Crash Team Rumble - recenzja gry
Crash Team Rumble to kolejny spin-off serii o najsłynniejszym jamraju popkultury. Tym razem jest to produkcja, która stawia na sieciową, drużynową rywalizację.
Crash Team Rumble to kolejny spin-off serii o najsłynniejszym jamraju popkultury. Tym razem jest to produkcja, która stawia na sieciową, drużynową rywalizację.
Crash Bandicoot, sympatyczny jamraj, przez wielu zwany błędnie „lisem”, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych bohaterów gier – przynajmniej jeśli chodzi o trójwymiarowe platformówki. Zadebiutował w grze w 1996 roku, a potem kilkakrotnie powracał, zarówno w klasycznych sequelach, jak i zdecydowanie bardziej eksperymentalnych spin-offach. Crash Team Rumble, które w czerwcu zadebiutowało na konsolach Sony i Microsoftu, zalicza się do tej drugiej kategorii, choć można znaleźć tam również te klasyczne, znane i lubiane przez fanów elementy, na czele z kolorową i miłą dla oka oprawą.
Zaskakująco dobra zabawa
Crash Team Rumble trudno jakoś sensownie i jednoznacznie zaszufladkować. Teoretycznie pasowałoby tu określenie „MOBA”, ale tego typu tytuły kojarzone są przede wszystkim z League of Legends czy DOTĄ 2, a nie czymś, co na pierwszy rzut oka przypomina wieloosobową, arenową platformówkę. Produkcja stawia na sieciowe zmagania dwóch drużyn, które rywalizują ze sobą o jak najszybsze zdobycie odpowiedniej liczby owoców wumpa. W tym celu trzeba nie tylko je zbierać, ale też skakać po platformach i starać się utrudnić życie oponentów. Nie brak tutaj również elementów „taktycznych”: przejmując kryształy, możemy zwiększyć mnożnik punktowy, a potężne zdolności są w stanie odwrócić losy meczu i chwilowo wyeliminować wrogów lub uleczyć sojuszników. To naprawdę ciekawa mieszanka, dzięki której gra się w to bardzo przyjemnie. Na ekranie dzieje się sporo, dlatego trudno jest narzekać na nudę, przynajmniej w pierwszych godzinach, bo z czasem zaczyna się wkradać pewna monotonia, choć jest ona oczywiście „balansowana” przez czynnik ludzki. Zmagania z innymi graczami, a nie sztuczną inteligencją, wprowadzają sympatyczną nutkę nieprzewidywalności.
Do dyspozycji grających oddano kilku bohaterów, których podzielono na trzy klasy postaci o różnych umiejętnościach. Punkciarze, jak sama nazwa wskazuje, zajmują się przede wszystkim gromadzeniem punktów dla swojej drużyny, Blokerzy rzucają kłody pod nogi przeciwnikom, a Wzmacniacze oferują wsparcie towarzyszom. Odpowiedni skład zespołu, a także trzymanie się głównego zadania swojej roli, naprawdę daje przewagę i zwiększa szansę na zwycięstwo.
I chociaż powyższy opis może brzmieć dość skomplikowanie, to całość jest naprawdę przystępna. Do tego stopnia, że zdecydowałem się pominąć samouczek, od razu wskoczyłem do trybu online i... mojej drużynie udało się zwyciężyć, a ja miałem poczucie, że się do tego przyczyniłem. Tutorial nadrobiłem dopiero później, ale i on był szybki, lekki i przyjemny – tak jak cała gra.
Odpicuj mi Crasha
Już sam gameplay jest tutaj całkiem solidny, ale to nie jedyna rzecz, jaka motywuje do zabawy. Twórcy zadbali także o szereg innych atrakcji. Kończąc mecze, zdobywamy punkty doświadczenia, które następnie zwiększają poziom przepustki sezonowej i odblokowują nagrody kosmetyczne (wyłącznie). Niektóre z nich są naprawdę atrakcyjne i mogą stanowić skuteczną zachętę do starań. Jest jednak tylko jeden dość istotny problem. Crash Team Rumble nie jest grą free to play, trzeba za nią zapłacić (edycja standardowa zawiera pierwszy battle pass, deluxe pierwsze dwa), co dla wielu może okazać się barierą nie do przejścia. Trudno powiedzieć, czy za jakiś czas nie będzie miało to negatywnego wpływu na zainteresowanie tym tytułem, a tym samym na jego żywotność, zwłaszcza przy tak ogromnej konkurencji. Bez graczy CTR straci rację bytu, bo nie ma tutaj ani żadnej kampanii single player, ani też opcji lokalnej zabawy przy jednej konsoli. Szkoda.
Crash Team Rumble okazało się dla mnie miłą niespodzianką i jestem przekonany, że co jakiś czas będę wracał do tej produkcji, by rozegrać kilka szybkich pojedynków. Nie jestem natomiast pewien, czy za te kilka lub kilkanaście tygodni będę w dalszym ciągu tak podekscytowany grą, by zdecydować się na zakup kolejnej przepustki sezonowej.
Plusy:
+ przystępna i naprawdę przyjemna zabawa;
+ zróżnicowani bohaterowie;
+ kolorowa oprawa.
Minusy:
- brak rozgrywki solo lub lokalnego multiplayera;
- mimo wszystko z czasem zabawa robi się nieco powtarzalna.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat