Blitz - recenzja filmu
Blitz to nowy film od Apple TV+ w reżyserii Steve'a McQueena, twórcy fantastycznego i nagradzanego dramatu Zniewolony. Czy to kandydat do Oscara? Sprawdzam.
Blitz to nowy film od Apple TV+ w reżyserii Steve'a McQueena, twórcy fantastycznego i nagradzanego dramatu Zniewolony. Czy to kandydat do Oscara? Sprawdzam.
Po reżyserze wspaniałego i obsypanego nagrodami dramatu Zniewolony można było spodziewać się jakości godnej Oscara. Blitz, nowy film Steve'a McQueena, zadebiutował na platformie Apple TV+, by opowiedzieć historię osadzoną w czasach II wojny światowej. Niestety nie wyróżnił się na tle tegorocznych produkcji.
W wyniku nieustannych bombardowań prowadzonych przez nazistowskie Niemcy wiele rodzin było zmuszonych do odsyłania swoich pociech ze stolicy Anglii na wiejskie tereny. To punkt wyjścia dla historii Rity (Saoirse Ronan) i jej syna George'a (Elliott Heffernan). Steve McQueen chciał przedstawić realia Londynu w czasach II wojny światowej – w obliczu nie tylko samych zniszczeń i tragedii, ale też segregacji rasowej. To nie film wojenny, a psychologiczne studium społeczeństwa. I to właśnie najmocniejsza strona nowej produkcji Apple TV+. Przerażenie, niepewność, egoizm – to wszystko jest tak ludzkie. Reżyser zwraca jednak uwagę na to, że nic nie usprawiedliwia okropnego zachowania w stosunku do bliźnich, którzy również potrzebują pomocy.
Blitz doskonale wyważa dramatyzm przedstawionych wydarzeń, skalę zniszczeń i wszechobecną śmierć z momentami pełnymi nadziei, ciepła i dobroci. Duża w tym zasługa historii młodego George'a, który nie rozumie wszystkiego, co się wokół niego dzieje. W tej opowieści pełnej śmierci jest też miejsce na uśmiech. Dochodzi do nas, że dzieci zawsze pozostaną dziećmi. To one są w stanie znaleźć pocieszenie nawet w najmniejszych rzeczach i chwilach, których dorośli nie doceniają. Tym bardziej uderza przemiana George'a, gdy próbuje wrócić do matki. To debiut Elliotta Heffernana, choć wcale tego nie widać. Młody aktor doskonale oddaje emocje zagubionego, przerażonego chłopca, który po prostu chce wrócić do domu. Dziecięce aktorstwo często jest przesadzone (głównie przez brak doświadczenia), ale nie w tym przypadku. Elliott znakomicie przekazuje emocje. Dzięki temu historia jego bohatera to największa zaleta filmu. Jest pełna przygód i momentów rozpaczy.
Steve McQueen nie pozwala zapomnieć o tym, że trwa wojna. Nie ma tu miejsca na heroiczne akcje czy pożegnania. Wystarczy bomba lub odłamek, aby ktoś pożegnał się z tym łez padołem. W jednej scenie widzimy śmietankę towarzyską bawiącą się w najlepsze przy drogich drinkach i dobrej muzyce, a w drugiej film wymierza nam siarczysty policzek i przypomina o tym, jakiego rodzaju produkcję oglądamy.
W przedstawieniu tego wszystkiego bardzo pomaga wspaniała warstwa wizualna. Blitz zasługuje na duży ekran! Scenografia jest tak namacalna, że podczas oglądania niemal czuć pod nogami londyńskie gruzy. Zdjęcia robią wrażenie nawet w scenach pełnych spokoju, gdy niewiele się dzieje. To subtelna, ale wyrafinowana uczta dla oczu. Poza tym niektóre sekwencje sprawiły, że mój organizm zaczął uwalniać adrenalinę. Postawiono na wiele efektów praktycznych i prawdziwe plany, które sprzyjają uwiarygodnieniu wydarzeń i wbrew woli przenoszą nas do czasów II wojny światowej. Reżyser kręcił długie, pełne ruchu ujęcia. Jedyne, co wytrącało mnie z immersji, to nieustanne pokazywanie spadających bomb, które nie prezentowały się już tak dobrze przez CGI.
Jeśli liczyliście na film wojenny, to się zawiedziecie. Jedną z najbardziej dynamicznych i pełnych "akcji" scen jest wizyta w klubie dla osób o innym kolorze skóry niż biały. Sekwencja była fantastyczna i dynamiczna – pozwoliła, nam i bohaterom, oderwać się od przerażających wydarzeń.
Blitz ma przy tym sporo wad. Perypetie Rity nie wzbudziły ciekawości. Saoirse Ronan wypadła bardzo dobrze i świetnie oddała rozpacz matki, która może stracić jedynego syna, ale nie dostała wystarczająco dużo czasu, byśmy mogli zacząć jej kibicować. Obsada drugoplanowa w wątku George'a okazała się znakomita – Benjamin Clémentine jako poczciwy Ife skradł moje serce i wlał do niego wiele optymizmu, a Stephen Graham swoim szaleństwem sprawiał, że miałem ochotę odwrócić wzrok od ekranu. Szkoda, że talent Harrisa Dickinsona został zmarnowany. Jego nieporadny, małomówny Jack nie wniósł niczego ciekawego do fabuły.
Film bardzo powoli się rozkręcał, co może zrazić do seansu wiele osób. Nie przeszkadzało mi to, choć zauważam, że w niektórych momentach Steve McQueen mógł "dorzucić do pieca". Niestety sporo scen z pierwszej godziny filmu, szczególnie z Ritą, nie miało znaczenia dla fabuły i nie mówiło nic nowego o bohaterach, świecie czy konflikcie w tle. Wcześniej też pochwaliłem Stephena Grahama w jego niepoczytalnej, obrzydliwej roli, ale wątek z szabrownikami nieco się gryzł w zestawieniu z poważnym, dramatycznym wcześniej filmem. Różne, mroczne odcienie ludzkiej psychiki i tego, co człowiek jest w stanie zrobić z desperacji w obliczu bezprawia, dało się pokazać subtelniej i z większym smakiem. Przerysowane, niemal kreskówkowe postaci nie pasują do filmu Apple TV+ i wybijają z immersji. Jest też scena, gdy jedna z postaci zostaje przejechana przez pociąg. Została ona dziwnie nakręcona, a nieustanne podkreślanie, jak głośne są te maszyny, kłóci się z tym, że bohater jej nie usłyszał. Ta śmierć miała jedynie zaszokować widzów.
Blitz to dobry film, który warto obejrzeć. Nie skupia się na II wojnie światowej, a pokazuje funkcjonowanie społeczeństwa w obliczu wielkiego i dewastującego konfliktu. To głębsze spojrzenie na ludzką psychikę i to, jak ludzie zachowują się w trudnych sytuacjach – również dzieci, o których często się zapomina w takich historiach.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat