Enter the Gungeon (Nintendo Switch) – recenzja gry
Najnowsza konsola Nintendo wydaje się być idealnym miejscem dla gier niezależnych. Te niewielkie produkcje świetnie sprawdzają się w podróży, a ich często prostsza i mniej wymagająca oprawa sprawia, że doskonale działają i wyglądają na nieco słabszym sprzęcie.
Najnowsza konsola Nintendo wydaje się być idealnym miejscem dla gier niezależnych. Te niewielkie produkcje świetnie sprawdzają się w podróży, a ich często prostsza i mniej wymagająca oprawa sprawia, że doskonale działają i wyglądają na nieco słabszym sprzęcie.
Nie inaczej jest w przypadku Enter the Gungeon, świetnej produkcji od studia Dodge Roll, która łączy w sobie założenia gatunku roguelike z cechami typowej, zręcznościowej strzelanki z widokiem z góry. W największym skrócie mamy tu do czynienia z produkcją, która pod wieloma względami przypomina niezwykle popularne Binding of Isaac (które swoją drogą również dostępne jest między innymi na hybrydowej konsoli Japończyków), jednak z własnym charakterem i kilkoma ciekawymi rozwiązaniami.
Lochy, smoki, pistolety
Na starcie czeka nas wybór jednej z czterech (przynajmniej na początku) dostępnych postaci. Każda dysponuje unikalnymi umiejętnościami – dla przykładu, Pilot potrafi otwierać skrzynki bez zużywania kluczy, a Marine dysponuje pancerzem, który ochroni go przed jednym atakiem przeciwników. Różnicą są też startowe bronie – te jednak dość szybko wymienimy, bowiem Gungeon pełen jest różnego rodzaju narzędzi, które służyć nam będą do eliminowania wrażych hord.
Znajdziemy tutaj zarówno klasyczne rewolwery, karabiny, pistolety i wyrzutnie rakiet, a także nieco bardziej niecodzienne wynalazki w postaci np. miotacza koszulek, kul śnieżnych czy… skrzynki na listy, wystrzeliwującej zabójcze przesyłki w przeciwników. Broni jest tutaj mnóstwo, chociaż na początku dostępna jest jedynie część arsenału, całą resztę musimy zaś odblokować u uwalnianych podczas zabawy kupców. Wykorzystując specjalną walutę możemy nabyć dodatkowe przedmioty, które następnie pojawią się w skrzynkach umieszczonych w lochu. Taki system świetnie pasuje do charakteru rozgrywki i niemal każda, nawet zakończona porażką gra, przynosi jakieś korzyści.
Enter the Gungeon nie jest jednak jedną z tych gier, które z czasem stają się łatwiejsze. Nie ma tutaj przenoszenia postępów pomiędzy kolejnymi wyprawami do lochu (poza odblokowanymi przedmiotami) i po każdym zgonie zaczynamy od nowa, z czystym kontem. A musicie wiedzieć, że jest to produkcja bardzo trudna i wymagająca. Dopiero po kilku godzinach zacząłem sobie w miarę swobodnie radzić z przechodzeniem pierwszych dwóch pięter i ginąłem dopiero na późniejszych przeciwnikach. Największą trudność stanowi tutaj ogrom zagrożeń, które czyhają na graczy – wszystko do nas strzela, nie brakuje też przepaści, pułapek i innych niebezpieczeństw.
Rozgrywka cały czas pozostaje jednak sprawiedliwa. Czasami trudno jest znaleźć miejsce, by ominąć pociski wystrzelone w naszą stronę przez oponentów, ale w nasze ręce oddano możliwość wykonywania uników (dzięki którym przez ułamek sekundy jesteśmy niezniszczalni) oraz „ślepaki”, które pozwalają co jakiś czas wyczyścić planszę z zagrożeń. Kluczem do sukcesu jest wykorzystanie obu tych opcji w odpowiednich momentach. Warto również pamiętać o przedmiotach – znajdowanych w skrzynkach i dostępnych u handlarza, którego spotkamy na każdym z pięter lochu. One również niejednokrotnie mogą uratować nam skórę.
Solidna gra, solidny port
Jeśli chodzi o oprawę, to raczej nie ma tutaj zbyt dużych niespodzianek. Enter the Gungeon to gra pixel-artowa i taki typ grafiki trzeba po prostu lubić. Tutaj działa on jednak na plus – całość jest całkiem przejrzysta, nawet przy stosunkowo dużym chaosie na ekranie konsolki lub telewizora. Przez zdecydowaną większość czasu zabawy nie musiałem również zmagać się z problemami z wydajnością, chociaż kilkukrotnie zdarzyło mi się zaobserwować większe spadki płynności, kiedy w lochu działo się naprawdę sporo.
Pochwalić trzeba również sam port – ten, poza okazjonalnymi problemami z płynnością, wykonany jest wzorowo. Sterowanie sprawdza się świetnie zarówno w trybie mobilnym, jak i po podłączeniu konsoli do telewizora i przy korzystaniu z Pro Controllera. Ten drugi sposób jest oczywiście dużo bardziej komfortowy, ale wynika to z samej jakości kontrolera – bardziej precyzyjnych gałek analogowych i większych przycisków. Nie zabrakło tu również trybu lokalnej kooperacji i co ciekawe – dodano tutaj możliwość gry dla dwóch osób przy wykorzystaniu „połówek” JoyConów. W tym przypadku do celowania, z uwagi na brak drugiego analoga, używane są wychylenia kontrolera. Wymaga to przyzwyczajenia i zdecydowanie utrudnia zabawę, ale nadal jest to miły gest, dzięki któremu możemy zagrać w grę w dwie osoby, bez potrzeby posiadania drugiego, kosztownego pada. Momentami brakowało mi możliwości wspólnej zabawy poprzez sieć, ale takiej opcji nie ma również w wersjach na inne urządzenia i zdaję sobie sprawę z tego, że jej implementacja wymagałaby bardzo dużego wysiłku ze strony deweloperów.
Kiepsko wykonana została natomiast polonizacja. Sama jej obecność jest oczywiście plusem, chociaż w grze nie było zbyt wielu treści do przetłumaczenia. Te, które są, sprawiają jednak wrażenie tłumaczenia wykonanego na szybko - czasami brakuje polskich znaków, a niektóre polskie nazwy są mocno dyskusyjne. Zdecydowanie przyjemniej gra się w wersji angielskiej - wtedy też łatwiej jest wyłapać liczne nawiązania do popkultury i mrugnięcia okiem ze strony twórców.
Enter the Gungeon dostępne jest także na pecetach, PlayStation 4 i Xboksie One, jednak mam wrażenie, że to właśnie na Switchu sprawdza się najlepiej. Dzięki konsoli Nintendo możemy zagrać w ten tytuł zawsze i wszędzie, a stosunkowo krótkie sesje (trwające od kilku do góra kilkudziesięciu minut) doskonale współgrają z mobilnością tego urządzenia. Jeśli poszukujecie świetnej, wymagającej i zręcznościowej rozgrywki w przerwach między „większymi” tytułami, to ta kosztująca kilkadziesiąt złotych produkcja wydaje się być idealnym rozwiązaniem.
Plusy:
+ niezwykle wciągająca rozgrywka,
+ estetyczna pixelartowa grafika,
+ mnóstwo broni i przedmiotów,
+ lokalna kooperacja.
Minusy:
- sporadyczne problemy z wydajnością,
- zbędna i kiepska polonizacja,
- brak kooperacji online.
Źródło: fot. Devolver Digital
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat