Chłopiec i czapla - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 19 stycznia 2024Czy Hayao Miyazaki nadal potrafi wprowadzić magię do kina? Po seansie Chłopca i czapli mogę z czystym sumieniem odpowiedzieć na to pytanie.
Czy Hayao Miyazaki nadal potrafi wprowadzić magię do kina? Po seansie Chłopca i czapli mogę z czystym sumieniem odpowiedzieć na to pytanie.
Chłopiec i czapla to nowa animacja studia Ghibli, która miała być kolejnym "ostatnim filmem Hayao Miyazakiego". Artysta co jakiś czas wybiera się na emeryturę, jednak przypływy nagłej weny twórczej najwyraźniej mu w tym przeszkadzają. Stało się to już swego rodzaju żartem w Internecie. Muszę przyznać, że po tym seansie tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że chciałabym, by nigdy nie przestawał tworzyć.
Produkcję miałam okazję obejrzeć przedpremierowo podczas Animafest w Gdańsku. Dla niewtajemniczonych – to festiwal, na którym można obejrzeć najnowsze filmy animowane z całego świata. Jeśli lubicie tego typu wydarzenia, to warto o nim pamiętać. Miałam wrażenie (podobnie jak w przypadku Tofifestu), że widownia stworzyła na czas pokazu małą i całkiem zgraną rodzinę, z którą naprawdę przyjemnie było się śmiać i płakać przed ekranem. Nie wiem, czy to zasługa kameralnej sali gdańskiego IKM, czy pysznego chleba bananowego z ich kawiarni, który wprowadził mnie w szampański nastrój – naprawdę czułam, że jest nieco bardziej magicznie niż zazwyczaj. A teraz do rzeczy!
Nowe dzieło Hayao Miyazakiego opowiada o Mahito. Chłopiec stracił matkę, a jego ojciec postanowił ponownie ożenić się i wyprowadzić z Tokio do małego miasteczka. To oznacza, że w życiu głównego bohatera nagle pojawia się wiele zmian. W pewien sposób fabuła przypomina mi inny film studia Ghibli. Mój sąsiad Totoro także w dużej mierze opowiadał o radzeniu sobie ze stratą i nowym początku. Co ciekawe, w recenzowanej produkcji obecna jest też odrobina grozy ze Spirited Away: W krainie Bogów (dziękuję za odkrycie lęku przed czaplami), a także dziwność Ponyo (pozdrawiam papugi maszerujące z nożami, tasakami i łyżkami).
Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że całokształt jest jak zupa złożona z najlepszych i najpyszniejszych elementów znanych z klasyków studia Ghibli. Nie jest to typowy film dla dzieci, ponieważ niektóre klatki (szczególnie design wspomnianych czapli) mogłyby z powodzeniem przysporzyć koszmarów nawet dorosłym – tak jak ostateczna forma drugiej matki z Koraliny. Z drugiej strony jest pięknie, bo świat, który odwiedza Mahito, jest niesamowity i oryginalny; żyją w nim magiczne stworzenia, duchy i intrygujące postacie, np. czarodziej. Przywodzi to na myśl klimat starych baśni. Bardzo mi tego brakowało na dużym ekranie.
Kluczowe są także postacie. Jak w większości produkcji Hayao Miyazakiego, nie ma tu jednoznacznego złoczyńcy ani walki dobra ze złem. Gdyby to był film Disneya, zapewne macocha Mahito byłaby podłą kobietą, ale w tej produkcji tak nie jest. Owszem, między bohaterami pojawiają się spięcia, ale wynikają one z naturalnego konfliktu, ponieważ chłopiec tęskni za mamą i nie odnajduje się w nowej rzeczywistości, a nie z tego, że kobieta jest złą osobą. Ojciec nie próbuje działać celowo przeciwko synowi, a gdy dowiaduje się, że stała się mu krzywda, jest gotowy zatrząść światem, by odpłacić pięknym za nadobne. Tak jak w prawdziwym życiu chodzi tu o rzeczy, z którymi każdy człowiek musi się w pewnym momencie zmierzyć: żałobą, dorastaniem czy strachem przed nieuniknionymi zmianami.
No i ważny jest sam Mahito. Scenarzyści często mają problem z nieletnimi postaciami. Dzieci zazwyczaj zachowują się jak mali dorośli albo wyjątkowo irytująco. Moim ulubionym przykładem świetnie napisanej postaci dziecięcej prawdopodobnie już na zawsze pozostanie główna bohaterka Lilo i Stitch. Na szczęście twórcy Chłopca i czapli również dobrze się spisali. Mahito, jak to dziecko, ma problem z przepracowaniem pewnych emocji, ale nie jest głupi i nie pcha się w niebezpieczeństwo tylko po to, by popchnąć fabułę do przodu. Łatwo go polubić i mu kibicować.
Na pochwałę zasługuje także animacja. Ostatnimi czasy czuję się rozpieszczana; w końcu nie tak dawno temu mogliśmy oglądać Arcane czy Spider-Man: Poprzez multiwersum, a teraz pojawiła się kolejna pozycja z niesamowitą grafiką. Dzieło Chłopiec i czapla jest narysowane w stylu typowym dla innych filmów studia Ghibli, a to duży plus, ponieważ coraz rzadziej pojawiają się takie "tradycyjne" animacje. Miodem na moje serce była dbałość o szczegóły: przybliżenie na ślad buta w błocie, kropla powoli spadająca za kołnierz pijącego bohatera czy rozedrgany ogniem i emocjami obraz w pierwszych scenach. Mam wrażenie, że współcześnie nie ma czasu na dopracowywanie takich detali, dlatego tym milej było się nimi cieszyć w kinie.
Czy to najlepszy film studia Ghibli? Nie. Daleko mu do jednego z moich ulubieńców, czyli Ruchomego zamku Hauru. Czasami miałam wrażenie, że fabuła nie jest do końca spójna, a niektóre wątki nie łączą się ze sobą tak płynnie, jak powinny. Co nie zmienia faktu, że to dobra produkcja. Hayao Miyazaki potrafi stworzyć wyjątkową magię w kinie i według mnie obecnie nie ma konkurenta w tej dziedzinie. Podczas seansu przekonałam się, jak bardzo brakowało mi jego baśniowości. I mam nadzieję, że doczekam się jego kolejnego "ostatniego filmu".
Poznaj recenzenta
Paulina GuzKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat