Od wczoraj tj. 15 października 2010 roku można oglądać w polskich kinach najnowszy film Davida Finchera pt. "The Social Network". Obraz opowiada o wielkim fenomenie Internetu jakim jest Facebook, a ściślej o tym, jak doszło do jego powstania.
Jaki jest najnowszy film twórcy takich uznanych produkcji jak "Siedem" czy "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"?
Jeśli ktoś nie zna historii powstania Facebooka, niniejszy tekst może zawierać dla takiej osoby spoilery na temat filmu.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Zawsze interesowałem się historią Facebooka, od jego początku, przez bum, aż po dzień dzisiejszy. Film "The Social Network", który został oparty na książce Bena Mezricha, w gruncie rzeczy dobrze opisuje wydarzenia nie próbując ani wybielać ani oczerniać którejś ze stron. Chociaż sama produkcja Finchera stara się być wierna prawdzie, to wszystko jest delikatnie ubarwione fikcją, która na pewno nie razi ani nie przeszkadza. Na pewno największym zmyślonym wątkiem jest postać dziewczyny Zuckerberga, Ericy, która na początku rzuca go, co wywołuje lawinę zdarzeń i inspiruje Zuckerberga do stworzenia Facemash.com (protoplasta Facebooka). Prawdziwa dziewczyna Zuckerberga, którą poznał w roku stworzenia Facebooka, była z nim przez wszystkie lata i brała aktywny udział w rozwoju firmy. Dziwne, że w "The Social Network" ten wątek został kompletnie zmieniony przez scenarzystę.
Od początku obraz wciąga widza napięciem i akcją. Chociaż to dramat - nie ma tu momentów, w którym widz może myśleć o ziewaniu czy spojrzeniu na zegarek - cały czas coś się dzieje, akcja prze naprzód, a wszystko to okraszone domieszką humoru na dobrym poziomie.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Głównym wątkiem są dwa rzeczywiste procesy Zuckerberga, przez które opowiadana jest nam historia powstania Facebooka. Cała pierwotna ekipa wydaje się wiarygodna, chociaż mam wrażenie, że postać Moskowitza została zepchnięta na boczny tor. Sam Zuckerberg mówił, że bez niego Facebook by nie powstał, że odgrywał kluczową rolę. W filmie ta rola została za bardzo zminimalizowana. Praktycznie mamy dwóch bohaterów - Marka Zuckerberga (Jesse Eisenberg) oraz jego najlepszego przyjaciela, Eduardo Saverina (Andrew Garfield). Wiedziałem, że Garfield jest dobrym aktorem, więc bez problemu stworzył wiarygodną postać, z którą widz może nawet sympatyzować. Największym zaskoczeniem jest Jesse Eisenberg - aktor praktycznie znany mi z komedii mniej lub bardziej głupich, pokazał przyzwoitą grę na bardzo dobrym poziomie, tworząc Zuckerberga, który dla mnie był prawdziwy. Z jednej strony świetny programista, który stworzył Facebooka, a z drugiej trochę zagubiony człowiek, społecznie niedojrzały. Na pewno jest to najlepsza rola jego życia i wielka w tym zasługa reżyserii Davida Finchera, który potrafił wyciągnąć z młodego chłopaka pokłady talentu. W tym filmie nawet Justin Timberlake chyba po raz pierwszy w swojej karierze aktorskiej pokazuje, że gra.
Pełnej prawdy, która stoi za powstaniem Facebooka pewnie nigdy się nie dowiemy, lecz "The Social Network" może nam dać na to ogólne spojrzenie. Może w jakimś stopniu pomysł braci wioślarzy zainspirował Zuckerberga do dalszych działań. Proces zakończono ugodą, ale spójrzmy prawdzie w oczy - jeśli bracia Winklevoss mieli ogólny pomysł na portal społecznościowy to tak naprawdę nic nie znaczy. Liczy się wykonanie, jego realizacja, a to najwyraźniej zrobił Zuckerberg i za tym stoją wszelkie fakty. Film nie ukazuje postaci najmłodszego miliardera w historii w sposób jednoznaczny. Nie jest to zły człowiek, ale też nie jest wyidealizowany. Na pewno to, jak potraktował swojego najlepszego przyjaciela i współzałożyciela Facebooka - Eduardo Saverina nie stawia go w dobrym świetlne. Praktycznie poznajemy go przez trzy słowa kluczowe - geniusz, zdrajca, miliarder.
[image-browser playlist="" suggest=""]
Fincher po raz kolejny udowodnił, że nadal jest reżyserem w świetnej formie. Od początku prezentuje widzom obraz poważny, mroczny - na uwagę zasługuje świetna praca kamery i utrzymanie tonu w ciemnych barwach. To nie jest kolorowy i "słodki" film o nastolatkach. Nawet gdy w odpowiednich momentach mamy rozluźnienie napięcie delikatnym humorem, reżyser nie próbuje ani trochę zmieniać konwencji. W tle towarzyszy nam muzyka Trenta Reznora (Nine Inch Nails), która doskonale buduje napięcie i emocje. Nie jest to jednak typ muzyki filmowej, która poza filmem będzie mieć swoje życie. Raczej może po prostu nie nadawać się do dłuższego słuchania.
Takim sposobem nieoczekiwanie "The Social Network" stał się jednym z ciekawszych filmów roku.
A WY oglądaliście "The Social Network"?
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat