Bates Motel: sezon 5, odcinek 2 – recenzja
Bates Motel nabiera tempa. Drugi odcinek serialu zaskakująco szybko kulminuje kilka wątków w jednym miejscu, sprawiając, że zadajemy sobie pytanie: co w takim razie wydarzy się dalej?
Bates Motel nabiera tempa. Drugi odcinek serialu zaskakująco szybko kulminuje kilka wątków w jednym miejscu, sprawiając, że zadajemy sobie pytanie: co w takim razie wydarzy się dalej?
Choć odcinek pilotowy był powolny i przegadany, kolejny epizod serialu ruszył do przodu zdecydowanym krokiem. Mamy w nim do czynienia z bezpośrednią konfrontacją Normana z (już nie anonimowym) Samem Loomisem, mamy Caleba, którego wreszcie dochodzą słuchy, że jego siostra nie żyje od dwóch lat, a przede wszystkim – mamy scenę, w której on sam, Chick, zmarła Norma i przebrany w suknię jej syn, nagle jednocześnie znajdują się w piwnicach ponurego domu Batesów, sprawiając tym samym, że widz zachłystuje się powietrzem z wrażenia. To naprawdę dzieje się już teraz. Norman zostaje jednym zwinnym ruchem odarty ze swojej skrywanej przez cztery sezony tajemnicy i wreszcie nie tylko widzowie, ale i sami bohaterowie zaczynają rozumieć, że z tym chłopakiem jest (i zawsze było) coś nie tak.
Nie przypuszczałam, że taki obrót akcji nastąpi już w drugim odcinku. Przed nami jeszcze całe osiem epizodów, a skoro sekret Normana został ujawniony już teraz, pytanie „co dalej?” samo ciśnie się na usta. Twórcy serialu wyraźnie dbają o to, by przykuć uwagę widza i zależy im na tym, by pozostał z nimi do samego końca. Nie sądzę (a przynajmniej mam nadzieję, że tak nie jest), że bieżący odcinek serialu został rozwiązany w tak zaskakujący sposób przypadkowo – wolę raczej myśleć, że to celowe zawieszenie poprzeczki wysoko. A z takim podejściem, na każdy kolejny epizod można teraz czekać z utęsknieniem. Wreszcie zabieramy się do konkretów, na które czekaliśmy od początku.
Drugi odcinek dodatkowo przybliża nam postaci Madelyn i Sama Loomisów, wprowadza również nową koleżankę, którą nie jest jednak zainteresowany ani Norman, ani tak naprawdę sam widz. Kiedy akcja zaczyna coraz szybciej zmierzać w kierunku Psycho, nowi bohaterowie muszą przejść na drugi plan. Całą uwagę w tym odcinku poświęcamy głównie Calebowi, bo to jego życie zostało nagle wywrócone do góry nogami. A skoro Caleb nie ma nic wspólnego z Loomisami, siłą rzeczy odsuwamy ich na razie na bok, skupiając się na wątkach dobrze znanych z przeszłości.
Bohaterami, którzy wciąż pławią się w błogiej nieświadomości, pozostają na razie tylko Dylan i Emma. Pojawili się na chwilę w bieżącym odcinku, jednak chyba tylko po to, by przypomnieć nam, że gdzieś tam sobie szczęśliwie żyją w Seattle. Podejrzewam, że już niedługo i oni doznają szoku i liczę na to, że w równie nagły sposób co Caleb i Chick. W momencie, gdy bohater wyważa drzwi i staje twarzą w twarz z trupem swojej siostry, którą przed chwilą opłakiwał na cmentarzu, widzowi nie pozostaje nic innego jak obserwować rozwój wydarzeń z zapartym tchem. Serce zabiło szybciej, ciarki przeszły po plecach. Odcinek naprawdę zadziałał i pozostawił po sobie unoszącą się w powietrzu grozę, której tego typu serialowi zwyczajnie potrzeba!
I wreszcie w należyty sposób skupiamy się na rozdwojeniu jaźni Normana. Najpierw obserwujemy jego poczynania w pubie, kiedy to władzę nad jego świadomością przejmuje matka. W tej scenie halucynacja zdaje się być po raz pierwszy targana wątpliwościami i zastanawia się, po co w ogóle zajmuje głowę Normana (mam nadzieję, że scenariusz serialu nie uwzględnia zakończenia, w którym widmo matki składa broń i pozostawia samotnego syna w zakładzie psychiatrycznym, bo byłby to ogromny cios i spłycenie hitchcockowskiego Normana Batesa). A potem widzimy alter ego w pełnej krasie – chłopaka w peruce, makijażu i sukni, nokautującego Caleba na oczach Chicka. Nie mam pojęcia, jak ten ostatni wybrnie z zaistniałej sytuacji, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że zostanie tak po prostu zabity. Choć nie przepadam za postacią włóczęgi, w tym starciu kibicuję właśnie jemu, bo Normanowi zbyt często wszystko idzie po myśli.
Odcinek numer dwa zostaje urwany w kulminacyjnym momencie. To oczywiście również przemyślany zabieg, który ma na celu zaklepanie sobie widza na kolejny tydzień.
Cóż, mnie na pewno zaklepali!
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat