„American Crime”: sezon 1, odcinek 4 – recenzja
Ocenianie człowieka po wyglądzie, a nie po jego charakterze nie jest zbyt bezpiecznym terytorium dla serialu tak bardzo skupiającego się na różnicach rasowych i kulturowych jak "American Crime". Łatwo tu popaść w stereotypy i uogólnienia, ale mimo to udaje się zaprezentować ciekawy i w żaden sposób niepowielający schematów odcinek.
Ocenianie człowieka po wyglądzie, a nie po jego charakterze nie jest zbyt bezpiecznym terytorium dla serialu tak bardzo skupiającego się na różnicach rasowych i kulturowych jak "American Crime". Łatwo tu popaść w stereotypy i uogólnienia, ale mimo to udaje się zaprezentować ciekawy i w żaden sposób niepowielający schematów odcinek.
„American Crime w 4. odcinku wiele czasu poświęca kwestii postrzegania przez innych. Nie chudzi tu tylko o wygląd zewnętrzny, ale także o to, jak ludzie widzą zachowania innych, ich życiowe decyzje czy poczynania rodzin lub przyjaciół. Przed problemem oceniania po pozorach staje większość bohaterów, ale tylko niektórzy z nich zdają sobie sprawę z jego ogromnej wagi.
Z kim się zadajesz, takim się stajesz - mówi stare polskie przysłowie, które najwyraźniej wzięła sobie do serca siostra Cartera, Aliyah. Już od poprzedniego epizodu próbuje przekonać brata, że najlepszym rozwiązaniem w jego obecnej sytuacji jest odcięcie się od Aubry. Chociaż argumenty, które przytacza, do mnie nie przemawiają, to nie można jej odmówić racji. Carter i Aubry są dla siebie destrukcyjni, żyją w toksycznym związku i właśnie to, a nie ich pochodzenie czy kolor skóry, jest powodem, dla którego powinni trzymać się od siebie z daleka. Pozytywne skutki sprawiania dobrych pozorów odczuwa też Tony. Dzięki radom kolegi, który mówi mu, jak powinien się zachować, co mówić i robić, udaje mu się wreszcie wyjść z poprawczaka.
Nie od dziś wiadomo, że nikogo nie można uszczęśliwić na siłę. Niezależnie od tego, jak bardzo rodzina Aubry będzie się starała, nie da rady jej pomóc, jeśli dziewczyna sama nie zrozumie, że takiej pomocy potrzebuje. Sytuacji nie naprawi ani nowy manicure, ani fryzura, a już tym bardziej wysłanie na siłę na odwyk. Przynosi to skutek odwrotny od zamierzonego, przez co w 4. odcinku „American Crime” mamy okazję oglądać scenę rodem z "Breaking Bad" - handlowanie narkotykami na zapleczu grupy wsparcia.
Temat postrzegania przez innych najlepiej widać na przykładzie Barb. Dotyka on jej pod wieloma względami - zarówno na tym najbardziej podstawowym poziomie (jak powinna wyglądać w sądzie), jak i w kwestiach dużo bardziej osobistych (jej rodziny i tego, jak Barb chce ją widzieć). Nancy udziela jej wskazówek dotyczących tego, jak ona, jej były mąż i syn powinni się zachować podczas rozprawy oraz jak sama Barb powinna się ubrać. Rodzaje ubrań, ich kolory, sposób, w jaki Mark, Russ i Barb będą siedzieć - to wszystko wydaje się błahostką. Więcej, wielu z nas takie uogólnianie i powtarzanie utartych schematów może uznać za przeżytek, jednak na potwierdzenie swych słów Nancy przytacza własną, przejmująca historię.
[video-browser playlist="677292" suggest=""]
Lepsze światło na to, jak Barb próbuje budować obraz swojej rodziny w oczach samej siebie i innych, rzuca nam Mark. Pojawienie się brata zamordowanego Matta wnosi wiele do tego serialu. Na obecną chwilę Mark wydaje się być najbardziej obiektywną i rozsądną osobą spośród wszystkich zaangażowanych w sprawę. Po pierwsze, stara się być mediatorem zarówno pomiędzy skłóconymi rodzicami, jak i rodzinami Gwen i Matta. Dlatego też zdradza ojcu Gwen głęboko skrywany sekret na temat swojego brata. Matt był uzależniony i handlował narkotykami na długo przed wydarzeniami prezentowanymi w „American Crime” i wcale nie zgłosił się do wojska na ochotnika. Zrobiła to za niego jego matka, która nie potrafiła sobie poradzić z synem i która później zbudowała wokół jego pobytu w Afganistanie piękną legendę.
Te rewelacje nie tylko mówią nam wiele o osobie zamordowanego Matta, który z każdym kolejnym odcinkiem prezentuje się nam jako człowiek z jeszcze większymi problemami, ale również o jego matce. Od samego początku wiadomo było, że jest to kobieta twardo stąpająca po ziemi, zaciekle broniąca swoich racji i za wszelką cenę walcząca o dobre imię swojego syna. Do tej pory wypieranie przez nią jego uzależniania można było zrzucić na karb ślepej matczynej miłości, która nie pozwala jej na uwierzenie w rzucane w kierunku Matta oskarżenia. Teraz widać jednak, że Barb żyje w świecie zbudowanym z kłamstw i przekonań. Trzyma się ich kurczowo i próbuje udowodnić światu, że wszystko to jest prawdą. Robi to tak zawzięcie, że chyba już jej samej udało się w to uwierzyć. Z kontrastem między postrzeganiem własnego dziecka a jego prawdziwym obliczem zmaga się również Tom, ojciec Gwen. Policyjny raport z przesłuchań jej kochanków otwiera mu oczy na fakty, o których zapewne wolałby nie wiedzieć.
Zobacz również: Nowy zwiastun „Straight Outta Compton”. Poznaj legendarną grupę N.W.A.!
Samo wybudzenie się Gwen jest kolejnym interesującym zwrotem akcji w tej opowieści. Bohaterka ta zapewne dołoży wiele nowych elementów do układanki, ale także wprowadzi nowe znaki zapytania, dzięki czemu z niecierpliwością czeka się na następny odcinek.
Poznaj recenzenta
Monika RorógDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat