Czas amerykańskiej prohibicji. Lou Pirlo – nowojorski gangster i prawdziwy mieszczuch – udaje się w górską dzicz appalachów, aby namierzyć nowego dostawcę nielegalnego alkoholu. Z pozoru rutynowa misja szybko przeradza się w prawdziwy koszmar, gdy lou nieświadomie odkrywa sekret, który nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego... albo jeszcze lepiej – światła księżyca w pełni.
Premiera (Świat)
11 grudnia 2017Premiera (Polska)
18 września 2018Polskie tłumaczenie
Marceli SzpakLiczba stron
152Autor:
Eduardo Risso, Brian AzzarelloKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Mucha Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Brian Azzarello i Eduardo Risso to uznany duet artystów, któremu zawdzięczamy między innymi serię 100 Bullets, Book One. Tym razem stworzyli opowieść dla Image Comics, mając w pełni kontrolę nad serią. Pierwszy tom The Moonshine, vol. 1 jednak nie w pełni spełnia oczekiwania, choć odnajdujemy tu echa ich wcześniejszych opowieści.
Artyści przenoszą nas mniej więcej do lat 20. ubiegłego wieku do objętych prohibicją Stanów Zjednoczonych. To także czas rozwijającej się gangsterki wykorzystujących ludzkie potrzeby napicia się, by rozkręcać nielegalny biznes. Gdy szefostwo mafii dowiaduje się, że w górach pędzi się wybitną księżycówkę, wysyła tam swojego człowieka, by załatwił sprawę regularnych dostaw. Niestety dla Lou Pirlo miejscowi wcale nie zamierzają współpracować. Dodatkowo na miejscu natrafia na niebezpieczną tajemnicę: pojawiają się okaleczone trupy i ślady olbrzymiej bestii.
Twórcy głównym bohaterem uczynili miejskiego elegancika, gangstera w dużej mierze tylko z nazwy, za to bez wątpienia alkoholika i kobieciarza z przeszłością. Jego zderzenie z „prostymi” mieszkańcami amerykańskiej prowincji stanowi jedno z kół zamachowych fabuły. Na dokładkę, im bardziej rozwija się historia, tym bardziej Lou znajduje się w kleszczach pomiędzy mafijnym szefostwem i bimbrownikami, a na dokładkę buszująca w lasach bestia zaczyna także zacieśniać krąg wokół niego. W efekcie, choć niespecjalnie da się go lubić, to zdecydowanie zaczyna mu się współczuć.
W Księżycówce nieźle zostały oddane realia epoki, a na korzyść działa także kontrast pomiędzy wielkomiejskimi mafiosami a wiejskimi chłopakami z dalekiej prowincji. Dzieje się tak nie tylko za sprawą scenariusza, ale też świetnych rysunków Risso; chyba najmocniejszego elementu całej opowieści. Prosta acz wyrazista kreska, umiejętnie dobrane kolory i kadrowanie sprawiają, że opowieść żyje, a dramatyczne wydarzenia są odpowiednio uwypuklone. I, paradoksalnie, choć Risso nie przeładowuje plansz i oszczędnie przedstawia historię, to w jego rysunkach odnajdziemy wiele detali budujących nastrój.
Najsłabiej w Księżycówce wypada wątek nadnaturalny. W zamierzeniach miał być zapewne osią fabuły, ale jak na razie wypada dość słabo. To dość schematyczna, wykorzystująca zgrane motywy opowieść, która nie potrafi na dłużą metę zaskakiwać. Finał tomu daje co prawda nadzieję, że w kontynuacji doczekamy się mocniejszych akcentów, ale to dopiero pieśń przyszłości. Na razie jest średnio.
Pierwszy tom Księżycówki to klimatyczna historia utrzymana w klimatach retro z domieszką wątków fantastycznych. Twardzi faceci, piękne kobiety i nieco zagubiony bohater stanowią niezłą mieszankę, która daje satysfakcję podczas lektury.