Olivia Wilde rzeczywiście rzuciła Jasona Sudeikisa dla Harry'ego Stylesa? Reżyserka Nie martw się, kochanie odpowiedziała na domysły
Czy domysły internautów okazały się prawdą?
Czy domysły internautów okazały się prawdą?
Produkcja w reżyserii Olivii Wilde, Nie martw się, kochanie, wywołała spore zamieszanie w mediach na długo przed tym, jak trafiła do kin. W sieci pojawiły się doniesienia, jakoby twórczyni nie ukrywała swoich uczuć do grającego główną rolę, Harry'ego Stylesa - także na planie filmu. Jej zachowanie miało szczególnie nie spodobać się aktorce, Florence Pugh, która miała mieć problem z tym, że Wilde nie ukrywała romansu z piosenkarzem będąc jeszcze w związku z ojcem swoich dzieci, Jasonem Sudeikisem. Czy powodem rozstania pary rzeczywiście był Styles?
Nie martw się, kochanie - Olivia Wilde o rozstaniu z Jasonem Sudeikisem
Z okazji nadchodzącej premiery filmu Nie martw się, kochanie Olivia Wilde udzieliła wywiadu dla portalu Vanity Fair. Redakcja postanowiła poprosić reżyserkę o to, aby odniosła się do kontrowersji otaczających jej dzieło. W rozmowie nie zabrakło pytania o jej byłego partnera, Jasona Sudeikisa. Wraz z aktorem twórczyni doczekała się dwójki dzieci, czyli Syna, Otisa Alexandra, oraz córki, Daisy Josephine. Wielu internautów nie ma wątpliwości, że związek pary rozpadł się przez to, że reżyserka zakochała się w Harrym Stylesie i nawiązała z nim romans, który przeniósł się także na plan filmowy.
Olivia Wilde twierdzi jednak, że w plotkach krążących wokół ich bliskiej relacji podczas kręcenia zdjęć do filmu Nie martw się, kochanie nie ma ani trochę prawdy. Reżyserka przekonuje, że jej związek z Sudeikisem rozpadł się na długo przed tym, jak poznała Stylesa:
Film Nie martw się, kochanie trafi do kin 23 września. Produkcja opowiada historię Alice i Jacka, którzy popadają w kryzys małżeński po tym, jak tajemnicze działania w firmie mężczyzny zaczynają odbijać się także na jego życiu prywatnym. Poza reżyserią, Olivia Wilde pełni w nim również funkcję aktorki, wcielając się w sąsiadkę pary, Mary.
Źródło: Vanity Fair