F.I.S.T.: Forged In Shadow Torch - recenzja gry
Zespół TiGames i ich F.I.S.T.: Forged In Shadow Torch pokazują, że nie zawsze trzeba silić się na oryginalność, by stworzyć dobrą grę.
Zespół TiGames i ich F.I.S.T.: Forged In Shadow Torch pokazują, że nie zawsze trzeba silić się na oryginalność, by stworzyć dobrą grę.
Są produkcje unikalne lub takie, które przynajmniej starają się robić coś nowego – z różnym skutkiem, choć sam zwykle lubię chwalić deweloperów za odwagę i eksperymenty. Zdarzają się też pewne tytuły, które stawiają na gameplay bardzo znajomy i właśnie do tej grupy zalicza się F.I.S.T.: Forged In Shadow Torch. To produkcja, która pełnymi garściami - i to takimi wielkimi, jak mecha -dłoń głównego bohatera - czerpie z gatunkowej klasyki i nie sili się na eksperymenty, ale nie przeszkadza to w tym, by bawić się przy niej naprawdę dobrze.
Dzieło chińskiego studia TiGames na pierwszy rzut oka wydaje się dość oryginalne. Głównym bohaterem jest królik o imieniu Rayton - ma na plecach wielkie, mechaniczne ramię, które służy mu jednocześnie za broń, jak i wielofunkcyjne narzędzie. Dieselpunkowy świat również sprawia wrażenie czegoś świeżego, choć po spędzeniu w nim kilku godzin mocno przypominał mi Midgar znany z Final Fantasy VII. To wszystko jest jednak wyłącznie fasadą, bo pod kosmetyką znajduje się rozgrywka, której korzenie sięgają klasycznego Metroida i Symphony of the Night.
Sama historia zbyt zaskakująca nie jest. Przyjaciel protagonisty zostaje porwany, a więc Rayton rusza mu na ratunek, z czasem wplątując się w zdecydowanie większą intrygę, w którą zaangażowanych jest kilka ugrupowań o różnych motywacjach. W scenariuszu starano się przemycić jakieś zwroty akcji, ale koniec końców sprawdza się to przeciętnie. Zdecydowanie nie jest to jedna z tych gier, w które będzie grać się po to, by poznać całą opowieść.
Jako główny bohater przemierzamy kolejne ulice, korytarze i tunele Torch City, walczymy z przeciwnikami, zmagamy się z wyzwaniami platformowymi, a od czasu do czasu natrafiamy na proste łamigłówki. Jak przystało na przedstawiciela podgatunku określanego mianem metroidvanii, tak i tutaj istotną rolę odgrywa wyposażenie, umiejętności i ulepszenia, które zwiększają nie tylko nasza moc w boju, ale przy tym pozwalają dostawać się w trudniej dostępne miejsca. Przez to ostatnie ważny jest backtracking. W odwiedzone wcześniej lokacje warto wracać, by odkryć niedostępne wcześniej przejścia i zdobyć skrywane tam przedmioty.
Zwiększanie procentowego wskaźnika oznaczającego poziom odkrycia mapy jest bardzo satysfakcjonujące. Deweloperzy postanowili ułatwić zabawę i mapa jest tu bardzo praktyczna i intuicyjna. Mamy na niej zaznaczoną aktualną pozycję protagonisty, główny cel zadania, a nawet przedmioty, które zauważyliśmy, ale z jakiegoś powodu nie mogliśmy ich podnieść. Same "sekrety" zbyt mocno poukrywane nie są i do większości z nich da się dostać bez przesadnego kombinowania, o ile oczywiście posiadamy odpowiedni sprzęt lub umiejętność. Wszystko to sprawia, że eksploracja jest też momentami całkiem... relaksująca. To miła odmiana po takim Hollow Knight, w którym łatwo się zgubić, czy Axiom Verge, gdzie odkrycie niektórych tajemnic wymaga szczęścia lub podążania metodą prób i błędów.
Podróż przez Torch City będą starały się uprzykrzyć nam wrogowie oraz przeszkody terenowe. Podczas starć wykorzystujemy trzy główne bronie, jakie w toku zabawy zdobywa Rayton, a także różnego rodzaju kombosy, specjalne zdolności i gadżety. Możliwości jest całkiem sporo: możemy wyrzucać oponentów w powietrze, rzucać nimi w przepaści, a nawet wystrzeliwać pociski czy parować ciosy. Podobne zróżnicowanie spotkamy również w wyzwaniach platformowych, bo tu do naszej dyspozycji oddano podwójny skok, odbijanie się od ścian, możliwość wykonywania szybkich uników czy przyciągania się do wrogów i specjalnych punktów. Początkowo żaden z tych elementów nie jest zbyt wymagający: oponenci szybko giną od ciosów raytonowskiej pięści, a powietrzne susy królika z łatwością pozwalają omijać przeszkody czy przepaści.
Z czasem odniosłem wrażenie, że twórcy starali się odpowiednio dostosowywać wyzwanie i zwiększyć je wraz z ulepszaniem postaci gracza, ale... odrobinę przesadzili. W końcowych etapach można natrafić na bardzo zauważalny skok poziomu trudności: bossowie zasypują nas atakami trudnymi do przewidzenia i uniknięcia, a przeciwnicy pojawiają się w dużych grupach. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się mocno sfrustrować, szczególnie że nie każdy zgon wynikała wyłącznie z mojej winy, bo momentami można zostać przez wrogów przyblokowanym na dłuższą chwilę.
Na szczęście F.I.S.T.: Forged In Shadow Torch w żadnym momencie nie rzuca nam zadań nie do wykonania i ostateczni wszystko jest do zrobienia, choć przyznam zupełnie szczerze, że kilka razy musiałem robić sobie przerwę i wyłączać konsole, bo w innym razie posłałbym kontroler w kierunku najbliższej ściany. Zwykle jednak po powrocie po kilku godzinach i zastosowaniu innej kombinacji broni i kombosów, wszystko szło już zgodnie z założonym przeze mnie planem.
Gra stworzona przez TiGames jest zaskakująco długa. Jeśli będziecie chcieli skupić się wyłącznie na ukończeniu głównych, fabularnych zadań, to poświęcicie na to około 14-16 godzin, w zależności od Waszych umiejętności i cierpliwości. Wyczyszczenie całej mapy w stu procentach i zdobycie wszystkich ulepszeń będzie wymagało zaś mniej więcej 20-25 godzin. To wynik, którego nie powstydziłyby się niektóre gry AAA, kosztujące dwa lub nawet niemal trzy razy więcej niż F.I.S.T.
Bardzo pozytywne wrażenie robi także oprawa wizualna i dźwiękowa. Graficy i animatorzy wykonali kawał dobrej roboty, dzięki czemu bohaterowie wyglądają świetnie, ich ruchy są bardzo płynne, a i lokacjom nie można niczego zarzucić. Bardzo dobrze wyglądają nawet tła, które widoczne są gdzieś w oddali i przez zdecydowaną większość czasu nie zwraca się na niej większej uwagi w bitewnym chaosie. Miejscówki odwiedzane przez króliczego bohatera są przy tym całkiem zróżnicowane: zwiedzimy nie tylko typowe strefy miejskie w stylu dieselpunk, ale również m.in kanały czy posypane śniegiem obrzeża Torch City.
Miłym zaskoczeniem okazał się pełen voice acting. Udźwiękowione zostały wszystkie dialogi, co nie jest standardem nawet w wysokobudżetowych seriach, takich jak Persona czy Yakuza. Tutaj zaś wszyscy bohaterowie przemawiają i brzmią całkiem solidnie: nie są to może występy oscarowe, ale zdecydowanie nie bolą w uszy.
Twórcy F.I.S.T.: Forged In Shadow Torch dostarczyli na rynek dokładnie to, co obiecywały przedpremierowe materiały promocyjne. To udana i satysfakcjonująca metroidvania, która nie wychodzi poza ramy wytyczone przez największe klasyki tego gatunku. Jeśli lubicie takie produkcje, to i tu będziecie się znakomicie bawić.
Plusy:
+ satysfakcjonująca eksploracja;
+ dużo możliwości w walce;
+ oprawa.
Minusy:
- niezbyt interesująca fabuła;
- nierówny poziom trudności.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1959, kończy 65 lat