Bandyci czasu: sezon 1, odcinek 1 i 2 - recenzja
Bandyci czasu to nowy serial oparty na filmie z dawnych lat pod tym samym tytułem. Czy warto obejrzeć?
Bandyci czasu to nowy serial oparty na filmie z dawnych lat pod tym samym tytułem. Czy warto obejrzeć?
Bandyci czasu to bardzo specyficzny serial, który z definicji taki powinien być, bo opiera się na równie dziwacznym filmie pod tym samym tytułem bardzo osobliwego twórcy, jakim jest Terry Gilliam. Na papierze nie ma lepszej ekipy, która mogłaby oddać ten charakter w serialu, bo Taika Waititi, Jemaine Clement oraz Iain Morris znani są z dość nietypowego podejścia. Zwłaszcza pierwsza dwójka od hitu Co robimy w ukryciu i innych produkcji była sygnałem odpowiedniej dawki dziwności, która powinna się tu sprawdzić. O dziwo, nie sprawdza się... Pierwsze dwa odcinki pod kątem konwencji, humoru i prowadzenia historii są tak zdziwaczałe i cudaczne, jak można po tych twórcach oczekiwać, ale zarazem takie, jakby poszło to o krok za daleko.
Serial wychodzi od tego samego punktu wyjścia, co kinowi Bandyci czasu, czyli tytułowa grupa wpada do sypialni Kevina przez portal w jego szafie, więc dzieciak przypadkiem dołącza do wyprawy i przeżywa przygody. Określone dobre i złe istoty stanowią duże zagrożenie. W teorii jest to więc podobna familijna przygoda, bo jednak w centrum mamy nerdowskiego dzieciaka z wiedzą o przeszłości, która może się przydać podczas takich podróży. W praktyce w nowej produkcji serwisu Apple TV+ trudno dostrzec określony cel twórców, bo dla młodszego odbiorcy samej przygody jest niewiele, a nudne dialogi nie będą w stanie go przykuć do ekranu. Problem jest taki, że w tych odcinkach nie dzieje się zbyt wiele, a to, co twórcy nam prezentują, to bardziej rozczarowujące próby bycia śmiesznymi i dziwnymi, które w praktyce wypadają sztucznie, nieciekawie i bez pazura. Takim sposobem ten serial mota się pomiędzy konwencjami, nie mogąc w tych odcinkach osadzić się w jednej i pokazać swoją tożsamość, która jakoś też wyróżniłaby się na tle kinowej produkcji. Na ten moment jednak produkcja odcinkowa wydaje się jej nędzną imitacją.
Humor to bardzo indywidualna sprawa i każdy, kto oglądał projekty tych twórców wie, że trzeba oczekiwać czegoś nieoczekiwanego, nietypowego i niekonwencjonalnego. Problem serialu Bandyci czasu jest taki, że zamiast raczyć nas pomysłowością i kreatywnością, do której przyzwyczaili, czuć w tym bardziej lenistwo i pójście na łatwiznę, gdy te próby rozśmieszania stają się wymuszone, męcząco wręcz powtarzalne, a czasem niemiłosiernie głupie. Być może na papierze to mogło zadziałać, choć śmiem w to wątpić, ale zgrzyty bardziej wystąpiły w realizacji, to tutaj rodzą się przyczyny niepowodzenia. Za kamerą tych odcinków stoi Taika Waititi, którego ostatnie projekty to pasmo przeciętnej reżyserii, braku wyczucia i fatalnie prezentowanego humoru. Kiedyś twórca wykazywał talent, dobrą rękę i kreatywność, ale w ostatnich latach wyraźnie coś jest nie tak, a Bandyci czasu jedynie się w to wpisują. Nie wykluczam, że z kimś innym za kamerą ten początek serialu mógł o wiele lepszy.
Tak naprawdę to obsada wydaje się też problemem tego serialu, bo absolutnie nikt tutaj się nie wyróżnia, nie ma swojego czasu, by zabłysnąć i ciągnąć tę fabułę na swoich barkach. Teoretycznie mamy bohatera zbiorowego, więc tytułową grupę, ale jest ona nijaka, ich interakcje to dziwność dla dziwności, która ani ziębi, ani grzeje, a już na pewno nie bawi. Do tego Lisa Kudrow staje się szybko irytującą karykaturą Phoebe z Przyjaciół, bo aktorka gra dokładnie tak samo, więc z tej postaci nic innego nie wynika. Nie wiem, czy to zamierzone, ale niestety w kwestii budowy bohaterki mającej zainteresować widza, może to jedynie wywoływać negatywne wrażenie nieudanego nawiązania. Kudrow ma taką specyficzną manierę, więc ta Phoebe zawsze tam była, ale wiele razy pokazywała, że ma w sobie o wiele większe pokłady talentu i potencjału. Tutaj dosłownie widać, jakby była wariacją postaci z kultowego sitcomu skopiowaną bez klasy i sensu.
Tak naprawdę Bandyci czasu na tym etapie wywołują jedynie totalną obojętność i jednak trochę też rozczarowanie, bo ta grupa twórców miała potencjał zrobienia czegoś niezwykłego. Ten początek nie tylko nie zachęca do kolejnych odcinków, a wręcz zniechęca do dalszego oglądania, bo nie czuć tutaj potencjału, jakichś oznak poprawy czy szansy, by móc wyciągnąć z tego coś o wiele fajniejszego. Nie jest to dobra rozrywka.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat