Czerwona nota ma wszystko co trzeba, by był to dobry film: prostą, rozrywkową fabułę, znane gwiazdy i duży budżet. Problem jednak narasta już w tym ostatnim aspekcie, ponieważ 160 mln dolarów pierwotnego budżetu (200 mln dolarów po covidowych opóźnieniach) nie ma na ekranie. 90 mln dolarów wydano na realizację tego filmu (70 mln to gaże trójki aktorów i reżysera) i po seansie można się zastanawiać, na co te pieniądze poszły. To prawdopodobnie jest największy grzech blockbustera, gdy film – choć przyznam jest efekciarski – nie jest widowiskowy na poziomie przez każdego oczekiwanym, gdy spojrzymy na dolary rzucone na stół przez Netflixa. A gdy zobaczymy niektóre sceny z bardzo niedopracowanymi efektami komputerowymi i, jak w wątku w Hiszpanii, ujęciami na tle zielonego ekranu, które aż krzyczą do widza swoją sztucznością, to wszystko jedynie pogłębia konsternację i lekki niesmak. Każda produkcja za takie pieniądze musi mieć jakość realizacyjną na odpowiednim poziomie. Ta tego nie ma. W tym aspekcie to może być „zasługa” Rawsona Marshalla Thurbera, który choć reżyserem komediowym jest niezłym, to w filmach z The Rockiem pod tytułem Agent i pół i Drapacz chmur potwierdził, że kompletnie nie nadaje się do kina akcji, a pozbawiony doświadczenia reżyser drugiego planu (zazwyczaj on reżyseruje sceny akcji) w niczym nie pomógł. Jak pomysł z użyciem nowatorskiej technologii umieszczonej na dronie sportowym daje kilka fajnych ujęć, tak to jedyne, co można w tym aspekcie wyróżnić. Sceny walk, pościgi i inne akcje są generyczne do bólu. Nie ma tutaj krzty kreatywności, czynnika „wow” czy w ogóle jakiegoś pomysłu, by było to zwyczajnie „jakieś”. Teoretycznie najlepsza jest scena, wykorzystana w promocji, w której Ryan Reynolds i Dwayne Johnson walczą z Gal Gadot przy wykorzystaniu eksponatów z prywatnego muzeum. Tylko kiedy już popatrzymy na przeciętną pracę kamery i zbyt chaotyczny montaż, efektu to nie daje żadnego. A to można powiedzieć o każdej scenie walki i ogólnie akcji w Czerwonej nocie, w których brakuje kogoś, kto czuje temat i nie będzie marnować potencjału historii i obsady. A montaż w tym filmie zbyt często w sposób wręcz absurdalnie oczywisty ukrywa fakt, że na ekranie działa dubler. Tak to ma miejsce w scenie otwierającej, gdy postać Reynoldsa ucieka przed Johnsonem. Mamy 2021 roku, za nami seria John Wick i popisy Toma Cruise'a w serii Mission: Impossible, więc na tym tle Czerwona nota wygląda niekorzystnie. Co więcej nawet na tle sztampowych blockbusterów czy nawet wspomnianych poprzednich filmów Thurbera pod kątem akcji superprodukcja Netflixa nie ma nic do zaoferowania.
fot. Netflix
+5 więcej
Nie mogę jednak odmówić tego, że w tej prostej jak budowa cepa historii aktorzy sprawdzają się wyśmienicie. Nie ma większego znaczenia, że Dwayne Johnson, Gal Gadot i Ryan Reynolds zasadniczo grają dokładnie to, do czego fanów przyzwyczaili (czy jak kto woli: grają siebie), bo chemia pomiędzy nimi nadrabia wiele mankamentów reżyserskich i scenariuszowych. Świetnie się ich ogląda na ekranie i jeśli lubicie specyficzne poczucie humoru Reynoldsa, to w duecie z Johnsonem dostarcza on potrzebnego śmiechu. W tym aspekcie jednak też jest nierówno (co jest zaskoczeniem z uwagi na doświadczenie Thurbera w komediach), bo zbyt często żarty rzucane na prawo i lewo nie trafiają w punkt, pozostawiając jedynie w obojętności.  Historia Czerwonej noty to rzecz prosta, czytelna i bardzo pragnąca być miksem Zabójczej broni z Indianą Jonesem z sosem z Ocean's Eleven. Nie mam z tym problemu, bo tego typu banalnie prosta w odbiorze rozrywka to przecież nic złego. Czerwona nota w tym aspekcie sprawdza się, bo daje tak zwane odmóżdżenie, czyli seans podczas którego się nie myśli, relaksujemy się i po prostu chłoniemy efekciarską i okazjonalnie śmieszną przygodę. To tego typu film, po którym niczego nie będziemy pamiętać i raczej nigdy do niego nie wrócimy, ale nie poczujemy zmarnowanego czasu. Trudno więc też ostro krytykować Czerwoną notę za to, że jest dość świadomą rozrywką w określonym tonie, ale jednocześnie czuć, że twórcy mają tutaj większe ambicje, jednak zbyt wiele rzeczy im po prostu nie wychodzi. Jednocześnie jednak pokazanie, że ostatnie sceny zapowiadają potencjalny sequel może okazać się szansą na wyciągnięcie wniosków, ale zdecydowanie jest z czego. Ten film naprawdę ma wszystkie składniki dobrej, wręcz kapitalnej rozrywki, ale bardzo nierówna, pozostawiająca wiele do życzenia reżyseria raz za razem marnuje potencjał. Najgorsze co mogę zarzucić Czerwonej nocie to totalna nijakość. Nie czuć w tym charakteru czy jakichś pomysłów na siebie. Ani w budowie świata akcji (lub częściej totalne zlekceważenie tego aspektu, który jest podstawą przy tworzeniu serii), w rozwoju fabuły i relacji postaci, czy w nieprzewidywalnym, ale pasującym do tego jak pięść do nosa twiście. Wywołuje on wrażenie, że ta decyzja fabularna kompletnie nie pasuje do tej historii i – przede wszystkim – do tych aktorów. Można odnieść wrażenie, że zbyt wiele rzeczy wychodzi tutaj, jakby była tworzona po linii najmniejszego oporu, co przekłada się na zasadniczo totalną obojętność wobec tego, co się dzieje na ekranie. Nie zrozumcie mnie źle, przyjemnie się to ogląda, ale jeśli film nie wywołuje totalnie żadnych, nawet najmniejszych emocji, to coś bardzo poszło nie tak. A one również są istotne w blockbusterach, bo musimy czuć, że zależy nam na bohaterach, a sceny akcji mają w sobie stawkę wartą zachodu. Papierowość każdego elementu Czerwonej noty to spektakularne marnowanie potencjału krok po kroku. Seans filmu Czerwona nota nie był zmarnowanym czasem. Film Netflxa spełnia swoją rolę zapychacza na wieczór bez większego znaczenia, czy skupiamy się na seansie, czy oglądamy jednym okiem, robiąc cokolwiek innego w tle. Nie jest to jednak rzecz dobra, ani warta tych pieniędzy, ani talentu tej obsady. Wszyscy tutaj, na czele z nami, widzami, zasługujemy na więcej od Netflixa. A tak pozostaje niesmak, że wyszło nieudanie jak zazwyczaj.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj