Arctic to film, wydawałoby się, prosty i oczywisty. Mężczyzna, którego imienia nigdy nie poznajemy, rozbił się na na tytułowej Arktyce. Próbuje przeżyć, licząc, że uda mu się wezwać pomoc. A gdy ta nadchodzi, sytuacja jedynie się komplikuje, bo musi opiekać się ranna pilotką śmigłowca. Ta opowieść jest przykładem sytuacji dość kuriozalnej, bo przeważnie oczekujemy informacji o bohaterze, by go poznać i nawiązać jakąś emocjonalną więź. Tutaj nic nie wiemy o głównej postaci. Kompletnie. Reżyser wykorzystuje całkowicie inne środki, by uzmysłowić, że w tym danym momencie to nie ma żadnego znaczenia. Wraz z jego walką o przeżycie, dowiadujemy się, jakim jest człowiekiem i gorąco mu kibicujemy do samego końca. To kim jest i jaka jest jego przeszłość, to zbyteczne informacje, które nie są potrzebne tej fabule. Rzadko można znaleźć w kinach film, w którym jest tak mało dialogów.Myślę, że można byłoby je podliczyć na palcach dwóch rąk. To jest jedna z najlepszych decyzji reżysera i scenarzysty, bo śmiało mógł wprowadzić jakąś narracje bohatera, w którego myśli mielibyśmy wgląd. A tak obserwujemy jego poczynania, kolejne decyzje i tytaniczny wysiłek, aby przeżyć i uratować swoją towarzyszkę. To wystarczy, aby szybko snuta przez Joe Pennę opowieść wciągnęła z nieopisaną siłą. Arktyka przeobraża się w thriller, który wspaniale budowanym napięciem angażuje do samego końca. Trudno mówić tutaj o przestojach, nudzie czy przeciąganiu. Wszystko ma znaczenie, a każdy krok bohatera czy przeciwność losu, z jaką się mierzy, wywołuje coraz większe emocje. Chcemy, aby dotarł on do celu i uratował siebie oraz towarzyszkę, ale niepewność jest budowana wręcz perfekcyjnie. Jesteśmy zbijani z tropu kolejnymi zwrotami akcji, które mają pokazać, że teoretycznie happy end tutaj może nie być możliwy. A to buduje jeszcze większe emocje, stawiając Arktykę ponad wielu przedstawicieli filmów o survivalu. Nadaje mu charakter, serce i styl, pomimo wykorzystania znajomych środków.
Źródło: Materiały prasowe
Prawda jest taka, że Arktyka w żadnym momencie nie wprowadza do gatunku nic nowego. Joe Penna pokazuje raczej, że w czymś oczywistym i w jakimś stopniu ogranym może powiedzieć coś dobrego, ważnego i bezkompromisowego. W sposób emocjonujący i napięciem godnym dobrego thrillera. Reżyser operuje znanymi rozwiązaniami, dzięki którym nie analizujemy, nie myślimy, a jedynie chłoniemy surowość płynącą z ekranu oraz walkę człowieka z naturą. Pewnie ten film nie udałby się, gdyby główną rolę grał ktokolwiek inny. Mads Mikkelsen niewiele mówi w tym filmie (podobnie jak choćby w Valhalla Rising z 2009 roku), ale nie musi. Jego charyzma przemawia do widzów głośniej niż tysiące okrzyków. Emocje malujące się na jego obliczu często poruszają, a zachowanie względem rannej pilotki wywołuje sympatię.  Jego rola jest tak oszczędna w środkach, a zarazem ekspresyjna w odpowiednich momentach, że trudno koniec końców nie poczuć tego w sercu. On w wielu miejscach sprawia, że to, co wydaje się znajome w gatunku, nabiera zupełnie innej głębi i znaczenia. Prawdę mówiąc - to prawdopodobnie najlepsza rola Mikkelsena od lat. I nie tylko dla emocji, które przekazuje walcząc o przetrwanie, ale bardziej za subtelność i niuanse, które często objawiają się w najmniej oczekiwanym momencie. To właśnie działa kapitalnie. Arktyka to taki film idealny do kina, bo wymaga on skupienia i pozwolenia na wciągnięcie się w historię. Nie jest to film dynamiczny, efekciarski, ale napięcie i emocje sprawiają, że trudno oderwać wzrok czy myśli. Oferuje on totalnie zapomnienie o rzeczywistości. Mads Mikkelsen w tym filmie udowadnia, że superbohater nie musi mieć nadludzkich mocy i peleryny, by wywoływać emocje i fascynować. Wystarczy, aby był człowiekiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj