24: Dziedzictwo: sezon 1, odcinek 1 i 2 – recenzja
Jack Bauer gdzieś zniknął, ale jego miejsce momentalnie zajmuje nowy żołnierz – Eric Carter.
Jack Bauer gdzieś zniknął, ale jego miejsce momentalnie zajmuje nowy żołnierz – Eric Carter.
Podczas misji w Jemenie elitarny oddział USA Army Rangers prowadzony przez sierżanta Erica Cartera (Corey Hawkins) zlikwidował przywódcę terrorystów, Ibrahima Bina-Khalida. W następstwie jego zwolennicy ogłaszają fatwach – zemstę przeciwko Carterowi, jego żołnierzom i ich rodzinom.
Aby udaremnić dalsze ataki Carter zwraca się o pomoc do Rebeki Ingram, pracowniczki CTU, która nadzorowała jego akcje wojskowe. Traf chce, że kobieta właśnie ustępuje ze stanowiska dyrektora tej placówki, by wspomóc męża, senatora Johna Donovana, w jego kampanii na prezydenta Stanów Zjednoczonych. To oczywiście tylko kilka wątków i bohaterów dramatu rozgrywanego w czasie rzeczywistym. W końcu nic tu nie może być zbyt proste i oczywiste.
24: Legacy pomimo upływu lat i niezmienionej formuły wciąż dostarcza tyle samo adrenaliny co poprzednie sezony. Szybkie tempo, bijący zegar, rozterki, złe wybory, śmierć przypadkowych i nieprzypadkowych ludzi, to wszystko jest obecne. Wymieniono jedynie głównego bohatera. Mocno zmęczonego Jacka Bauera zastąpił czarnoskóry Eric Carter, który w sumie jest istnym klonem swojego poprzednika. Biega tak samo. Mówi podobnie. I wszędzie chodzi z przewieszoną przez ramię torbą.
Już od samego początku serialu twórcy rzucają widza w wir akcji. Rezygnując z wprowadzenia, od pierwszej minuty pokazują, że nie będzie tu zbędnego gadania. Nie ma się co dziwić, że serialowi udało się utrzymać swój unikatowy klimat, jak za scenariusz niezmiennie odpowiada Robert Cochran, a na fotelu reżysera ponownie zasiadł twórca pierwszych sezonów 24, Stephen Hopkins. Obaj panowie używają dobrze znanych nam chwytów i twistów w fabule, ale nie jest to żaden zarzut. Robią to dobrze, a widz przecież nie oczekuje od nich niczego więcej niż utrzymania dawnego klimatu. Mamy tu więc terrorystów, politykę, uśpionych agentów, wojny gangów i dramaty rodzinne. Wszystko w jakiś sposób ze sobą połączone i czekające tylko na to, by eksplodować.
Jeśli wierzyć twórcom, to nowa odsłona 24 nie jest rebootem a ładną kontynuacją. Może o tym świadczyć zapowiadane w zwiastunach pojawienie się, granego przez Carlosa Bernarda, Tony’ego Almeidy. Nie ma co ukrywać, lubimy momenty, gdy w nowych odsłonach pojawiają się starzy znajomi. Niestety, prawie pewne jest to, że na ekranie nie zobaczymy Jacka Bauera. Jest to spowodowane tym, że Kiefer Sutherland jest zbyt zajęty graniem prezydenta USA w innej produkcji telewizyjnej. Szkoda. Chętnie zobaczylibyśmy, jak Jack i Carter łączą siły.
Nowa obsada szybko do siebie przekonuje. Zarówno Miranda Otto, jak i Dan Bucatinsky, czyli pomocne oczy w CTU, dobrze radzą sobie w odgrywaniu sytuacji stresowych, tak jak i Corey Hawkins świetnie prezentuje się jako ścigany przez wszystkich żołnierz. Jedyne co mi nie pasuje w tej całej układance, to wątek wojny gangów, w środku której ląduje żona Cartera.
24: Dziedzictwo to rozrywka w starym dobrym stylu. Tego właśnie od tej produkcji oczekiwaliśmy.
Premiera pierwszych dwóch odcinków w Polsce odbędzie się 7 lutego o 21.00 na kanale Fox.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat