Tom „Dylan Dog: Golconda, La quinta stagione” łączy w sobie dwie historie, które w oryginalnym nakładzie dzieliło sześć lat, jednak postanowiono je wydać razem z uwagi na wspólne wątki. „Golkonda!” jest historią, która w zjawiskowy sposób łączy sąsiadujący ze sobą na kolejnych kartach komiksu humor z niezwykłą brutalnością wynikającą z pojawienia się tajemniczych stworów wychodzących z lasu. Co ciekawe, to misterne i brutalne zło staje się bardziej publiczne niż w dotychczasowych komiksach o Dylan Dogu - dosłownie przejeżdża na tandemie głównymi ulicami. Historia jest mocno baśniowa, a nawet stara się nieco zboczyć w stronę niesfornej przypowieści. „Piąta pora roku” jest rozwinięciem pierwszej historii, sprawiając jednocześnie wrażenie, iż jest ona efektem halucynogennych wizji autora. Ma to swój znikomy urok, jednak dla czytelników poszukujących wartkiej i wciągającej akcji będzie to po prostu zawód. Kolejne wątki układają się w chaotyczny miraż, bez wyraźnego kośćca fabularnego, który porządkowałby wszystkie wydarzenia. Przydałoby się to, bowiem na kartach komiksu tłoczą się bez większego ładu i składu takie postacie jak: gangsterzy, kosmici, astronauci, naukowcy czy demony. Być może dla bardziej wytrwałych czytelników atrakcją będzie doszukiwanie się w tym jakiegokolwiek sensu, jednak dla pozostałych to po prostu chaotyczna mozaika myśli, skojarzeń, nawiązań czy odwołań niezbyt przystająca do poprzednich publikacji o przygodach detektywa mroku.
Źródło: materiały prasowe
Trzeba przyznać wydawcy, iż dokonał odważnego wyboru, dobierając takie historie do pierwszego tomu przygód Dylan Doga po blisko czterech latach od ostatniej publikacji. „Golkonda!” oraz „Piąta pora roku” są fabułami absolutnie pogmatwanymi, bardziej przypominającymi wariacje twórcy po zażyciu substancji psychodelicznych, w których sens odkryją jedynie najwytrwalsi. Nasuwa się więc pytanie: czy rzeczywiście jest to dobry sposób na odświeżenie kontaktu czytelnika z tą postacią? „Dylan Dog: Golconda, La quinta stagione” w dotkliwy sposób boryka się z problem polegającym na tym, iż w niewielkim stopniu przypomina dotychczasowe przygody detektywa mroku: Groucha jest tu aż zanadto, poziom abstrakcji i groteski sięga poziomu Jodorowsky’ego czy Anderssona, niewielu jest tu bohaterów zapożyczonych z kultury grozy, zaś najwięcej jest gorzkich niedorzeczności, nie zaś ciarek przechodzących po plecach. Niestety – w przypadku serii, która wydawana jest od niecałych trzydziestu lat i zgromadziła ponad trzysta czterdzieści odcinków, trudno wymagać, aby każdy był na co najmniej przyzwoitym poziomie. Normalnym jest, że mogły się trafić lepsze i gorsze historie, zaś na nieszczęście nowego wydawcy na polskim rynku – wybrał on te gorsze. Po przewróceniu ostatniej strony komiksu łatwo poczuć konsternację wymieszaną z niesmakiem, spowodowaną spiętrzeniem kolejnych niepotrzebnie skomplikowanych znaczeń. Czy cała fabuła jest wymysłem mężczyzny cierpiącego na bezsenność? A może to wszystko było zbiorową halucynacją? Czyżby jednak te wydarzenia naprawdę miały miejsce? Z pewnością Dylan Dog nie zna odpowiedzi na to pytanie, a czytelnik - tym bardziej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj