Garfield - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 31 maja 2024Leniwy kanapowiec powraca! Tym razem w filmie animowanym.
Leniwy kanapowiec powraca! Tym razem w filmie animowanym.
Garfield jest jednym z najpopularniejszych kotów na świecie. Znają go wszyscy. Ten narcystyczny, leniwy, wiecznie głodny kanapowiec (ze szczególną słabością do lazanii) zawojował świat w 1976 roku. Krótkie komiksy rysownika Jima Davisa zaczęły być wtedy publikowane w miejskiej gazecie "Pendleton Times-Post" i powoli przebijały się do większej grupy czytelników. Po kilku latach rozbawiały ludzi w całych Stanach Zjednoczonych. Ja pierwszą styczność miałem z nimi jeszcze jako kilkuletni berbeć podczas przypadkowego wertowania "Gazety Wyborczej". Momentalnie kupiło mnie poczucie humoru Davisa. To sarkastyczne spojrzenie na codzienność było lekkie i nienachalne, a przy tym bardzo zabawne. Później w telewizji natrafiłem na serial animowany, który też przypadł mi do gustu. Jednak dobra passa rudzielca z nadwagą w końcu się skończyła. Żaden z pięciu filmów kinowych (nawet ten aktorski z 2004 roku, w którym głosu głównemu aktorowi w amerykańskiej wersji użyczył przez pomyłkę Bill Murray, a w polskiej Marek Kondrat) nie zawojował świata. Były co najwyżej przeciętne. Może dlatego na następną pełnometrażową produkcję musieliśmy czekać 15 lat?
Wytwórnia Sony, zachęcona chyba wieloma sukcesami swoich animowanych produkcji, postanowiła iść za ciosem i jeszcze raz zaprezentować widzom przygody Garfielda, psa Odiego i ich właściciela Jona. Wizualnie film prezentuje się świetnie. Choć wszystko zostało tu wykonane komputerowo, w technologii 3D, to postacie wyglądają jak żywcem wyciągnięte z komiksów Jima Davisa. Poza tym animacja jest płynna, kolorowa i bardzo przyjemna dla oka. Sam początek Garfielda też jest ciekawy. Jon znalazł na ulicy malutkiego kotka. Przygarnął go do swojego domu i rozpieszczał, jak tylko potrafił. W tej retrospekcji jest sporo humoru znanego z komiksów. Mamy zabawną rywalizację kota i psa o względy pana, a także mocno podkreślony dominujący charakter kocura.
Niestety fajny początek zostaje zniweczony. Twórcy zdecydowali się opowiedzieć historię narodzin kota, a także odkryć przed nami, kim jest jego ojciec i dlaczego zostawił go w ciemnej alejce. Paul A. Kaplan i David Reynolds, którzy napisali scenariusz, niepotrzebnie poszli w kierunku gatunku heist movie. Otóż nasi bohaterowie mają zaplanować i przeprowadzić skok na jedną z większych mleczarni w okolicy. Wszystko na zlecenie szalonej kotki Jinx.
Historia napisana przez scenarzystów jest nudna i nie potrafi zaangażować. Nawet młodsi widzowie po pewnym czasie zaczęli się wiercić na kinowych fotelach. To wina między innymi antypatycznego Vica, czyli biologicznego ojca Garfielda. Jest on nijaki i wygląda jak monstrum na sterydach. Poza tym Jinx ma okropnie naciągane motywacje. Jakby scenarzystom zabrakło pomysłu na czarny charakter i wymyślili go na poczekaniu, tuż przed prezentacją scenariusza.
Oglądałem Garfielda w oryginalnej wersji językowej i muszę powiedzieć, że gwiazdorska obsada dubbingowa nie powaliła mnie na kolana. Chris Pratt jako tytułowy bohater i Samuel L. Jackson jako jego ojciec wypadli przeciętnie. Nie potrafili wykrzesać z siebie większej energii, która przeniosłaby się na ich bohaterów. Są nijacy. Hannah Waddingham stara się, by jej Jinx wyróżniała się na tle innych szaleńców dziecięcego kina, ale jej postać jest słabo napisana. Szkoda, bo potencjał tej obsady był przeogromny.
Nie za bardzo wiem, do kogo skierowany jest nowy animowany Garfield. Na pewno nie do fanów, którzy znają tego rudzielca z komiksów – w końcu twórcy postanowili je kompletnie zignorować i poszli w nieznanym kierunku. Gdybyśmy oglądali domowe potyczki Garfielda z Odim i Jonem z tym charakterystycznym poczuciem humoru Jima Davisa, to może zainteresowałoby to starszych widzów. Wydaje mi się, że młodzi też mają już bardziej wysublimowany gust. W ostatnim czasie dostali świetne produkcje, takie jak Kot w butach: Ostatnie życzenie, Mitchellowie kontra maszyny, Wyfrunięci czy Wojownicze żółwie ninja: Zmutowany chaos. Nie łykną byle czego na dużym ekranie.
Mark Dindal od czasu rozstania z Disneyem, dla którego zrobił Kurczaka Małego w 2005, nie wyreżyserował żadnego innego filmu. Być może zatrudnienie go do tego projektu było błędem. W jego dość ubogiej filmografii jedynie animacja Nowe szaty króla miała coś ciekawego do zaprezentowania widzom. Reszta to przeciętniaki, do których teraz – piszę to z wielkim bólem! – dołączył Garfield.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat