Angielka to nowy miniserial wyprodukowany przez Amazon Prime Video i BBC, który do Polski trafił dzięki HBO Max. Czy to western, na który fani czekali?
Angielka to bardzo specyficzny serial osadzony w gatunku westernu, który ma ambicje i chęci do bycia czymś artystycznie wybitnym. To akurat w tym przypadku jest trochę jak miecz obosieczny, bo w konstrukcji fabuły i jej prowadzeniu jest zbyt wiele sztucznych starań nadania temu artystycznego sznytu, który wypada dość siermiężnie, nie dając oczekiwanej jakości. Zbyt często budowa historii sprawia wrażenie dość przesadnie enigmatycznie zlepionej z różnych elementów, w których trochę zabrakło spoiwa, nadającego temu charakteru i stylu. Dużo w tym niejasności, pustych niedomówień wzbudzających konsternację i brak odpowiednich objaśnień. Bynajmniej nie chodzi o to, że coś jest metaforą, trzeba interpretować lub domyślać się, bo opowieść jest w taki sposób snuta, że zbyt często czuć, jakby czegoś zabrakło dla jej odpowiedniego wybrzmienia. To, co powinno być najmocniejsze, staje się rzeczą wywołującą dość mieszane odczucia. Najprościej wyjaśnić to tak, że objawia się tutaj sztuczność niektórych motywów wynikająca po prostu z przekombinowana i jakiejś dziwacznej mylnej świadomości, że ma się narzędzia do stworzenia czegoś bardziej artystycznego niż w istocie można.
Największy zarzut mam jednak wobec rzeczy typowo westernowych, które w jakimś stopniu są bardziej westernowe, niż można by sobie to wyobrazić. Twórca serwuje nam je regularnie w odcinkach, w sposób sprawiający wrażenie dość specyficznie oderwanego od całości. W formie rozmów, strzelanin czy określonych zachowań, które mają nacechować
Angielkę westernowym klimatem. Nie przeczę, że pomysły na te sceny są dobre, efektywne i mają one odpowiedni klimat. Jednocześnie jednak ich wprowadzanie wydaje się dość sztuczne reżysersko, a przez to również przewidywalne w swojej prostocie. To po prostu organicznie nie wynika z opowiadanej historii, pozostawiając wrażenie w stylu: leci fabuła, westernowa klimatyczna scena, wracamy do fabuły. W tym aspekcie twórca, reżyser i scenarzysta wydaje się nie mieć wystarczająco umiejętności, by to sprawnie połączyć w dobrze działającą całość. To czasem trochę wygląda, jakby te momenty były pewnego rodzaju hołdem dla westernu samego w sobie, ale poprzez brak tej spójności nie sprawdzają się zgodnie z oczekiwaniami.
Ten mankament nie skreśla jednak serialu
Angielka, bo nadal jest w nim wiele gatunkowej samoświadomości i próby powiedzenia czegoś nie tylko o czasach Dzikiego Zachodu, ale też o Ameryce samej w sobie. Z czego ona się wywodzi i jakich okropieństw ludzie się dopuszczali w czasach, w których spotkanie kogokolwiek na szlaku zmusza do natychmiastowego chwycenia za strzelbę. Poprzez pozornie prostą historię o zemście twórca chce, ab
y Angielka stała się dogłębną analizą nie tylko człowieczeństwa, co Amerykanów wszelkiego rodzaju. Tego, co ukształtowało ten kraj i staje się czymś doskwierającym i bolesnym. Jednakże podróż tytułowej
Angielki w celu wymierzenia zemsty przez te wszystkie zbyt często wydumane ambicje scenarzysty jest zaledwie ozdobnikiem w tle. Coś, co mogłoby nadać temu kierunku i jakości, staje się złem koniecznym. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby serial sam w sobie dostarczał pokładanych wrażeń i emocji, ale przez cały motyw przekombinowania artystycznego, jest to dość trudne w odbiorze, bo za całym tym artyzmem nie zawsze idzie jakość.
Wszelkie mankamenty są nadrabiane przez obsadę.
Emily Blunt tworzy postać wyjątkową, która ma w sobie wiele sprzeczności. Choć jest twarda, to jej wrażliwość jest na pierwszym planie, a kapitalnie zagrane emocje są tym, co stanie się sercem
Angielki. Show kradnie jednak
Chaske Spencer w roli Indianina Eli, który ma tyle charyzmy, że mógłby obdarować nią kilka obsad najlepszych seriali. Postać niby stonowana, ale wiele w nim emocji i dobrze nakreślonej przemiany. Tego samego jednak nie mogę powiedzieć o przemianie postaci Blunt, która odbywa się w ekspresowym tempie bez określonego pogłębienia procesu. W jej przypadku jest to nadmierne pójście na skróty. Znów powraca motyw wspomnianego artystycznego zacięcia, do którego zwyczajnie twórca nie ma narzędzi, by dobrze go przedstawić, bo decyzje, jakie podejmuje w tych aspektach, nie dają satysfakcjonującego rozwoju.
Angielka nie jest serialem łatwym przez przekombinowanie artystycznego podejścia. Twórca wyraźnie chciał, aby ten western miał więcej wspólnego z kinem arthouse'owym niż rozrywkowym, ale niestety zabrakło jakości i umiejętności. Przez to też jest to trochę marnowanie potencjału. Koniec końców te 6 odcinków ogląda się dobrze, ale gdy dochodzi do kulminacji, można poczuć, jak wszelkie wady serialu jedynie zostają wzmocnione. To wywołuje znużenie, niedosyt i pewien niesmak, nie powodujący wrażenia, że naprawdę warto było.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h