Animal Crossing: New Horizons – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 20 marca 2020Animal Crossing: New Horizons to debiut serii na Nintendo Switch. Czy warto się zapoznać z tym tytułem?
Animal Crossing: New Horizons to debiut serii na Nintendo Switch. Czy warto się zapoznać z tym tytułem?
Animal Crossing to popularna seria o długiej historii, bo jej pierwsza odsłona zadebiutowała w 2001 roku. Jest to jednocześnie też cykl niezwykle specyficzny i zdecydowanie wyróżniający się na tle konkurencji. Relaksująca, pozbawiona przemocy i wyjątkowo spokojna rozgrywka ma miliony zwolenników, ale nie brak też osób, które uważają ją za zwyczajnie nudną. I New Horizons raczej ich zdania w tej kwestii nie zmieni, bo w dalszym ciągu jest to coś, co w największym skrócie można określić symulatorem życia.
W grze trafiamy na bezludną wyspę i staje się ona dla nas czymś w rodzaju czystego płótna. Miejsce to będziemy mogli bowiem modyfikować według naszych potrzeb i oczekiwań, używając w tym celu narzędzi, które stopniowo są oddawane w nasze ręce. Te obejmują m.in. możliwość rozbudowy i dekorowania domów, wytaczania dróg i stawiania mostów, a później też i zmianę ukształtowania terenu oraz tworzenie akwenów wodnych. Podstawy rozgrywki nie uległy tu większym zmianom i nadal jest to gra, w której czas upływa tak, jak w rzeczywistości. Oznacza to, że każdego dnia mamy ograniczone możliwości. Nie dlatego, że twórcy zmuszają nas do snu tak jak w Persona 5 czy Stardew Valley. Tutaj „wymusza” to na nas realistyczny cykl dnia i nocy. Każda z tych pór ma osobne aktywności – sklepy działają w konkretnych godzinach, po zmroku pojawiają się inne owady czy ryby do złapania. Warto o tym pamiętać, jeśli zależy nam na wyciągnięciu z tego tytułu jak najwięcej. Nie brak tu również dynamicznych pór roku, z których każda wiążę się z innymi atrakcjami i okolicznościowymi wydarzeniami, dzięki którym w grze ciągle jest coś do roboty. Pierwszy event wystartował zaledwie 11 dni po premierze gry i przyniósł ze sobą m.in. nowe aktywności (poszukiwanie wielkanocnych jajek), a także dodatkowe przepisy na przedmioty. Można spodziewać się, że z czasem takich akcji będzie jeszcze więcej, przez co znajdą się i powody do powrotu na naszą wyspę.
Od zera do milionera
Na początku nasz bohater ma naprawdę niewiele. Od Toma Nooka, który wita nas na wyspie, otrzymujemy jedynie namiot i najpotrzebniejsze rzeczy. Całą resztę musimy zdobyć samemu. Na szczęście w Animal Crossing: New Horizons zarabia się znacznie łatwiej niż w prawdziwym życiu. Praktycznie cała wyspa pełna jest cennych insektów, ryb, kwiatów czy owoców. Nowością jest też system craftingu, który możemy wykorzystać na dwa sposoby: do stworzenia przedmiotów na własny użytek lub na sprzedaż właśnie.. Pozyskane w ten sposób środki możemy przeznaczyć do spłaty naszego zadłużenia u Nooka i tym samym… wzięcia kolejnego kredytu na większy dom, a także kupowania przeróżnych przedmiotów: ubrań, mebli, sprzętów, roślin itp.
Dostępne na wyspie aktywności to w dużej mierze powtórka z poprzedniej odsłony. Kolekcjonujemy przedmioty, sprzedajemy je lub oddajemy do muzeum, zdobywamy pieniądze, a następnie je wydajemy. Może i nie brzmi to ekscytująco w formie tekstowej, ale uwierzcie, że to naprawdę przemyślany i bardzo wciągający gameplay loop, który potrafi prawdziwie uzależniać. Szczególnie że New Horizons do niczego nas nie zmusza, nie nakręca nas do osiągania wyników w jak najszybszym tempie i możemy dobrze się bawić zarówno grając po kilka godzin dziennie, jak i odpalając tę produkcję na krótkie, trwające kilkanaście minut sesje.
Gra raz jeszcze daje graczom ogromną swobodę, ale twórcy tym razem postarali się też o nieco bardziej konkretne cele i coś, co można nazwać „systemem postępów”. Jeśli poczujemy się zagubieni, to możemy poprosić Nooka o pomoc, a ten zasugeruje nam, czym powinniśmy się teraz zająć. Jest tutaj również mechanika specjalnych punktów, Nook Miles, które zdobywamy za wykonywanie określonych wyzwań. Tych jest mnóstwo: część z nich dostępna jest na stałe, inne generowane są losowo, przez co ciągle jest tu coś do roboty. Zebrane w ten sposób punkty możemy zaś wykorzystywać do odblokowywania wyjątkowych nagród. To nie tylko dobry motywator do regularnego sięgania po grę, ale też i świetny pomysł na to, by pomóc mniej kreatywnym i zdecydowanym graczom w organizacji czasu spędzanego na wirtualnej wyspie.
Nowością jest tu także możliwość wybierania się na inne, dzikie wyspy. To doskonała okazja do tego, by zdobyć inne owoce, insekty czy ryby, a także… pozyskać nowych mieszkańców dla naszego tropikalnego raju. Nie brak tu również opcji sieciowych, dzięki którym będziemy mogli odwiedzić naszych przyjaciół, spędzić czas z nimi na ich wyspach i pozyskiwać tamtejsze surowce. Twórcy zaoferowali też możliwość lokalnej kooperacji, jednak z tą jest pewien problem, bo gracze chcąc nie chcąc muszą zamieszkać na jednej wyspie i dzielić to miejsce z towarzyszami.
Mimo tego, że gameplay z Animal Crossing: New Horizons pod wieloma względami przypomina New Leaf z 2012 roku, to twórcy zadbali też o szereg poprawek i zmian, dzięki którym całość jest jeszcze bardziej przyjemna. Warto wspomnieć tutaj np. o komfortowym menu kołowym, dzięki któremu błyskawicznie zmienimy wykorzystywane przez nas narzędzie czy też możliwości powiększenia naszego ekwipunku. Obie te nowinki przywitałem z wielką radością, bo były to rzeczy, które strasznie doskwierały mi na 3DSie. Ciekawym dodatkiem jest też NookPhone, czyli prawdziwy mobilny kombajn, w którym znajdziemy nie tylko najważniejsze informacje na temat rozgrywki (w tym punkty, dane o rybach i insektach itp.), ale też i... wirtualny aparat fotograficzny.
Barwnie, ładnie, cukierkowo
Znajomo wygląda tutaj też oprawa. Deweloperzy nie silili się na żadną rewolucję i zostali przy sprawdzonym stylu graficznym. Jest kolorowo, słodko i miło dla oka. Wszystko robi jednak wrażenie zdecydowanie lepsze niż na 3DSie, w czym bez wątpienia pomogła nowa, mocniejsza platforma. Do grafiki trudno jest się przyczepić, bo doskonale spełnia ona swoje zadanie, ale jednocześnie może odrzucić graczy z mniejszą tolerancją dla tak kolorowej i uroczej estetyki. Podobnie sytuacja wygląda z udźwiękowieniem: w trakcie zabawy towarzyszy nam spokojna muzyka, a postacie w grze w dalszym ciągu porozumiewają się z nami przy pomocy fikcyjnego języka, który można pokochać lub znienawidzić.
Animal Crossing: New Horizons, pomimo osadzenia akcji na (początkowo) bezludnej wyspie, sprawia raczej wrażenia powrotu do domu po długiej podróży. Gra jednocześnie bardzo znajoma, ale też oferująca pewne miłe niespodzianki, poprawki i przede wszystkim zabawę na długie miesiące, jeśli nie lata. To także idealna produkcja do tego, by zrelaksować się i zapomnieć o problemach dnia codziennego. I w tej roli tytuł ten sprawdza się naprawdę znakomicie.
Plusy:
+ wciąga;
+ zapewnia zabawę na długie godziny;
+ sporo nowości i usprawnień;
+ potrafi naprawdę zrelaksować;
+ sympatyczna oprawa audiowizualna.
Minusy:
- bardzo specyficzny, powolny gameplay;
- tylko jedna wyspa na jedną konsolę.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat