Agenci T.A.R.C.Z.Y.: sezon 5, odcinek 7 – recenzja
Po sporym czasie rozłąki drużyna agentów znowu w komplecie z pewnym wyjątkiem. Czy odcinek stanął na wysokości zadania? Sprawdzam.
Po sporym czasie rozłąki drużyna agentów znowu w komplecie z pewnym wyjątkiem. Czy odcinek stanął na wysokości zadania? Sprawdzam.
W najnowszym epizodzie Daisy, Fitz i Simmons uciekają z rąk Kasiusa. Teraz agenci będą musieli odnaleźć resztę swojego zespołu. Jednak okrutni przedstawiciele Kree nie mogą sobie pozwolić na stratę Nieczłowieka z tak potężną mocą jak Quake. Faulnak, brat Kasiusa, wysyła za zbiegami swojego najlepszego wojownika. Nasi bohaterowie, będąc osaczeni przez wrogów, znajdują pomoc z najmniej oczekiwanej strony, dzięki czemu odnajdują swoich przyjaciół. Drużyna w komplecie decyduje się wyruszyć na powierzchnię, aby odkryć, co tak naprawdę się na niej kryje, a przede wszystkim odszukać ostatnią brakującą część zespołu, czyli May.
Bardzo dobrze, że twórcy zdecydowali się ponownie złączyć cały zespół głównych bohaterów, ponieważ od początku - mimo tego, że poszczególne postacie są dobrze napisane i wielowymiarowe - to zawsze agenci lepiej wypadali jako kolektyw. I doskonale to widać także w tym odcinku. Bardzo dobrze ogląda się, jak poszczególni członkowie zespołu wspierają się w swoich decyzjach, razem pracują nad rozwiązaniem danego problemu i bardzo dobrze uzupełniają się w czasie walki. Drużyna agentów to świetnie działająca maszyna, której nie straszna żadna przeszkoda, a każdy bohater znajduje w niej swoje miejsce i nie tylko stanowi o sile grupy, ale również podwyższa swoje indywidualne umiejętności i morale, odkrywając w sobie nowe pokłady możliwości. Bardzo dobrze świetną współpracę grupy głównych bohaterów widać w scenach, w których nasi bohaterowie walczą z Kree, a następnie barykadują się przed wojownikami w pomieszczeniu i szukają sposobu na dostanie się do Trawlera. Tutaj świetnie widać, jak poszczególne talenty wszystkich członków drużyny się uzupełniają - nieważne, czy chodzi o analityczny, naukowy umysł czy niezwykłe moce Nieludzi.
Jedynie ubolewam nad tym, że scenarzyści zdecydowali, aby część zespołu zostawić w bunkrze wraz z ciekawą, nową postacią, mianowicie Flintem. Jednak myślę, że ten zabieg będzie miał spore znaczenie w dalszym rozwoju tego sezonu. Wracając do Flinta, w poprzednim odcinku przez sytuację, w której się znalazł, był bardzo zagubionym chłopcem, ale w tym epizodzie twórcy świetnie rozwijają rys psychologiczny tego bohatera. W tym wypadku jest on już bardziej świadomy swojej wielkiej mocy i wie, jaka wiąże się z nią odpowiedzialność. Twórcy robią z młodego chłopaka swoistego anioła zemsty, mściciela stającego w obronie uciśnionych, co zapowiada się naprawdę interesująco. W końcu także nawiązano do okrutnej śmierci Tess z rąk Kree, co stało się pewnym momentem zapalnym dla Flinta. To świetnie zadziałało w prowadzeniu kwestii dotyczącej rozwoju chłopca. Scenarzyści dobrze nakreślili nowy wątek, w którym Mack, Yo-Yo i Flintv będą bronić ludzi w bunkrze przed Kree. Jestem ciekaw, jak zostanie ten element przedstawiony w kolejnych epizodach.
Po raz pierwszy też czarny charakter opowieści, czyli Kasius zaprezentował się z ciekawszej strony. Pomińmy dziwny fabularny fakt, że został zraniony nożem w gardło, a pozostała mu blizna na policzku, przejdźmy do analizy jego rysu psychologicznego. W końcu dostaliśmy jakieś wewnętrzne rozterki, które miotają antagonistą, mianowicie poczucie odtrącenia przez rodzinę i chęć pokazania ojcu swojej wartości. Bardzo dobrym dopełnieniem przemiany Kasiusa jest zamordowanie własnego brata. To zapowiada interesujący rozwój tej postaci w kolejnych epizodach. Podobnie Sinara, która w końcu nie jest tylko bezmyślnie wykonującą rozkazy Kasiusa wojowniczką, a posiadającą własne pragnienia istotą, nawet czasem głosem rozsądku władcy. Twórcy bardzo dobrze zaznaczyli wzajemną relację pomiędzy tymi dwoma postaciami, będącą czymś na granicy lojalności i miłości. Bardzo słabo natomiast spisał się w tym odcinku po stronie złoczyńców Faulnak i jego najlepszy żołnierz Manston-Dar. Pierwszy to stereotypowy okrutnik, który nie uznaje sprzeciwu, pozbawiony kompletnie głębi, drugi reprezentuje niemającego własnego zdania, ślepo wykonującego rozkazy mięśniaka. Na szczęście w tej produkcji już ich nie zobaczymy.
Nowy odcinek Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. prezentuje naprawdę dobry poziom w sposobie przedstawienia historii, rozwoju postaci i prowadzenia poszczególnych wątków. Nie jest pozbawiony drobnych błędów, jednak nie wpływają one na pozytywny odbiór epizodu i otrzymanie dobrej rozrywki. Jestem bardzo ciekaw, co wydarzy się w kolejnym odcinku, szczególnie że w tym otrzymaliśmy interesujący cliffhanger z ruinami T.A.R.C.Z.Y. i starszą wersją Robin Hinton.
Źródło: zdjęcie główne: ABC
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat