Daredevil: Odrodzenie: sezon 1, odcinek 9 (finał sezonu) - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 16 kwietnia 2025Po dziewięciu odcinkach serialu Daredevil: Odrodzenie można śmiało powiedzieć, że serial Marvel Studios nie jest ani dobrym odejściem od przeszłości Netflixa, ani hołdem dla niej. Oceniam finał sezonu.
Po dziewięciu odcinkach serialu Daredevil: Odrodzenie można śmiało powiedzieć, że serial Marvel Studios nie jest ani dobrym odejściem od przeszłości Netflixa, ani hołdem dla niej. Oceniam finał sezonu.

Siedem lat oczekiwania, kasacja po drodze i brak jakiejkolwiek nadziei, którą w końcu ożywił Kevin Feige z Kinowym Uniwersum Marvela. To wszystko musieli przeżyć fani Daredevila Netflixa, jednego z najlepszych seriali superbohaterskich. Teraz jesteśmy już po finałowym odcinku 1. sezonu Odrodzenia. Ale czy faktycznie można mówić o odrodzeniu? Moim zdaniem do tego jeszcze daleka droga.
Przed premierą i w trakcie emisji serialu w mediach społecznościowych można było się natknąć na posty: "Teraz to już na pewno". Każdy czekał na odcinki wyreżyserowane przez Justina Bensona i Aarona Moorheada. I chociaż nie mogę im odmówić stylu, ciekawych zabiegów wizualnych czy miłości do oryginalnego serialu Netflixa, to nie rozumiem internetowych peanów, które można znaleźć choćby na X. Powiem więcej, odcinki wyreżyserowane przez poprzednią ekipę, która w 2023 roku została zwolniona (czyli piąty z napadem na bank, a także trzeci, stanowiący zwieńczenie minihistorii Białego Tygrysa), to moje ulubione. Spójne, zabawne lub poruszające, świetnie przedstawiające postać Matta Murdocka, nawet jeśli nie czerpały garściami z poprzednich sezonów. Były też oczywiście potworki, które ta ekipa stworzyła, ale dokładnie to samo można powiedzieć o Bensonie i Moorheadzie. Jestem przekonany, że odcinki wyreżyserowane przez nich spotkają się z większym entuzjazmem i uznaniem od fanów i publiczności. Są bardziej nastawione na akcję, przywracają ulubione postaci, mają tonę fanserwisu. Dla mnie jednak są przeciętne.
W gruncie rzeczy trudno ten odcinek nazwać finałem. Za taki mógłbym uznać epizod, który brałby pod uwagę wszystko to, co stało się poprzednio. 9. odsłona Odrodzenia to kolejna słodka obietnica lepszego jutra i nowego początku, ale ma niewiele wspólnego z finalizacją tego, co już zaprezentowano. Wspomniałem o tym już w recenzji poprzedniego odcinka. Nie podobało mi się podejście pierwszej ekipy, która nie brała pod uwagę Daredevila Netflixa, ale równie słabe jest olewanie tego, co się wydarzyło w tym sezonie. Bensona i Moorheada interesuje wyłącznie stawianie fundamentów pod przyszłą część.

Ten odcinek to podręcznikowy przykład nachalnego fanserwisu, na dodatek niekoniecznie najlepiej zrealizowanego. Pojawia się Punisher, którego dobrze widzieć na ekranie. Jon Bernthal ma fantastyczną chemię z Charlim Coxem. On po prostu jest Punisherem, nie można mu tego odebrać. Tylko co z tego, skoro jego bohater jest kompletnym kretynem? To były wojskowy, który w drugim sezonie Daredevila oraz dwóch seriach własnego projektu wielokrotnie wykazywał się taktycznym podejściem do załatwiania spraw. Tymczasem tutaj wszedł on do pomieszczenia pełnego policjantów i po prostu dał się złapać. Scena, w której wytyka hipokryzję wzorującym się na nim gliniarzom i ich wyśmiewa, była fajna. Nie spodziewałem się, że Disney może pozwolić sobie na tak dosadny komentarz społeczny, ponieważ podobni funkcjonariusze pracują obecnie w USA. Niestety złapanie bohatera do niczego nie prowadzi, ponieważ w scenie po napisach zasugerowana jest z kolei jego ucieczka.
Powróciła też Karen. Deborah Ann Woll jest fantastyczna w tej roli i udowadnia to po raz kolejny. Podoba mi się zasugerowanie trójkąta miłosnego pomiędzy nią, Diabłem Stróżem a Punisherem. Wzmianki o biciu serc mogły wywołać uśmiech. Od debiutu Jona Bernthala w roli Punishera widziałem Karen właśnie z tym skurczybykiem. Nawet się dla niej ogolił!

Cała reszta to podbudowa dla kolejnego sezonu. Dobra podbudowa, co nie znaczy, że odcinek był satysfakcjonujący. Fisk odpina wrotki, eliminuje komisarza Gallo w najbrutalniejszy do tej pory sposób, prawdopodobnie przebijając słynną scenę z drzwiami od samochodu. Nie sądziłem, że Disney pozwoli sobie na coś takiego. Było to z pewnością szokujące i pokazało, że twórcy będą mieć dużo swobody w kolejnym sezonie. Miejscy urzędnicy są zastraszani, przestępców i ludzi niewygodnych dla burmistrza można zastrzelić na ulicy, a niebawem będzie też obowiązywać godzina policyjna i stan wojenny. I tu się nasuwa pytanie, które często można sobie zadać w produkcjach MCU. Gdzie są Avengersi? Gdzie jest Spider-Man? Jest tylu superbohaterów powiązanych z Nowym Jorkiem i żaden nie został złapany poza Swordsmanem? Nikt nie zainteresował się nagłym odcięciem prądu i wprowadzeniem dyktatury? Strasznie się to gryzie ze sobą.
Wspomniałem o tym, że nie spodziewałem się po Disneyu takiej brutalności. Z jednej strony dobrze, że twórcy mają swobodę, a z drugiej jest to w wielu momentach przesadzone. Krew prezentuje się absurdalnie nierealistyczne i tryska hektolitrami na wszystkie strony. To jeszcze Daredevil czy już Martwe zło? Nie miałem pewności. O ile akcja w wykonaniu Punishera i Daredevila (również w duecie) prezentowała się nieźle, to miałem wrażenie oglądania produkcji stworzonej przez dwóch edgelorde'ów, dla których ilość flaków na ekranie równa się poziom dojrzałości tego, co opowiada historia.
Serial poświęcił też czas na wyjaśnienie przeszłości Bullseye'a i zapowiedział jego powrót w przyszłym sezonie. Tylko skoro zdecydowano się na taki ruch, to czemu nie wyjaśniono, jak Fisk wyszedł więzienia? To pozostaje w sferze domysłów. Nie tak to powinno wyglądać.

Cieszę się za to, że Foggy nadal nie żyje. To była fatalna decyzja, aby go zabić, ale zabawa w świadka koronnego i sfingowanie śmierci byłaby jeszcze gorsza. Podoba mi się też motyw zarysowany na następny sezon. Jest prosty i banalny, ale może prowadzić do wielu fajnych momentów. Nie oczekuję po Marvel Studios głębokiej historii o niewidomym prawniku, którą zaoferował Netflix. Wiem, że na to nie ma po prostu szans. Natomiast życzyłbym sobie koherentnej produkcji, która nie wywołuje zgrzytania zębami. Możliwe, że to właśnie otrzymamy w 2. sezonie. Kingpin przejął kontrolę nad miastem, może w nim robić, co mu się żywnie podoba, a w opozycji do niego stoi tylko Diabeł Stróż i garstka jego sojuszników. To nie jest armia, która może odbić Nowy Jork, ale w przeszłości poznaliśmy już paru gagatków, którzy mają niezłe CV. Jeśli to nie będzie wstęp do powrotu Defenders, to nie wiem, co powinno nim być. Spodziewam się też innych postaci z MCU – powrotu Swordsmana, Echo, może też Hawkeye'a, Kate Bishop i Ms. Marvel.

Daredevil: Odrodzenie nie był ani dobrym serialem odcinającym się od przeszłości, ani dobrym powrotem do znanej formuły. Ekipy produkcyjne nie spisały się dobrze i moim zdaniem temu sezonowi/serialowi jest daleko do poziomu wersji Netflixa. Finał zapewnia ciekawą podbudowę – uwzględnił fajne momenty, chwilami widać było też styl, kreatywność oraz miłość nowych twórców do oryginału – ale wszystko to gryzło się ze sobą, przeczyło sobie i było wręcz przesycone niezdrową dawką fanserwisu. Daredevilowi nadal daleko do prawdziwego odrodzenia.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal
Najlepsze z 24h


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1946, kończy 79 lat
ur. 1972, kończy 53 lat

