Punktem spięcia jest tu tytułowa Fala Anihilacji, a więc atak floty ze Strefy Negatywnej, która niszczy wszystko, co spotka na swoje drodze – i na chwilę obecną wydaje się niepowstrzymana. W pierwszym albumie widzieliśmy, jak Annihilus uderzał na kolejne kluczowe kosmiczne obiekty, jak choćby kompleks więzienny Kyln czy Xandar, gdzie zniszczył Korpus Nova – byliśmy więc na pierwszej linii starcia; choć w wątku Draxa, otwierającym Annihilation vol. 1, sporo czasu spędziliśmy na peryferiach wydarzeń, skupiając się na tym jednym bohaterze. I tę metodę rozciągnięto na Annihilation, vol. 2, gdzie może i dochodzi do potyczek z Falą Anihilacji, sam Annihilus pojawia się jednak tylko na chwilę, w jednym wątku, przez pozostały czas zaś towarzyszymy raczej drugorzędnym figurom tej kosmicznej rozgrywki. Nieco inny od pozostałych dwóch jest tu wątek Silver Surfera. Bo z racji natury samego bohatera, niegdysiejszego herolda Galactusa, właśnie tu skala wydarzeń wydaje się większa, ostatecznie w komiksie pojawia się nawet sam Pożeracz Światów, swój wątek ma i Thanos. W kolejnych historiach przechodzimy już jednak na skalę lokalną, najpierw towarzysząc Super-Skrullowi, który z Annihilusem umyśla walczyć poprzez dywersję w jego natywnej Strefie Negatywnej, na koniec zaś wraz z Ronanem Oskarżycielem z Kree udajemy się na pewną zapomnianą przez wszystkich planetę, do której z niewiadomych przyczyn ściągają różne ważne persony. W tym Gamora, obecnie znana jako członkini Strażników Galaktyki, tu zaś hołdująca bardziej swojej reputacji najniebezpieczniejszej kobiety we wszechświecie, dowodząca grupą jej podobnych zabójczych piękności.
Źródło: Egmont
Jak więc widać już po tym opisie, w Anihilacji. Tomie 2 przemieszczamy się sporo i poznajemy wiele postaci – ten komiks, jak mało który z ostatnich lat (poza Infinity i Strażnicy Galaktyki #01: Kosmiczni Avengers), pokazuje więc kosmiczną skalę wszechświata Marvela. Znamiennym jest, że o Ziemi w tych opowieściach co najwyżej tylko się wspomina (poza jednym wyjątkiem, gdy Super-Skrull wpada na chwilę do Reeda z Fantastycznej Czwórki), główni bohaterowie natomiast wprawdzie łapią się na miano humanoidów, ludźmi jednak nie są. I to stanowi największą zaletę tego komiksu. Samą fabułę, a raczej fabuły, bo mamy ich trzy, trudno jednak nazwać jakoś szczególnie zajmującymi. Zwłaszcza w wątku Ronana zostajemy wepchnięci w środek jakiejś większej opowieści, której początek przedstawia nam się w skrótowych wspomnieniach bohatera, finału zaś w tym tomie po prostu nie ma. Podobnie w opowieści Silver Surfera może i dzieje się dużo, jesteśmy nawet świadkami pewnego ważnego przełomu, wciąż jednak dostajemy wycinek, który nie może w pełni satysfakcjonować. Najlepiej pod tym względem wypada historia Super-Skrulla, w której w takiej samej objętości jaką miały dwie pozostałe fabuły z tego tomu, udało się zamknąć przejmującą opowieść o wyrzutku szukającym sensu i odkupienia.
Źródło: Egmont
Tym bardziej więc szkoda, że akurat w tej historii zdecydowano się na zaskakująco niepasującą do jej tonu warstwę graficzną, bardzo kreskówkową, niekiedy jakby rodem z animacji Disneya, co gryzło się z raczej ponurym i fatalistycznym wydźwiękiem opowieści o niezwykłym Skrullu. W efekcie, choć znacząco ciekawsza niż tom pierwszy, druga Anihilacja nie zachwyca. Objawia się w tym problem komiksowych serii – bo mimo iż dostajemy opasły tom, to w tych kilkuset stronach nie udaje się opowiedzieć naprawdę ciekawej, napisanej z rozmachem historii, przez co zadowolić musimy się tylko jednym zamkniętym wątkiem i przygrywkami do dwóch kolejnych. Mimo iż za nami już solidne kilkaset stron tej fabuły, w zasadzie nie posunęliśmy się wiele do przodu w opowieści o Fali Anihilacji. Taka opieszałość fabularna momentami irytuje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj