DMZ - recenzja miniserialu
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024DMZ to nowa czteroodcinkowa produkcja HBO Max, która jest inspirowana serią komiksową pod tym samym tytułem. Czy warto obejrzeć?
DMZ to nowa czteroodcinkowa produkcja HBO Max, która jest inspirowana serią komiksową pod tym samym tytułem. Czy warto obejrzeć?
Akcja nowego serialu HBO Max toczy się w ogarniętych wojną domową Stanach Zjednoczonych, konkretnie w Nowym Jorku, który podzielił się na wrogie i rywalizujące ze sobą obozy. Pomiędzy nimi znajduje się Manhattan, tytułowa DMZ - "demilitarized zone", czyli strefa zdemilitaryzowana, do której nie można ani wjechać, ani jej opuścić. Główna bohaterka produkcji, Alma (Rosario Dawson), po wybuchu wojny straciła z oczu swojego kilkunastoletniego syna. Przeszukała całe miasto wzdłuż i wszerz, pozostała jej jeszcze jedna opcja - DMZ. Misja obarczona jest ogromnym ryzykiem, a jej powodzenie jest niepewne. Mimo to zdeterminowana kobieta stawia wszystko na jedną kartę i podstępem przedostaje się do strefy.
Cała akcja produkcji rozgrywa się właśnie wewnątrz strefy, a realia poza nią nie są przedmiotem zainteresowania twórców - poza kilkunastoma minutami pierwszego odcinka do "świata zewnętrznego" nawet nie zaglądamy. Tak naprawdę nic na tym nie tracimy, bo ta zamknięta i oddzielona od wszystkich przestrzeń ma w sobie duży potencjał - przez kilka długich lat wojny w DMZ zawiązał się bowiem nowy porządek społeczny, a ludnością rządzą wybierani demokratycznie przywódcy; całość staje się małym wielobarwnym uniwersum. Właśnie w taką rzeczywistość wchodzi Alma, która - co jest dość zaskakujące - bez żadnych problemów odnajduje się w nowym systemie. Co najlepsze, zaczyna w nim nawet dyrygować.
Choć punktem wyjścia dla wydarzeń jest poszukiwanie dziecka przez matkę, serial szybko zaczyna obierać inny kurs, skręcając na tory polityczne. Główna bohaterka - i nie jest to znaczący spoiler - znajduje swojego syna już w drugim odcinku, w związku z czym twórcy musieli znaleźć dla niej nowe zadanie. I tu pojawia się zgrzyt - oto lekarka, kobieta niemająca nic wspólnego z polityką czy wojskowością, z dnia na dzień staje się przywódczynią ludu, nową nadzieją, znakomitą mówczynią i potężną rywalką dla bijących się o władzę gangów. Ba - potrafi nawet rozbrajać bomby. Zupełnie tego nie kupuję. Nie jest to przekonujące ani wiarygodne; trudno dać się pochłonąć fabule, która jest tak naciągana. Być może wyszłoby to lepiej, gdyby umotywowano działania bohaterów, przedstawiono jakąś ich ewolucję, genezę - w formacie czteroodcinkowym (bo tyle epizodów liczy cały serial) to wszystko jest pełne dziur fabularnych, które uniemożliwiają jakiekolwiek wczucie się w opowieść. Fabuła wydaje się sztucznie napędzana, do bólu skrócona, byleby tylko zmieścić się w zakładanej objętości. Nie służy to produkcji, wręcz przeciwnie - przez brak czasu na należyte przedstawienie bohaterów czy relacji między nimi wszystko wypada po prostu strasznie naiwnie. Nie jest to materiał na tak krótką produkcję i tak naprawdę, żeby wszystko dobrze zagrało, prawdopodobnie wymagałoby jednego - czy nawet dwóch - pełnych sezonów.
Nowa produkcja to typowy akcyjniak - w każdym odcinku mamy strzelanki, przemoc, rywalizację i prężenie muskułów przez wrogie sobie obozy. Z realizacyjnego punktu widzenia wszystko jest poprawne - w oczy kłują jedynie efekty specjalne w postaci komputerowych gepardów krążących sobie po mieście (na szczęście nie pojawiają się one zbyt często). Na słowa uznania zasługuje oczywiście także obsada - zwłaszcza odgrywająca główną rolę Rosario Dawson, która mimo uchybień scenariuszowych stara się zbudować bohaterkę z krwi i kości, zdesperowaną i gotową do poświęceń matkę. Obok niej dobrze radzą sobie: Benjamin Bratt w roli charyzmatycznego ganstera-przywódcy Parco (świetna charakteryzacja aktora) oraz młody Jordan Preston Carter w roli Odiego (szkoda, że mimo fajnego wprowadzenia jego postać odsunięto gdzieś na drugi plan). Freddy Miyares wcielający się w Skela wypada przy tej trójce bardzo blado - to aktor jednej miny, który w kluczowych scenach nawet do siebie nie przekonuje.
DMZ to zmarnowany potencjał. Zamiast fajnego postapokaliptycznego serialu otrzymujemy krótki twór, który nie daje żadnego pola do manewru, jeśli chodzi o rozwijanie akcji i uzasadnianie wydarzeń. Wszystko jest na maksa poskracane. I choć twórcy starają się zbudować sceny wzruszające, przerażające czy pełne nadziei, zupełnie nie czuć w tym autentyczności. Serial nie wywołuje żadnych emocji - jest przeładowany postaciami, którym nawet nie zapewniono należytej ilości czasu ekranowego. Struktura nowej społeczności DMZ jest bardzo rozbudowana, wydaje się, że każdy tutaj jest ważny dla funkcjonowania systemu, widać masę potencjału. Dlaczego więc zdecydowano się zrobić z tego ledwie czteroodcinkowy miniserial? Nie pojmuję. Ode mnie 4/10.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat