Dni bez końca – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 13 lutego 2019Dni bez końca to historia chłopca z Irlandii na tle wojen indiańskich, wojny secesyjnej, a to wszystko przez pryzmat dość prostych pragnień, nawet jeśli dla współczesnych były co najmniej nietypowe.
Dni bez końca to historia chłopca z Irlandii na tle wojen indiańskich, wojny secesyjnej, a to wszystko przez pryzmat dość prostych pragnień, nawet jeśli dla współczesnych były co najmniej nietypowe.
Sebastian Barry, autor Days Without End, to pisarz zasłużony dla Irlandii, a jednak zdecydował się sięgnąć po tematykę daleką od jego rodzinnego kraju – wojny z Indianami oraz wojna secesyjna w USA. Jedyne, co łączy tę książkę z Irlandią, to pochodzenie głównego bohatera, Thomasa McNulty’ego. To on opowiada historię swojego życia, od wczesnych lat nastoletnich aż do, co można odebrać z pewnym zaskoczeniem podczas lektury, wieku powyżej czterdziestu lat. I w najogólniejszym zarysie jest to historia jego życia – przybycie do Ameryki, pierwsza praca, zaciąg do wojska, niewola, ustatkowanie się. A jednak jest to przede wszystkim książka o miłości.
Thomas McNulty swoim niewyszukanym językiem opowiada o życiu, jakie spędził z Johnem Colem, mężczyzną atrakcyjnym i umiejącym zadbać nie tylko o siebie. Obaj poznają się w wieku nastoletnim a czytelnik razem z nimi poznaje różne zakątki życia prostych ludzi w miejscach, gdzie się jedynie pracuje lub walczy, a kobiet często nie widać latami. Pierwszą poważną pracą, jaką chłopcy wykonują, jest towarzyszenie robotnikom z pobliskiej kopalni w saloonie. A ponieważ są młodzi i jeszcze z wyglądu niedojrzali, pracują w kobiecych ubraniach. Autor w ten sposób przybliża nam aspekty życia, które raczej nie trafiają do literatury, a na pewnie nie tej nominowanej do nagród – a Sebastian Barry za „Dni bez końca” zebrał kilka nominacji. Co ciekawe, jest to praca całkiem zwyczajna, pozbawiona traumatycznej otoczki – dwóch nastolatków w kobiecych ubraniach dotrzymuje towarzystwa osamotnionym mężczyznom, nic ponadto. I kiedy bohaterowie wyrastają i nie mogą już uchodzić za panny, idą do wojska. Ani łączący ich romans, ani dotychczasowa „kariera zawodowa” nie wpływa na ich użyteczność w armii – walczą ramię w ramię, za przeciwników mając Indian, a następnie konfederatów. Thomas opisuje służbę jako zwyczajną kolej losu, niemal tak beznamiętnie, jak dziś przeciętny pracownik mówi o swojej pracy. Nie zdradza głębokich przemyśleń na temat swoich przeciwników, ale nie waha się przed zaatakowaniem żołnierza ze swoich szeregów, jeśli ten zagraża bliskiej mu osobie.
Thomas i John na kartach tej powieści nie wydają się typowymi żołnierzami z drugiej połowy XIX wieku. Z jednej strony autor ustylizował ich na prostych, niewykształconych i mało obytych w świecie. Z drugiej – są parą, biorą na wychowanie indiańską dziewczynkę i potrafią wytłumaczyć innym, dlaczego Thomas czasem wkłada suknie. Są inni, ale jednocześnie doskonale adaptują się do otoczenia i okoliczności. Trzeba przyznać, że autor ożywił ich na kratach swojej powieści, przez co czytelnik odczuwa głębokie zainteresowanie ich losem, nawet jeśli ustylizowany język bywa niełatwy w odbiorze, choć doskonale pasuje do Thomasa, który jest naszym narratorem.
Dni bez końca wymagają lektury uważnej, w zamian dając wgląd w niezwykły fragment świata. To książka pozornych przeciwieństw, tak jak życie potrafi paradoksalnie dawać i zabierać w tym samym momencie. A przy tym bije od niej pewne ciepło, niezwykle skrupulatnie dawkowane, przez co nie popada w egzaltowaną przesadę.
Źródło: fot. W.A.B.
Poznaj recenzenta
Gabriela PiaseckaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat