Gotham: sezon 2, odcinek 10 i 11 – recenzja
Dwa ostatnie odcinki Gotham przed zimową przerwą są z pewnością najlepszymi w serialu - poprawnie rozwijają postacie, a ukazane wydarzenia potrafią wzbudzić emocje.
Dwa ostatnie odcinki Gotham przed zimową przerwą są z pewnością najlepszymi w serialu - poprawnie rozwijają postacie, a ukazane wydarzenia potrafią wzbudzić emocje.
W poprzedniej recenzji Gotham pisałem, że czekają nas ciężkie czasy, przewidując, że wątek Zakonu i kontynuowanie planu Galavana mogą tylko popsuć fabułę, która i tak nie osiąga jakichś specjalnych wyżyn. Bardziej nie mogłem się mylić. Ba, jestem nawet skłonny stwierdzić, że Gotham przed zimową przerwą zalicza najlepsze odcinki.
Co prawda wygląda to, jakby najlepsze kąski twórcy zostawili na sam koniec i że mając całkiem zgrabny scenariusz, także i aktorzy spisują się lepiej, ale najważniejsze, że ostatnie odcinki przed przerwą da się oglądać. Niby rozegranie wątku Zakonu w ciągu dwóch odcinków wygląda jak mały deszcz z pokaźnej chmury, ale chyba lepsze to niż ciągnięcie i tak już naciągniętej historii przez cały sezon. Niektórzy mogą jednak czuć się oszukani, w końcu zapowiedzi wprowadzenia do serialu Trybunału Sów z komiksów Scotta Snydera, na którym po części oparty jest ten wątek, obiecywały znacznie więcej niż dwuodcinkową sieczkę. No chyba, że Bruno Heller szykuje dla nas kolejną, większą historię...
Skupmy się na zaletach, a tych w dwóch najnowszych odcinkach było naprawdę sporo. Przede wszystkim Burce Wayne - nie będę już rozwodzić się nad tym, ile razy chłopak ten zmieniał zdanie, ważne, że w końcu przejrzał na oczy i rozegrał swoją sytuację w sposób doskonały. Nawet ta chłopięcość i nieśmiałość, z jaką David Mazouz ogrywa swoją postać, idealnie wpasowała się w odcinki The Son of Gotham i Worse Than a Crime. Nie ma tu już zero-jedynkowego podejścia do postaci, w którym Bruce albo był zagubionym dzieciakiem, albo (prawie) zamaskowanym mścicielem. Teraz każda decyzja sprawia mu trudność, a planowanie nie zawsze wychodzi zgodnie z wcześniejszymi zamierzeniami. Taki sposób narodzin Mrocznego Rycerza jak najbardziej mi pasuje.
Drugi plus – James Gordon. Tak jak przewidywałem, śmierć Parks mocno wpłynie na to, jak swoją pracę postrzegać będzie główny bohater. Ta wściekłość przewija się przez każdą scenę z jego udziałem: w sali sądowej (nawiązanie do filmu The Dark Knight?), podczas szykowania odbicia Bruce’a czy w trakcie rozprawienia się z Galavanem. Oby niosło to za sobą dalsze konsekwencje. Jasne, pozbyliśmy się antagonisty, jednak Gordon dalej jest stróżem prawa, a Barnes dalej jego przełożonym, powinno więc mieć to swoje odzwierciedlenie w nadchodzących epizodach.
W dwóch ostatnich jesiennych odcinkach była masa rewelacyjnych scen. Do jednej z nich należy z pewnością starcie Alfreda i Tabithi. Nie jest to oczywiście Daredevil, ale scena ta jak na standardy Gotham została tak ładnie ułożona i świetnie zmontowana, by pojedynek ten, pełen zaskoczeń i ciekawych chwytów, elektryzował. Druga scena to ta, w której spora część naszych bohaterów jednoczy się we wspólnym kroku w celu odbicia Bruce’a / zabicia Galavana. Grodon, Bullock, Pingwin, Cat, Alfred – Gotham’s Finest!
Oczywiście szyta grubymi nićmi intryga i niezbyt umiejętne wykorzystywanie suspensu nie pozwala cieszyć się serialem w pełni, jednak Gotham nabiera rumieńców i ciekawiej zarysowuje bohaterów, szczególnie Bruce’a, który zmężniał i przestał traktować wszystkich dobrych jako potencjalnych wrogów, a każdego złego jako przyjaciela, któremu można zaufać bez reszty. Ciekawe zresztą, jak zaprezentowany zostanie Mr. Freeze, którego mieliśmy okazję zobaczyć przez krótką chwilę w ostatniej scenie Worse Than a Crime (czy nie przypomina on Wam czasem Captaina Colda z The Flash?). Mam nadzieję, że wrócimy do początków jego zbrodniczej kariery – w końcu to jedna z najciekawszych postaci ze świata Batmana.
Dopiero pod koniec lutego wrócimy do Gotham, miejmy nadzieję, że lepszego i jeszcze ciekawszego niż w pierwszej połowie sezonu. To jest do zrobienia – wystarczy wprowadzić interesującego złoczyńcę (takiego do tej pory nie zobaczyliśmy), a jak wiadomo, produkcje komiksowe bardzo często są właśnie przez nich definiowani. Czy taki będzie Mr. Freeze? Hugo Strange? Może ktoś inny? Nie wierzę, że to piszę, ale trochę nie mogę się doczekać.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat