyscy, to właśnie jego zapamiętano jako wiecznego pijaka i łazęgę. Pełen sprzeczności, różnych zawodów, dziwnych zbiegów okoliczności i wykluczających się sposobów działania – Himilsbach zawsze był przede wszystkim Himilsbachem.
Premiera (Świat)
18 września 2024Premiera (Polska)
18 września 2024Liczba stron
304Autor:
Ryszard AbrahamGatunek:
non-fictionWydawca:
Świat: Mando
Najnowsza recenzja redakcji
Nie znam zupełnie dorobku Himilsbacha – kamieniarza. Ponoć pracował – wedługg własnych twierdzeń – nawet przy warszawskiej Kolumnie Zygmunta. Ale dowodów na to brak. Znam za to – dość dobrze – dorobek aktorski tej nietuzinkowej postaci. I wybiórczo także dokonania literackie. Druga książka Ryszarda Abrahama – Himilsbach I głupio ci teraz? zbiera kolejny, pokaźny zestaw anegdot i scenek z życia warszawskiego powojennego Franza Fishera, dobrze obrazujących zresztą, jak trafne okazuje się powyższe porównanie ze sławetnym Sokratesem Warszawy. Jednak różni ich kilka rzeczy – Himilsbach był sierotą, a w dodatku nie roztrwonił majątku, bowiem nigdy go nie posiadał. Nie miał także klasycznego, uniwersyteckiego wykształcenia, jak Fiszer. Mimo to, podobieństwo życiowej postawy obydwu delikwentów pozwala na śmiałość użycia takich porównań. Bo obydwaj żyli w dużej mierze na finansowej łasce licznych znajomych, aspirujących w większości na inteligencką i artystyczną śmietankę ówczesnej Warszawy. I choć pozornie Himilsbach, proletariacki prostak, nijak nie pasował do elit kulturalnych stolicy, to niejako stał się ich ulubieńcem.
Teraz z roku na rok zdają się mnożyć – jak zauważa sam Abraham – osoby, które z Himilsbachem piły, które pożyczały mu pieniądze. I jest nawet ponoć jeden osobnik, któremu najsłynniejszy warszawski kamieniarz pożyczkę oddał! Rzecz niebywała, ale może i prawdziwa? Wszak życiorys Himilsbacha to jeden wielki konglomerat opowieści i zdarzeń nieprawdopodobnych, przerysowanych, wręcz niemożliwych. A jednak – częstokroć – na tyle solidnie udokumentowanych, że z pewnością prawdziwych.
Prowadzi nas autor niniejszej publikacji przez rodzajowe scenki z życia Himilsbacha, podzieliwszy całość na tematyczne rozdziały, w których każdy obrazuje – zbierając anegdoty i opowiastki – jedno z licznych oblicz artysty. Czy to pisarza, czy aktora, czy kamieniarza, at last, but not least. I wyłania się z tego obraz niezwykły, bo każdy rozdział zdaje się snuć historię innej postaci. Bowiem niemożliwym zdaje się, by te wszystkie zdarzenia były udziałem jednej osoby, by te wszystkie życiorysy zmieściły się w jednym człowieku. A jednak, Himilsbach był, żył, istniał. Wypełniał swego czasu Warszawę po brzegi. I zapadł w pamięć licznym, stał się znaczącym elementem warszawskich opowieści, jednym z symboli artystycznego światka stolicy. Człowiek z nizin, utracjusz proletariacki, który zaskarbił sobie przychylność całego artystycznego światka warszawskiego na długie lata. I obrósł legendą na tyle, że mało kto nie chciałby się dziś pochwalić znajomością z nim, większą czy mniejszą zażyłością.
Himilsbach. Fantastyczna postać, pełna wad i sprzeczności, ale i niespotykanego uroku, nietożsamego nijak z proweniencją ani aparycją. Takiego serwuje nam Abraham, takiego ukazuje nam w epizodycznych przypowieściach, utkanych z cytatów, wspomnień, dykteryjek. Wadą książki jest czasem skromna długość tychże, czasem nazbyt szybko zakończonych, urwanych, nieosadzonych w szerszym kontekście, miejscami nazbyt topornie przez autora spuentowanych, bez możności, by właściwie wybrzmieć. Ale to detale, estetyczne niedociągnięcia, które nie rzutują na nadal fascynujący, niezwykły obraz Himilsbacha i jego licznych obliczy.
Udało się Abrahamowi utrwalić postać nietuzinkową. Niejako przedstawić ją współczesnym masom, ocalić od zapomnienia, od popadnięcia w niebyt. Być może zainspirować do sięgnięcia po pokaźny dorobek filmowy, albo też nieco mniej okazały, prozatorski? W tym ostatnim zresztą da się dostrzec zrozumiałą miłość do prozy Marka Hłaski, z którym Himilsbach znał się i którego twórczość kochał bezgranicznie, co jest zrozumiałe, jako że Hłasko również lubował się w bohaterach z marginesu, w życiowych rozbitkach, w specyficznych dramatis personae, często wywiedzionych – jak to u Himilsbacha zwyczajnie było – ze społecznych nizin. Zdawać by się mogło, dwa różne światy, dwa krańce artystycznych biegunów, a jednak łączyło artystów coś więcej, niż miłość do czystej rozlewanej na szklanki, co zresztą udało się w pewnym stopniu Abrahamowi pokazać w niniejszej książce.
Himilsbach. I głupio ci teraz? stanowi zgrabne uzupełnienie pierwszej książki Abrahama o tym artyście – Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się kawy. Całość składa się na anegdotyczną opowieść o postaci niezwykłej, którą można kochać, albo nienawidzić, ale zupełnie nie można być wobec niej całkiem obojętnym.
Takich artystów już nie ma, chciałoby się powiedzieć. Takich ikon, które albo nie grały tak naprawdę w żadnym z filmów, tylko pokazywały siebie, były sobą. Albo też na odwrót, grały całe życie, dzień po dniu, nigdy, także poza szklanym ekranem nie wychodząc z roli. Himilsbach był człowiekiem niezwykłym, człowiekiem o wielu twarzach. Abrahamowi udało się pokazać większość z nich. Słowami jego własnymi oraz ludzi, którzy go znali, opisać portret artysty. Warto go poznać.