Bloodstained: Ritual of the Night – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 18 czerwca 2019Konami nie ujawniło żadnych planów na temat kolejnych odsłon serii Castlevania, ale Bloodstained: Ritual of the Night to jej całkiem udany substytut.
Konami nie ujawniło żadnych planów na temat kolejnych odsłon serii Castlevania, ale Bloodstained: Ritual of the Night to jej całkiem udany substytut.
Bloodstained: Ritual of the Night było prawdziwym hitem na Kickstarterze. Twórcom gry udało się zebrać ponad 5,5 miliona dolarów na realizację tego projektu i na szczęście środki te nie zostały wyrzucone w błoto, a przyczyniły się do powstania wciągającej i grywalnej produkcji. Zdecydowanie nie jest to jednak tytuł bez wad i nie każdemu przypadnie on do gustu.
Główną bohaterką Bloodstained jest Miriam. Kobieta jest tak zwaną Shardbinderką, czyli efektem prac alchemików, którzy połączyli ludzkie ciało z kryształami umożliwiającymi im korzystanie z nadnaturalnych, demonicznych mocy. Jej wyjątkowe zdolności sprawiają, że tylko ona jest w stanie odeprzeć hordy demonów, które pojawiły się w okolicy wraz z innym Shardbinderem – Gebelem oraz... tajemniczym zamkiem. Opowieść jest z jednej strony dość typowa i po raz kolejny mamy do czynienia z historią o ratowaniu świata przed niebezpieczeństwem. Twórcy zrealizowali to jednak w sensowny sposób, upchali tu zwroty akcji i różne zakończenia.
Nikogo nie zaskoczę jednak, stwierdzając, że najistotniejsza jest tu rozgrywka. Ta szybko nasuwa skojarzenia z Symphony of the Night i to również nie powinno być wielką niespodzianką. Koji Igarashi, odpowiadający za Bloodstained: Ritual of the Night był zaangażowany w pracę nad kultową Castlevanią z 1997 roku i postanowił wykorzystać te doświadczenia również w nowej produkcji. Podobieństwa widoczne są tu na każdym kroku – od charakterystycznej animacji poruszania się głównej bohaterki, po strukturę zamku i poszczególnych lokacji, a na smaczkach, takich jak poukrywane w ścianach przedmioty kończąc.
Eksploracja gotyckiego zamczyska sprawia tutaj sporo frajdy. Lokacje skrywają przeróżne sekrety – skrzynie z wyposażeniem i przedmiotami, ukryte przejścia czy przeciwników. Oczywiście, jak na ten gatunek przystało, do wielu miejsc nie dostaniemy się w pierwszych godzinach gry i konieczne będzie odblokowanie specjalnych zdolności. Te pozwalają np. na teleportowanie się na krótkie odległości, a nawet... wywrócenie świata do góry nogami. Zwiedzany przez nas zamek jest przy tym naprawdę spory – ukończenie gry i odkrycie całej mapy zajęło mi około 15 godzin, co jest bardzo przyzwoitym wynikiem.
Pozytywne wrażenie robi też walka, chociaż i ten element wyraźnie przypomina Symphony of the Night. Dla fanów tej produkcji to zaleta, dla innych graczy – niekoniecznie. Do sposobu poruszania się Miriam trzeba się przyzwyczaić i jestem przekonany, że niektórzy mogą czuć się nieco zagubieni w pierwszych godzinach gry. Wyczucie odpowiednich momentów na skok lub unik wymaga tutaj wprawy. Podobnie wygląda kwestia broni, bo tych jest tutaj naprawdę sporo i trochę czasu zajmie znalezienie tej, która najbardziej przypadnie nam do gustu.
Trudno jednak uznać naprawdę liczne i zróżnicowane elementy wyposażenia za wadę. Mamy tutaj mnóstwo sztyletów, mieczy, broni palnej, pancerzy, hełmów i akcesoriów, które różnią się nie tylko statystykami, ale czasami mają też różne, wyjątkowe cechy – np. zwiększają nasze obrażenia wraz z odkrywaniem mapy lub zdobywamy dzięki nim więcej złota. Do tego wszystkie dochodzą też wspomniane wcześniej kryształy, które pozyskujemy z pokonanych wrogów. Te umożliwiają nam korzystanie z demonicznych zdolności – zarówno pasywnych, jak i aktywnych. Dzięki temu możliwe jest testowanie różnych strategii i dostosowanie wszystkiego do naszych oczekiwań. Możemy więc grać postacią atakującą powolnymi, mocnymi ciosami, zasypującą wrogów szybkimi cięciami, atakującą z dystansu lub korzystając z magicznych zaklęć.
Poziom trudności został tutaj dobrze wyważony i przez większość szeregowych przeciwników przebrniemy bez żadnych problemów. Namęczymy się tylko z niektórymi głównymi bossami, chociaż starcia te są na tyle pomysłowe i efektowne, że trudno się na nich frustrować. Nawet tam jednak pokonanie tych potężniejszych oponentów sprowadza się do odkrycia właściwej strategii i odpowiedniego wyposażenia.Więcej nerwów mogą kosztować nas dopiero ukryci, opcjonalni bossowie, ale i oni polegną przy odpowiednim podejściu. Podejrzewam, że weterani gatunku, którzy przeszli wiele razy Symphony of the Night mogą czuć pewien niedosyt, ale dla zdecydowanej większości graczy Bloodstained: Ritual of the Night zaoferuje odpowiednie wyzwanie.
Niestety, twórcy nie ustrzegli się istotnych błędów. Grałem na zwykłym PlayStation 4 i w ciągu około 23 godzin zabawy 2-3 razy gra się nie zapisała, co skutkowało utratą kilkudziesięciu minut postępów. Sporadycznie zdarzają się tu również problemy z płynnością – w większości sytuacji nie przeszkadzają, ale jest tu jeden pojedynek z bossem, w którym na kilka sekund Bloodstained zmienia się w paskudny pokaz slajdów. Nie brakuje też pomniejszych bugów, które nie mają jednak większego wpływu na rozgrywkę. Na pocieszenie dodam jednak, że wszystkie te niedoskonałości można wyeliminować w aktualizacjach, więc pozostaje trzymać za to kciuki.
Warstwa wizualna nie zachwyca. Zastosowany tu styl graficzny jest... dyskusyjny i zdecydowanie nie każdemu przypadnie do gustu. Trójwymiarowe modele i otoczenie sprawiają wrażenie wyciągniętych żywcem z poprzedniej generacji konsol, nie zachwycają też efekty towarzyszące rzucanym przez nas i wrogów zaklęciom. Jest po prostu bardzo przeciętnie, chociaż ma to również pewną zaletę: rozgrywka jest czytelna i nie ma tutaj problemów z odnalezieniem naszej postaci na ekranie.
Oprawę ratuje warstwa audio. Utwory towarzyszące rozgrywce są klimatyczne, wpadają w ucho i nie odstają za bardzo od tych znanych z serii Castlevania. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, bo za muzykę odpowiada tutaj Michiru Yamane. To japoński kompozytor, który w przeszłości związany był z Konami i pracował nad kilkoma odsłonami tej legendarnej serii. Plusem są też udźwiękowione dialogi, a aktorzy głosowi spisali się przyzwoicie i trudno im cokolwiek zarzucić.
Bloodstained to solidna i dająca sporo frajdy produkcja, która z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom klasycznej Castlevanii. Również i pozostali gracze mogą się tu nieźle bawić, o ile poświęcą trochę czasu na przyzwyczajenie się do specyficznego sterowania i przymkną oko na mniej lub bardziej irytujące błędy.
Plusy:
+ to najlepsza "Castlevania" od lat,
+ mnóstwo broni, wyposażenia i umiejętności,
+ ciekawe pojedynki z bossami,
+ muzyka,
+ przyjemna eksploracja.
Minusy:
- grafika nie zachwyca,
- błędy,
- sporadyczne problemy z płynnością.
Źródło: fot. 505 Games
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat