Batwoman: sezon 1, odcinki 14-16 - recenzja
Batwoman w końcu dochodzi do końca męczącego wątku z Alice. Twórcy nie są konsekwentni, a kolejne twisty jedynie pogłębiają problemy tego serialu. Jak to dokładnie wygląda w ostatnich odcinkach przed wielomiesięczną przerwą?
Batwoman w końcu dochodzi do końca męczącego wątku z Alice. Twórcy nie są konsekwentni, a kolejne twisty jedynie pogłębiają problemy tego serialu. Jak to dokładnie wygląda w ostatnich odcinkach przed wielomiesięczną przerwą?
Batwoman jest serialem dość specyficznym, bo twórcy nic sobie nie robią z takich podstaw, jak konsekwencja w działaniu, w decyzjach bohaterów czy też w ich rozwoju. Te odcinki doskonale to pokazują w kontynuowaniu relacji Alice z Kate - po tym, jak Batwoman chciała pozwolić jej umrzeć albo gdy twierdziła, że przecież jej siostra nie żyje i nie chce jej uratować, wszystko wraca do absurdalnego punktu wyjścia. W tych odcinkach nagle w wielu momentach budują one siostrzaną więź, współpracują i mają wspólne cele. Oczywiście finał wątku pokazuje, że Kate oszukała siostrę, by wsadzić ją do Arkham - akceptuje to rozwiązanie, ale w tym wszystkim, co miało miejsce do tego momentu jest zbyt dużo sprzeczności, naciągnięć i braku wiarygodności. Gdy dochodzi do tego twistu, ma się wrażenie, że zostaje on wyciągnięty z kapelusza ot tak, bo nic w tym wątku nie wskazywało, że Kate może się tak zachować.
W tym serialu jest zbyt dużo historii, która nie wynika z niczego, co wcześniej miało miejsc. Choćby nagły romans Batwoman z Sophie, który jest absurdalnie naciągany... Mamy uwierzyć, że Sophie, będąca swego czasu w związku z Kate, nie rozpoznała jej po pocałunku? I oczywiście całość szybko została ucięta i wykorzystana do coming outu agentki firmy Kane'a. Takie wątki są ważne, mogą być wręcz edukacyjnie kluczowe dla wielu widzów, ale nie gdy są tworzone po linii najmniejszego oporu. Sztampowo, w oparciu o oczywistości i schematy zachowań, a nie emocje i dramaturgię ważnego wydarzenia w życiu postaci. Zresztą to tak jak z Alice, twórcy wydają się czasem zapominać co tak naprawdę tworzyli z 5 odcinków temu i wymyślają wszystko na bieżąco i na szybko. Przez to też tego typu rzeczy nie spełniają swojej roli.
A i tak najgorszym przykładem jest wprowadzenie losowych czarnych charakterów do walki z Batwoman. Puste, nieciekawie, sztampowe i nudne postaci bez charyzmy, historii i jakiegokolwiek celu. Tak jak ta szalona dziewucha, która mściła się na influencerkach. Najgorsze w tym jest jednak przedstawienie dwóch motywów. Pierwszy - mamy chorą psychicznie nastolatkę, która daje sobie obedrzeć skórę z twarzy przez Alice. Nawet produkcje komiksowe, które tak jak ta silą się na realizm, muszą mieć jakieś granice. Po drugie - walka tej postaci z Sophie. Dziecko bez żadnego doświadczenia i szkolenia walczy jak równa z równą, z agentką, która pół życia trenowała zabijanie. Tego typu głupoty sprawiają, że ręce opadają i trudno szukać w tym nawet rozrywki w stylu guilty pleasure.
Pięknym dowodem braku konsekwencji scenarzystów jest cały wątek powrotu Cartwrighta, czyli słynnego oprawcy Alice. Nagle, ni stąd, ni zowąd, twórcy wycofują się praktycznie z wszystkiego, co do tej pory mówili i wprowadzają postać jego matki, która torturowała Alice. W tym wątku nic nie trzyma się kupy - brak spójności, skoki ze skrajności w skrajność, kuriozalne decyzje. Zresztą wprowadzenie do tego wielkiego twistu z tym, że Carwright trzymał w lodówce głowę matki Kate i Alice woła o pomstę do nieba. Nagle ot tak zmieniają wszystko w wątku, którego fundamenty miały już chwiejne podstawy, a teraz po prostu rozwalają się z hukiem.
Ruby Rose jest fatalną aktorką i jej wybór na Batwoman był błędem. Tak jak na przykład Melissa Benoist robi, co może, by urokiem, talentem i emocjami wyciągać Supergirl z fabularnego dna, tak Ruby Rose nie ma żadnego warsztatu, którym może operować, a te odcinki to podkreślają wręcz przerażająco. Cały motyw z Cartwrightem i zabójstwem to pierwszy przykład - emocje, które miała w tym danym momencie ukazać, są nieprawdziwe, aktorka męczy się, próbując cokolwiek z siebie wykrzesać. A dalej jest tylko gorzej - kwestia jej rozpaczy po tym, że kogoś zabiła, jest prawdopodobnie najgorzej przedstawionym tym motywem w historii telewizji. Zero emocji, pustka i oczywistości. Pierwsza lepsza opera mydlana lepiej operowałaby takim schematem, a tutaj Ruby Rose albo nie wie co robić, albo jest źle prowadzona przez reżyserów. Finał zresztą też podkreśla jej braki - pustka na obliczu, jedna mina i brak emocji. Gdyby nie autentycznie zagrana rozpacz aktorki grającej Alice, całą scenę można byłoby skreślić jako tragicznie zrealizowaną.
Jakimś tam plusem są sceny akcji z 16. odcinka, które pozwalają dublerkom pokazać trochę niezłych umiejętności w sztukach walki i solidnej choreografii. Oczywiście Kate i Alice po to właśnie głównie mają maski, aby ukryć fakt, że to nie te aktorki walczą. Proste środki dają dobry efekt. Szkoda, że tak rzadko i tak mało.
Te odcinki kończą wątek Alice - przynajmniej wszystko na to wskazuje, ponieważ jednocześnie budowana jest nowa historia na końcówkę sezonu. Kwestia tajemniczego mordercy Luciusa Foxa to motyw o wiele bardziej intrygujący, z potencjałem i ciekawym punktem wyjścia w postaci zamieszania w organizację Kane'a. Szkoda, że miną miesiące, zanim będziemy mogli zobaczyć, jak twórcom to wyszło, bo serial póki co nie został dokończony z powodu pandemii.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat