Bloodborne – Gra karciana – recenzja
Gdyby kto inny zabrał się za przenoszenie mrocznej, trudnej, a przede wszystkim tak popularnej gry konsolowej jak Bloodborne byłbym pełen obaw. Bloodborne: The Card Game zajął się jednak Eric M. Lang, twórca takich hitów jak Chaos w Starym Świecie czy Star Wars: Card Game. Więc dla odmiany byłem pełen nadziei. A jak wyszło?
Gdyby kto inny zabrał się za przenoszenie mrocznej, trudnej, a przede wszystkim tak popularnej gry konsolowej jak Bloodborne byłbym pełen obaw. Bloodborne: The Card Game zajął się jednak Eric M. Lang, twórca takich hitów jak Chaos w Starym Świecie czy Star Wars: Card Game. Więc dla odmiany byłem pełen nadziei. A jak wyszło?
Tradycyjnie zacznijmy od oprawy samej karcianki, bo nawet najbardziej grywalna i interesująca gra może sporo stracić, jeśli nie jest odpowiednio przygotowana. Na szczęście jednak, w wypadku Bloodborne ten problem się nie pojawia, bo wykonanie jest naprawdę solidnie. Zacznijmy od prześlicznej strony wizualnej, która nie dość, że doskonale oddaje klimat pierwowzoru, to naprawdę ułatwia nam wczucie się w swoje postaci i ich przerażenie, gdy zapuszczają się w głąb Lochu Kielicha. Równie dobrze jest w kwestii wykonywania – karty i wskaźniki zrobione z dobrej jakości materiału są grube i pozwalają wierzyć, że gra przetrwa początkowe rozgrywki bez uszczerbku (choć, jak zwykle w takich przypadkach, do kart powinno dokupić się koszulki, bo często używane mogą stracić na świeżości). Tak samo jest ze znacznikami – oczywiście, krew potworów można by odmierzać główkami od zapałek, a jednak ładne żetony dodają jakiegoś uroku (no i większy żal, jak już się je traci). I na koniec pudełko: graficznie ładne, jak cała reszta gry, co najważniejsze jednak posiada wnętrze, które daje możliwość ułożenia wszystkich elementów tak, by po transporcie nie przypominały próby odwzorowania mitologicznego greckiego chaosu.
Rozgrywka – pozornie nic w niej skomplikowanego. Jako jeden z Tropicielu zanurzamy się w mroczne (i straszne) Lochy Kielicha. Ramię w ramię walczymy z przerażającymi potworami, które je zamieszkują, samemu bowiem nie mamy z nimi żadnych szans. Naszą nagrodą za walkę z tymi potwornościami są Tętnienia Krwi, ale... nie wystarczy ich dla wszystkich. Bloodborne nie jest bowiem typową grą kooperacyjną, w której grupa bohaterów, żądna sławy i złota, penetruje lochy. Owszem, musimy współpracować, ale też z Lochów Kielicha wydostanie się tylko jeden z Tropicieli; i to ten, który będzie miał najwięcej Tętnień. Dlatego, nawet w czasie wspólnej walki, trzeba myśleć o tym, jak sprawić, by wyszło się na niej najlepiej (często przy okazji zdradzając czy okłamując współgraczy). Możemy na przykład umówić się z całą drużyną na zagranie poszczególnych kart tak, by zabicie stwora było proste – a w ostatniej chwili zmienić taktykę i zgarnąć więcej Tętnień. Oczywiście, przy następnej walce, to Twój towarzysz może Cię wystawić, ale przecież w tym cały urok! W tym i w łatwości, z jaką potwory mogą nas zmasakrować! Dlatego zanim dobierzemy się przeciwnikowi do skory, to on rzuca kością, by sprawić, ile zadał nam obrażeń. Przecież nie da się dobrze oddać klimatu Bloodborne bez krwawego łomotu, który spuszczają nam potwory, zwłaszcza kiedy na kostce z obrażeniami pojawi się mały znaczek „x”, bo wtedy Wasz oponent rodem z horroru rzuca raz jeszcze. Naprawdę, da się (choć ciężko) dostać poważnie w michę od pierwszego napotkanego stwora... a cóż się wtedy dzieje? Tracimy nasze bezcenne Tętnienia, a wizja ucieczki z Lochu Kielicha coraz bardziej się oddala.
Jak wspomniałem na początku, rozgrywka nie jest zbyt skomplikowana i bardzo szybko uda się przyswoić zasady gry, choć trochę czasu zajmie, nim nauczymy się, jak wygrywać. Gra przeznaczona jest dla grupy 3-5 osób, ale naprawdę największą frajdą jest granie w piątkę, bo wtedy rywalizacja jest najbardziej zacięta. Czas pojedynczej partii, zgodnie z informacją na pudełku, zamyka się w 30-45 minut, najdłuższa u nas trwała około godziny (z kilkuminutowym tłumaczeniem nowej osobie zasad), a jeśli chodzi o kategorię wiekową 14+, z pewnością nie jest to kwestia skomplikowania, a bardziej klimatu gry. Całość kończy się walką z jednym z bossów podziemia (choć biorąc pod uwagę mnogość stworów z uniwersum mógł autor wybrać tych nieco groźniejszych), a później cóż... ten, który ma najwięcej Tętnień ucieka z przeklętego Lochu, los reszty wydaje się być nie do pozazdroszczenia. Należy w tym miejscu zaznaczyć też, że fani gier mogą przez chwilę czuć się nieco skonfundowani, bo Bloodborne: Card Game, choć opiera się na konsolowym odpowiedniku, wprowadza kilka zupełnie innych rozwiązań, natomiast kilka znanych z pierwowzoru zmienia tak, by dopasować je do karcianej rozgrywki (choćby Sen Tropiciela, umożliwiający tu magazynowanie Tętnień).
Bloodborne: Card Game to jedna z lepszych gier karcianych tego roku. Eric M. Lang nie zawiódł po raz kolejny i stworzył grę, która zachwyci zarówno miłośników konsolowego pierwowzoru, jak i tych, którzy się z nim nie spotkali. Fantastyczny, mroczny klimat, rosnące napięcie w trakcie każdej potyczki i ponura rywalizacja między graczami, wszystko to sprawia, że z czystym sumieniem można polecić tę karciankę wszystkim spragnionym takiego klimatu.
Plusy:
+ klimat;
+ oprawa gry;
+grywalność.
Minusy:
- nieco zbyt mało stworów i bossów;
- doświadczonym graczom może brakować nieco bardziej skomplikowanych rozwiązań.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michał TalaśkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat