Czarno to widzę: sezon 3, odcinek 6 – recenzja
Czarno to widzę (Black-ish) szybko wróciło do swojej właściwej, bardzo dobrej dyspozycji. Odcinek Jack of All Trades potwierdza, że mało który serial potrafi tak umiejętnie zaprzęgać sitcomowy humor w służbie opowiadanej historii - ku trafnym obserwacjom i ważkim przesłaniom.
Czarno to widzę (Black-ish) szybko wróciło do swojej właściwej, bardzo dobrej dyspozycji. Odcinek Jack of All Trades potwierdza, że mało który serial potrafi tak umiejętnie zaprzęgać sitcomowy humor w służbie opowiadanej historii - ku trafnym obserwacjom i ważkim przesłaniom.
Fabuła 6. epizodu Black-ish kręci się wokół najmłodszych członków rodziny Johnsonów. Języczek u wagi stanowi przede wszystkim Jack i wyniki jego testu na karierę. Na ich bazie serial pokazuje pokoleniowe starcie przekonań i oczekiwań wiążących się z tematem dobrej, uczciwej pracy. Trzy strony konfliktu reprezentują: dziadek i babcia jako przedstawiciele pracy fizycznej, Dre i Bow jako pracownicy umysłowi, którzy osiągnęli status społeczny oraz wspomniany Jack, który do sprawy podchodzi zupełnie beztrosko.
Sceny rozmów prowadzonych w tym gronie transmitują szczere emocje oraz sygnalizują problemy, które znów mają charakter uniwersalny dla każdej rodziny, niezależnie od koloru skóry. Wyróżnia się dialog Andre z ojcem, w którym panowie całkiem na serio werbalizują dysonans własnych przekonań i brak wzajemnego zrozumienia. Stawiane są także pytania skłaniające do refleksji – o tym na ile rodzice powinni angażować się w przyszłość dziecka i naginać ją wedle własnych projekcji? Także, czy zaakceptowanie braku umiejętności latorośli jest powodem do wstydu i przyczyną poczucia własnej porażki?
Serial nie udziela prostej odpowiedzi, ale nie dyskryminuje też żadnej ze stron. Bo choć czuć na przykład, że wizja pracy dziadka jest już anachroniczna, to jednak jego słowa o męskim honorze brzmią przekonująco. Świetnie sprawdza się również humor, a ten zapewniają głównie podszyci rasizmem koledzy z pracy Dre. Ich wywody potrafią rozbawić, komiczna jest reakcja grupy na pęknięty kran, ale żart odcinka należy do Jacka, który zrezygnowany stwierdza, że od nauki łaciny woli już lanie.
Największa wartość odcinka to fakt, że humor ten służy historii, a proporcje nie są zaburzone, tak jak ostatnim razem, kiedy prym wiodły wydumane gagi. Za sprawą wkręcania Ruby, te także jednak tu znajdziemy. Demoniczna Diane niezmiennie zapewnia przecież potencjał do zgrywy, wciąż potrafi rozbawić (świetne było zachowanie nauczyciela) ale z racji na wyłącznie humorystyczny ton, wątek ten prawidłowo trzyma się drugiego planu.
Tradycyjnie dla Black-ish cały ambaras skwitowany zostaje słuszną konkluzją o tym, że dzieciom należy zostawić miejsce do podejmowania własnych decyzji oraz że liczy się przede wszystkim ich szczęście. Każde pokolenie musi zaś w końcu zaakceptować zmieniający się świat, nawet jeśli czasem przychodzi to z trudem. Wcale nie trzeba jednak sprzeniewierzać własnych wartości, aby zrozumieć, że ktoś inny kieruje się swoimi. Takich mądrych nauk nigdy dość.
Źródło: zdjęcie główne: ABC
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat