„Gotham”: sezon 2, odcinek 1 – recenzja
Po mocno nierównym 1. sezonie "Gotham" z niepokojem spoglądało się na to, jaka będzie seria 2. Choć początek sezonu nie wyzwala z pewnych obaw, to jednak rodzi nadzieję na poprawę jakości i miodności. Oto bowiem na horyzoncie pojawia się powstanie czarnych charakterów...
Po mocno nierównym 1. sezonie "Gotham" z niepokojem spoglądało się na to, jaka będzie seria 2. Choć początek sezonu nie wyzwala z pewnych obaw, to jednak rodzi nadzieję na poprawę jakości i miodności. Oto bowiem na horyzoncie pojawia się powstanie czarnych charakterów...
Nowy sezon "Gotham" otrzymał podtytuł „Rise of the Villains” i wszystko wskazuje na to, że Gordon będzie musiał stawić czoło pierwszej fali psychopatycznych przestępców w zastępstwie za jeszcze nieistniejącego Batmana. Początek wydaje się jednak trudny.
Świetnie, że scenarzyści starają się stworzyć skazy na pełniącym funkcję „jasnego rycerza Gotham” Gordonie, dzięki czemu przestaje on być dwuwymiarową postacią. Przypadkowe zastrzelenie przestępcy przez Jima jest motywem zaskakującym i mocnym, który pozostawia widza w napięciu, jak rozwinie się cała sytuacja. Znając jednak charakter „Gotham”, w którym porzucono liczne wątki, możliwe, że i ta sprawa zostanie później zignorowana. A przecież byłoby ciekawie zobaczyć poszukiwania tego „nieznanego sprawcy” (motyw z nutką rodem z serialu „Dexter”) oraz związane z tym wewnętrzne zmagania Jima.
Pingwin, świeżo upieczony mafijny don, rozkoszuje się swoją nową funkcją. Znakomita scena w domu komisarza zdaje się to dobitnie potwierdzać, zwłaszcza poprzez wyluzowanie bijące z Cobblepota. Na razie jednak trudno z perspektywy widza uwierzyć w nowego bossa z dwóch powodów. Droga Oswalda na szczyt hierarchii przestępczej wydaje się zbyt krótka – fakt faktem, trwała pełny sezon, ale nadal wygląda na zbytni pośpiech. Ponadto Robin Lord Taylor wciąż wzbudza w wielu momentach sporą sympatię w roli Pingwina, który jeszcze nie jest w pełni ukształtowany jako ten znany z komiksów czy np. serii gier „Batman: Arkham”.
[video-browser playlist="741494" suggest=""]
Nowy „główny zły” serialu, Theo Galavan (w tej roli James Frain, znany m.in. z „The Tudors”), został – podobnie jak Fish Mooney – stworzony na potrzeby serialu. Kreujący się na dobrego milionera pragnącego pomóc miastu, za kulisami realizuje swój niecny plan, do którego zamierza użyć więźniów z Arkham. Jak na razie postać tego wyrachowanego człowieka o nienagannym ubiorze budzi ogromne zainteresowanie. Ciekawi również fakt, jaki będzie plan Galavana oraz do jakich celów wykorzysta on psycho-ekipę. Oby działalność jego drużyny trwała dłużej niż zwyczajowy jeden lub dwa odcinki, jak to bywało fabularnie w pierwszym sezonie. Natomiast siostra Theo, Tabitha (Jessica Lucas), została zapowiedziana przez twórców serialu jako serialowa wersja Tigress, mniej znanej z komiksów przestępczyni. Jest seksowna i niebezpieczna, więc super. Ponadto wszystko wskazuje na to, że twórcy w postaci Tabithy zutylizowali – z typową dla serialu „subtelnością” – inspiracje dla Seliny do stania się Catwoman: czarny kostium, bicz, kocia ksywka.
List Thomasa Wayne'a zaadresowany do Bruce'a to kolejny krok w stronę przyszłej tożsamości młodego Wayne'a – dość zwrócić uwagę na ton i muzykę, przy akompaniamencie której Bruce odczytuje ostatnie słowa listu o wyborze między szczęściem a prawdą. Wydaje się słusznym sposób, w jaki chłopiec dostał się do kryjówki ojca – gdyby bowiem odgadł kombinację, pokazałoby to dobitniej, że coraz mniej mu brakuje do „przedpremierowego” zostania Batmanem. A tak na pewno Wayne'a czeka jeszcze praca na polu detektywistycznym.
Choć odcinek jest niezły, to obeszło się bez minusów. Bardzo szkoda zejścia ze sceny komisarza Loeba (świetny Peter Scolari), choć trzeba przyznać, że całą tę sytuację przedstawiono w naprawdę dobrym stylu. Niestety nie zobaczymy już Richarda Sionisa i jego alter ego (a szkoda, wydawał się on bowiem niezłym dodatkiem do drużyny Galavana). Jeśli natomiast chodzi o schizofreniczny dialog Eda Nygmy ze swym cwaniaczkowatym drugim ja, całość wydaje się trochę za kiczowata. No i Victor Zsasz, który używa pistoletu, a nie noża – a przede wszystkim nie oznacza zabójstw w formie nacięć na własnym ciele – wydaje się być zaledwie cynglem mafijnym, którego nazwano Zsaszem, bo wystarczy, że jest łysy.
Mimo wszystko początek 2. sezonu „Gotham” jest nader obiecujący, głównie za sprawą tego, co zapowiada nam podtytuł. Jeśli cały sezon okaże się równie ciekawy i emocjonujący jak zwiastun drugiego odcinka, to będzie dobrze.
Poznaj recenzenta
Marek KamińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat