Gotham: sezon 2, odcinek 22 (finał sezonu) – recenzja
Finałowy odcinek Gotham był niczym impreza imieninowa u babci - działo się może i wiele, ale w bardzo ślimaczym i mało emocjonującym tempie. Niemniej oceniając cały sezon, trzeba przyznać, że produkcja mocno poszła do przodu i jest bardzo przyzwoitą propozycją ekranizacji komiksów ze świata DC.
Finałowy odcinek Gotham był niczym impreza imieninowa u babci - działo się może i wiele, ale w bardzo ślimaczym i mało emocjonującym tempie. Niemniej oceniając cały sezon, trzeba przyznać, że produkcja mocno poszła do przodu i jest bardzo przyzwoitą propozycją ekranizacji komiksów ze świata DC.
W teorii Gotham bez Batmana to właściwie nie Gotham, a zwykłe miasto, w którym po prostu wiele się dzieje. W praktyce też tak właśnie to wygląda. Twórcy, by ratować serial przed zdjęciem z ramówki, nie dość, że zrezygnowali z proceduralnej fabuły, to jeszcze zaczęli sięgać po bogactwo złoczyńców ze świata Detective Comics. To ma swoje dobre i złe strony, ale w ostatecznym rozrachunku udało im się w drugim sezonie nadać całej produkcji wyraz i jeśli traktować ten serial jako całkowicie odrębną historię właściwie niezwiązaną z Batmanem, to można czerpać z niej wielką przyjemność.
Finał sezonu jednak mimo wszystko rozczarował. Z reguły na ostatni odcinek szykowane jest wszystko to, co najlepsze, by efekt był jeszcze długo wspominany przez widzów. W tym przypadku do wspominania jest niewiele poza końcowymi scenami, ale o tym za chwilę. Finał był kontynuacją wątków rozpoczętych jeszcze kilka odcinków temu, czyli polowania na szalonego naukowca, jakim jest Hugo Strange. Dla młodego Bruce'a najważniejsze było to, by zdemaskować go jako zabójcę (a właściwie zleceniodawcę) swoich rodziców. Jim Gordon tradycyjnie niczym Don Kichot chciał mu w tym pomóc, ale nie do końca wszystko wyszło tak, jak sobie to planowali, dlatego bohaterów zastajemy uwięzionych i w teoretycznie beznadziejnej sytuacji. W przypadku Gordona jest o tyle gorzej, że w świat został wypuszczony jego sobowtór. I tu trochę dostajemy po twarzy od producentów – jego „klon” był na tyle nieudany, że praktycznie na pierwszy rzut oka można było rozpoznać, iż to jednak nie stary, dobry Jim. Nie zrobił tego ani Bullock, ani Alfred, który przecież zasłynął parę razy z szybkiej i dogłębnej analizy danej sytuacji. Zorientowała się dopiero wciąż szalona (i w tym wydaniu świetna) Barbara.
W Arkham nie było wcale lepiej. Zabawa w zagadki pomiędzy Bruce'em i Foxem a Nygmą była dość słabo rozegrana. Jedynym plusem było uświadomienie młodemu, że należące do niego Wayne Enterprises jest rządzone (tak jak i miasto) przez tajemniczą grupę. Już z poprzednich odcinków wiemy, że jest to Trybunał Sów, który według originu rządził Gotham na długo przed pojawieniem się Mrocznego Rycerza. I to też będzie jeden z wątków fabularnych napędzających akcję (oraz samego Bruce'a) w trzecim sezonie.
Wracając do Arkham - to, co tam się dzieje, momentami urąga inteligencji widza. Mam tu na myśli wątek z Hugo Strange'em, który wcześniej był jedną z ciekawszych postaci serialu, a na sam koniec został sprowadzony do statusu przerażonego doktorka. Z niebezpiecznego człowieka stał się osobą, której nikt praktycznie się nie obawia (co było widoczne w jednej ze scen, kiedy Gordon i reszta po prostu go olali i poszli się zająć „rozbrajaniem” bomby). Ucieczka Fish Mooney też nie porwała; wszystko odbyło się w sposób bardzo przewidywalny. Nakreślone zostały też już jej cele – powrót do rządów w przestępczym światku Gotham. Rządzić będzie się jej tym razem o wiele łatwiej dzięki mocy otrzymanej przez Hugo Strange'a. Jej powrót do serialu jest jednym z mniej udanych zagrań producentów i można żywić obawę, że przez to Gotham może wiele stracić.
Fish odegrała przy okazji ucieczki ważną rolę w nakreśleniu fabuły trzeciego sezonu. Autobus, którym odjechała, był wypełniony wszystkimi „produktami” szalonego doktorka. Dzięki temu wiemy, że w serialu pojawią się m.in. Szalony Kapelusznik czy bracia Tweedle. Ponadto będziemy mieli do czynienia z sobowtórem / bratem bliźniakiem / klonem młodego Bruce'a Wayne'a. Złoczyńców będzie z pewnością więcej, pytanie tylko, jak odcisną się na fabule trzeciego sezonu.
Gotham w tym sezonie pokazało, że z czasem może to być jedna z lepszych produkcji opartych na komiksach, a w przypadku serialowego świata DC - prawdopodobnie najlepsza. Od dawna zachwyca mroczny i ciężki klimat miasta, pojawia się sporo interesujących postaci z Pingwinem na czele, a fabuła systematycznie się rozwija w całkiem ciekawym kierunku. Owszem, zdarzały się odcinki i historie, które kompletnie nie porywały, a czasem wręcz były idiotyczne, co wynika z tego, że jakoś te 22 odcinki trzeba wypełnić, a scenarzystom nie zawsze wystarcza kreatywności. To było właśnie widoczne w finale sezonu, stąd należy sobie życzyć, że takich odcinków w trzecim będzie jak najmniej, bo potencjał jest naprawdę spory.
Źródło: zdjęcie główne: FOX
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat