„Better Call Saul”: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
Po genialnym odcinku sprzed tygodnia "Better Call Saul" spuszcza z tonu, ale naprawdę nieznacznie. Jimmy trafia na następną przeszkodę w budowie swojego małego prawniczego imperium i szykuje kolejny misterny plan.
Po genialnym odcinku sprzed tygodnia "Better Call Saul" spuszcza z tonu, ale naprawdę nieznacznie. Jimmy trafia na następną przeszkodę w budowie swojego małego prawniczego imperium i szykuje kolejny misterny plan.
„Better Call Saul” powraca do formatu z początkowych odcinków i ponownie na pierwszy plan wysuwają się perypetie Jimmy’ego McGilla. Temu powodzi się bardzo dobrze. Nowa specjalizacja i zajmowanie się staruszkami okazało się bardzo opłacalne. Zaczyna być go nawet stać na nowe, wypasione biuro. Ale oczywiście wiemy, gdzie ostatecznie wylądował w „Breaking Bad”, więc taki piękny scenariusz nie mógł się ziścić. Wzięcie łapówki od Kettlemanów powróciło ze zdwojona siłą i ugryzło naszego bohatera w tyłek, a on musiał się porządnie nagimnastykować, aby wyjść cało z opresji.
Pokazanie nam wzlotów i upadków protagonisty to w gruncie rzeczy jedyny sposób na wiarygodne przedstawienie jego ewolucji w Saula. Goodman to bowiem facet, który jest od McGilla o wiele bardziej gruboskórny. Zawsze ma plan B i wszelkie niepowodzenia są dla niego wpisane w koszta. Jimmy musi się jeszcze tego nauczyć. Aktualnie na każdy krok do przodu przypadają dwa wstecz i powoduje to nazbyt emocjonalną reakcję postaci. Chłodna kalkulacja przyjdzie z czasem.
Świetnie się to wszystko ogląda z perspektywy fana „Breaking Bad”. Prawdziwą sztuką jest stworzenie historii, która bez reszty przykuwa naszą uwagę, pomimo że wiemy, jak to wszystko się skończy. Znamy początek i konkluzję, ale łakniemy także tego, co działo się pomiędzy - i trudno nam się dziwić, bo podane jest to w wyśmienity sposób.
[video-browser playlist="673735" suggest=""]
Można odnieść wrażenie, że scenarzyści bardzo chcą wynagrodzić fanom postaci Mike’a Ehrmantrauta to, że nie dowiedzieli się o swoim ulubieńcu zbyt wiele z poprzedniego hitu Vince’a Gilligana. Poświęcono mu cały poprzedni, rewelacyjny odcinek, a w „Bingo” uraczono nas pierwszą misją, jaką wykonał on na zlecenie Jimmy’ego. Tak oto narodził się fixer Mike, a śledzenie tego, jak współpraca pomiędzy oboma panami będzie się rozwijać, to motyw, którego osobiście nie mogę się doczekać.
„Better Call Saul” to jednak nie tylko ci dwaj. To także plejada postaci drugoplanowych, których los jest także niezwykle interesujący. Oczywiście możemy rozsądnie założyć, że Chucka i Kim nie było w „Breaking Bad”, bo nikt wówczas tych postaci jeszcze nie wymyślił, ale relacja Jimmy’ego z bratem i przyjaciółką (w której ewidentnie się podkochuje) to kolejne wątki, które wpłyną na ukształtowanie się jego alter ego. Teraz w swoich poczynaniach musi brać pod uwagę dobro bliskich, lecz dobrze wiemy, że przyjdzie moment, w którym i ta zmienna zniknie z równania, a nasz bohater zostanie sam, nieskrępowany takimi więziami i myślący wyłącznie o sobie. I niezmiernie ciekawe jest to, co go do takiego stanu doprowadzi.
Dawno nie widzieliśmy na horyzoncie żadnych gangsterów. To się pewnie szybko zmieni, bo naszemu papudze kasa ze spisywania testamentów nie wystarczy na realizowanie sporych ambicji.
Czytaj również: „Houdini and Doyle” – Harry Houdini i Sir Arthur Conan Doyle bohaterami nowego serialu
„Better Call Saul” na przestrzeni kilku tygodni zbudowało swoją własną tożsamość i już teraz można spokojnie nazwać ten serial jednym z najlepszych w tym roku. 2. sezon jest już zaś dawno zamówiony, co może tylko cieszyć. Premierowa seria ma nam natomiast do zaoferowania jeszcze 3 odcinki i o ich wysoki poziom można być raczej spokojnym.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat