„Gotham”: sezon 1, odcinek 3 – recenzja
Gotham to serial, który aż do przesady stara się odtworzyć magię komiksu. Wielu osobom może się to podobać, ale będą też tacy, którym ten świat wyda się po prostu zbyt przerysowany.
Gotham to serial, który aż do przesady stara się odtworzyć magię komiksu. Wielu osobom może się to podobać, ale będą też tacy, którym ten świat wyda się po prostu zbyt przerysowany.
Gotham od samego początku emisji sprawia wrażenie produkcji, która panicznie boi się pozostawić jakąkolwiek rysę na batmanowej marce. Jakby wszyscy byli pod jakimś ogromnym naciskiem, aby ten projekt wypalił. W efekcie serial stacji FOX to na razie przyzwoite telewizyjne rzemiosło, ale czy coś więcej? Trzeba przyznać, że z tą presją świetnie radzą sobie do tej pory Donal Logue i Robin Lord Taylor. Ich Harvey Bullock i Oswald Cobblepot to najjaśniejsze punkty Gotham. Dają radę również spece od scenografii i efektów specjalnych, którzy dobrze odwzorowują brudny i mroczny klimat miasta. Jednak poza tymi elementami trudno dostrzec tu jakieś inne mocne strony. W pozostałych aspektach serial nie jest na pewno zły, ale mocno kuleje.
Oczywiście Gotham jest dopiero na początku swojej telewizyjnej wędrówki i wszystko wskazuje na to, że pozostanie z nami dłużej niż 1 sezon. Wyniki oglądalności są jak na standardy stacji FOX więcej niż niezłe, co pozwala patrzeć na przyszłość produkcji z optymizmem. Czekamy więc z niecierpliwością na to, aż Ben McKenzie przypomni sobie, jak porządnie gra się gliniarza. Kto oglądał Southland, ten wie, że facet doskonale to potrafi. Tutaj jest na razie niezwykle sztywny i mało wiarygodny, co oczywiście podpinam pod przyczynę, o której wspomniałem wcześniej – grać Jamesa Gordona to nie lada wyzwanie.
[video-browser playlist="614968" suggest=""]
W przypadku głównego aktora poprawa musi nastąpić szybko, szczególnie gdy w 3. odcinku scenarzyści postawili sobie za cel zrobienie z Jima jedynego prawego człeka w Gotham, który ma zmienić miasto na lepsze. Jeśli mamy kibicować jemu i jego krucjacie, dobrze by było, gdyby poziom charyzmy postaci wzrósł. To było w gruncie rzeczy najbardziej irytujące w "Balloonman" – puentą całej sprawy tygodnia miało być oświecenie nas, że Gotham to miejsce do cna skorumpowane i pełne bandytów. Tak jakbyśmy nie wiedzieli o tym wcześniej. A to wszystko przekazano nam z pomocą balonowego kilera, czyli bardzo przeciętnego wątku proceduralnego. Nad nimi również twórcy muszą popracować.
Minie trochę czasu, zanim coś więcej do serialu zaczną wnosić Barbara i młody Bruce. Ona na razie pięknie wygląda, a chłopak, oglądając wieczorne wiadomości, zaczyna powolutku rozważać zostanie tajemniczym mścicielem, gdy dorośnie. Do tego jednak bardzo daleka droga i jeżeli kiedykolwiek doczekamy się tego w Gotham, będą potrzebne dość poważne przeskoki w czasie, bo to nie jest serial, który może przetrwać na antenie całą dekadę. Nieco lepiej w tym tygodniu wypada wątek gangsterski. David Zayas (Dexter) pojawił się jako Sal Maroni, Fish Mooney knuje za plecami Falcone, a w to wszystko będzie starał się wmieszać Cobblepot, z którym wiąże się całkiem ciekawy cliffhanger odcinka.
Czytaj również: Gotham": Zanim Batman miał skrzydła
Gotham to do tej pory serial pełen niedoskonałości, który musi przede wszystkim wrzucić na luz. Jest w wielu aspektach zbyt karykaturalny, sztuczny i sztywny. To sprawia, że pomimo poprawnej realizacji brakuje iskry, która sprawiłaby, że po zakończeniu każdego epizodu nie moglibyśmy doczekać się następnego. Oby w niedługim czasie ten stan rzeczy uległ zmianie.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat